W świecie, gdzie festiwale, kranoprzejęcia i premiery piw już tak bardzo nas nie ekscytują, potrzebne są wydarzenia pokroju Baltic Porter Day.
Być może to tylko ja cierpię na syndrom starego pierdoły i po przejściu na zawodowstwo mój stosunek do piwnych eventów nieco się zmienił. Niemniej obserwuję, że większość z nich nie rozgrzewa już beer geeków tak mocno, jak kiedyś. Być może wyjadaczom brakuje drew, by rozniecić w sobie ogień piwnego szaleństwa, a może zastąpiliśmy sobie je innym paliwem, czytaj: bottle sharingiem i wspólnymi degustacjami rzadko dostępnych zagranicznych perełek.
Nie chcę tego zjawiska wartościować i – co też ważne – nie mam zamiaru mówić „drzewiej było lepiej”. Browary i knajpy mają już wypracowane inne kanały dotarcia do konsumenta, a ten sprofilowany jest już nie tylko jako geek, lecz także jako „zwykły człowiek”, który od czasu do czasu lubi wpaść do modnego miejsca i wypić coś ambitniejszego. Sądzę, że taką rzeczywistość powinniśmy przyjąć z otwartą przyłbicą.
Powyższe uwagi nie są bynajmniej wstępem do gawędy na temat piwnych imprez (o tym pisałem w kontekście festiwali choćby tutaj). Raczej chciałem podkreślić, że przy zalewie wydarzeń mało ekscytujących, Baltic Porter Day jawi się jako coś świeżego i naprawdę wciągającego. Cały wic polega na tym, że event nie ma ustalonego jednego miejsca, może poza „całą Polską”. Dzięki temu można go świętować wszędzie, o ile ma się na podorędziu reprezentanta stylu.
Ta uniwersalność, podbita zaangażowaniem lokali (86 oficjalnie biorących udział w akcji) i browarów (sporo nowości i jeszcze więcej „powtórek”), sprawiła, że o Baltic Porter Day mówiła cała piwna Polska. Nawet ci, wśród których wspomniany kilka akapitów wyżej ogień nieco przygasł.
Ja sam dałem się ponieść świątecznej atmosferze i wybrałem się na degustację kilku piw. Jasne, trochę zmobilizowała mnie do tego premiera naszego Deep Dark Sea BA, ale i bez niej chętnie ruszyłbym tyłek z domu.
Dodam jeszcze – a będą to oczywistości – że Baltic Porter Day ma jeden główny plus i jeden minus. Zaletą jest termin: trzeci weekend stycznia oferuje zazwyczaj pogodę barową, gdzie długie sączenie mocnego piwa, otwierającego się coraz mocniej z każdą minutą, coraz przyjemniej rozgrzewającego, sprawia wielką przyjemność. Minus to oczywiście moc Porterów Bałtyckich. Kolosy, które mają od 8 do 11% alkoholu zdecydowanie warto przyjmować w ograniczonych ilościach. Ja tego dnia spożyłem 5 małych, a i tak nie byłem najświeższy kolejnego dnia rano. 😉
BroPub
Wycieczkę zacząłem od naszego BroPubu, by porównać sobie obie wersje brokreacyjnego Deep Dark Sea. Z podstawy jestem zadowolony, z wersji BA – wręcz dumny. Śmiem ją nazwać jednym z naszych najlepszych piw ever (Imperialnego Nafciarza nic nie przebije ;)).
Druga warka „podstawy” to piwo na pewno bardziej ułożone i mniej alkoholowe od pierwszej warki. Dominuje gorzka czekolada, nuty ciasteczkowe, wspomagane ciemnym pieczywem. Co ciekawe, w opcji lanej z kranu pojawia się śliwka, której nie uświadczyłem w odsłonie butelkowej.
Z kolei Barrel Aged (beczki po Bourbonie) to królestwo wanilii i kokosa, które omamiają zmysły pozorną słodyczą i pełnią, przełamaną gorzką czekoladą podstawy. Niby nie wypada mi zachwalać własnego produktu, ale zaklinam Was – musicie spróbować tego piwa!
Craftownia
Drugim przystankiem mojej porterowej wyprawy była Craftownia, która na kranach miała aż cztery portery. Ja wziąłem dwa, których pić jeszcze nie miałem okazji.
Dziki Dzik to Bałtyk z Łąkomina. Piwo ma niższy ekstrakt (21 Blg) od innych piw degustowanych tego wieczoru, dlatego też w odczuciu był dla mnie najmniej cielisty. Profil smaku i aromatu bliski jest Tmavemu: rządzi ciemne pieczywo, przypieczone ciasto i trochę śliwek. Szkoda, że brakuje czekolady, gdyż to właśnie ona jest dla mnie – w tym stylu – najważniejsza. Poza tym nie mam większych uwag.
Poezją samą w sobie jest 5th Anniversary Imperial Baltic Porter Bourbon BA z Widawy. Profilem przypomina mi trochę naszego DDS BA, z tym że jest – w moim odczuciu – słodszy, bardziej waniliowy, mniej pumperniklowy. Cieszy słodyczą czekolady i pięknym ułożeniem. Cudowne piwo!
House Of Beer
W HoBie nastąpiło bałtyckie kranoprzejęcie Pracowni Piwa. Ponieważ cztery z ich Bałtyków już piłem, postawiłem na ten jedyny jeszcze nie goszczący w mym gardziołku. Mowa o Captain Baltic Whisky BA. Piwo ujawnia wytrawną stronę Porteru (w przeciwieństwie choćby do Szkieletora czy Barana z Jajem). Otrzymujemy sporo gorzkiej czekolady i ciemnego pieczywa, delikatnie wspartego dębiną (wanilia). Trunek bardzo dobry, acz moim zdaniem do osiągnięcia najwyższej formy brakuje mu jeszcze kilku tygodni.
**
Soundtrack: wróciłem ostatnio do Fair To Midland. Płaczę na myśl, że już nic nie nagrają…
Miałem dziś okazję wypić Imperialnego Nafciarza z warki do stycznia 2018, rzeczywiście urywa dupę, gładziutki, oleisty, czekoladowy, zero odczucia alko, a przede wszystkim torf współgra z całością nie przykrywając jej.