BARLOW SORBUS i BARIBAL: za mało i za dużo

Z dodatkami do piwa należy postępować umiejętnie. Zarówno po to, by nie przegiąć, jak i by cokolwiek wniosły.

Od kilku miesięcy odnoszę wrażenie, że dla beer geeka piwo, które nie ma składników innych, niż standardowe woda, słody, chmiele i drożdże, nie jest w ogóle sexy. Większość z nas piła już wszystko (albo przynajmniej tak nam się wydaje), więc poszukuje czegoś „ponadto”. Nie oceniam tego zjawiska jako pozytywne czy negatywne. Sam chętnie sięgam po piwa, które oferują nieznane mi lub rzadko spotykane połączenia. Wiem też, że klasyki (rozumiane też jako AIPA i RISy bez dodatków) także dobrze się sprzedają, tyle że wśród innego grona konsumentów. A pewnie i ci najtwardsi geecy co jakiś czas sięgają po „coś zwykłego”.

Wracająć do samej idei stosowania dodatków takich, jak np. pulpy i soki z owoców, skórki cytrusów, orzechy, kakao itd., uważam, że jeśli ktoś się na nie decyduje, powinien tak wymierzyć ich wkład, by z jednej strony odegrały zauważalną rolę w smaku i aromacie. Z drugiej mańki – nie warto z nimi przesadzać, by nie przykryły innych cech wywaru.

Powyższe zdanie wielokrotnie złożone nie wzięło się z nikąd. Niedawno trafiłem bowiem na dwa piwa z dodatkami, gdzie w jednym ów ekstras był praktycznie niezwyczuwalny, zaś w drugim zmasakrował całą resztę składowych. Zacznijmy od tego pierwszego.

KORMORAN – Barlow Sorbus
Barley Wine
Alk. 10,5% obj., 26 Plato

Po sukcesie Imperium Prunum Kormoran słusznie doszedł do wniosku, że serię ślicznie wydawanych sztosów warto kontynuować, przy jednoczesnym zdjęciu hajpu i okiełznaniu cen. Co prawda chwili, gdy piszę te słowa, trwa afera związana z Esencją Prunum, na szczęście przy Barlow Sorbus udało się jej uniknąć.

Czymże jest to piwo? Oto Barley Wine, które moczyło się w tanku razem z jarzębiną. Przyznam – nie do końca pamiętam smak i zapach owej, ale nawet ten fakt nie przeszkadza mi twierdzić, że owoc ów jest praktycznie nie wyczuwalny. A jeśli nawet to łatwo go pomylić ze standardowym wachlarzem przeżyć oferowanym przez styl.

Mamy tu więc sporo karmelu, akcentów miodowych, natomiast dominantą okazują się być daktyle. I to zarówno w smaku, jak i aromacie. Serio, nie przypominam sobie drugiego tak daktylowego w odczuciu trunku! Plus za dobrze skomponowaną goryczkę (niską) i ograniczoną cielistość, która nie zabija pijalności.

Barlow Sorbus to bardzo dobre piwo, jednak obiecaną jarzębinę należy sobie dopowiedzieć.

DEER BEAR – Baribal
Russian Imperial Stout
Alk. 11% obj., 25 Plato

Grzesiek Durtan i jego Deer Bear chce robić za polskie Omnipollo – wnioskuję po stylistyce wpisów na FB oraz pomysłach na piwo. No i spoko, wszak zwolenników szwedzkiego browaru ci u nas dostatek, a i kombinowanie ze słodziutkimi dodatkami w RISie to coś, co tygrysy lubią najbardziej.

Baribal byłby eksperymentem bardzo udanym, gdyby na etykiecie (i oczywiście w piwie) znalazły się tylko: „cinamon”, „waffle” i „maple”. Słodyczy wszak i kuszącego ciasteczkowego posmaku nie sposób mu odmówić. Sęk w tym, że team słodyczka zostaje w sekundzie rozbity przez team „chili”.

Nie mam pojęcia ile papryczek wpadło do tanka, ale w ustach i w gardle harcują tak intensywnie, że żaden inny akcent nie jest w stanie ich skontrować. Palą, szczypią, zalegają. Z tego, co czytałem, moją opinię potwierdzają nawet chili-headzi, więc coś musi być na rzeczy…

**

Podobnych przykładów pewnie znalazło by się jeszcze mnóstwo i to nie tylko wśród polskich browarów. Wniosek jest więc prosty – kiedy bawisz się z dodatkami, rób to umiejętnie. 😉

Soundtrack: Illusion zapowiedziało nową płytę, a ja… wracam do Lipali. Ten numer lubię bardzo, bardzo.

(Visited 696 times, 1 visits today)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *