WARSZAWSKI FESTIWAL PIWA 6 – multirecenzja piw

Czasu mniej, szkło cholernie wielkie, ale mimo to przez trzy dni udało mi się spróbować kilkanaście nowych piw, które do Warszawy przywieźli kraftowcy.

Stolica żąda sztosów i nowości. Mało kogo obchodzą produkty flagowe, no chyba że nazywają się Samiec Alfa lub Buba Extreme. Ten trend zauważyłem na naszym stoisku, gdzie świeżynki rotowały jak szalone, podczas gdy klasyka – już niekoniecznie. Wyjątkiem Weizen, The Nurse. Widać lud potrzebuje dobrego „zwyczajnego” piwa, by przepłukać gardziel.

Ja przytuliłem w sumie 13 nowych piw przez 3 dni (nie liczę premier Brokreacji), ale nowym zwyczajem – z racji chaotycznych warunków oraz niewielkich próbek – nie wystawiam im ocen. Jedynie wrażenia. 😉

PRACOWNIA PIWA – 700!

Imperialne IPA z jeżynami – oto, co kryje się pod nazwą kolejnej rocznicowej warki Pracowni. Praktyka jednak zaskakuje, bowiem na wstępie piwo pachnie przede wszystkim… ziołem. Zakładam, że to efekt jakichś zabaw z chmieleniem. Jeżyny w aromacie trzeba się domyślać, za to pojawia się w smaku po lekkim ogrzaniu. Ciekawy motyw, nie powiem, ale jakoś mnie nie porwał.

PIWNE PODZIEMIE – Lord Cardigan

Średnio podszedł mi także imperialny Brown Porter z Piwnego Podziemia. Mało się tu dzieje jak na Imperiala, a piwu brakuje charakteru. Orzechy i nuta gorzkiej czekolady są, ale jakieś to wodniste, bez wyrazu. Plusuje przyjemna goryczka, która fajnie wybrzmiewa razem z orzechem laskowym. Sądzę więc, że piwo znajdzie swoich amatorów, ale ja raczej się nie załapię.

SZPUNT – Spectrum

Polecę za to RISa od ekipy Szpuntu. Jego pierwowzór domowy bardzo przypominał mi Mr. Hard’s Rocksa w swoim owocowym (żurawina, śliwka, figi) charakterze. Motyw ten udało się powtórzyć także w edycji komercyjnej, choć nie brakuje też obowiązkowych kawy i czekolady. Warto zwrócić uwagę na smukłe ciało, jakby nierisowe, co zdecydowanie wzmacnia pijalność. Ja w tej kompozycji kupuję ten pomysł.

BEER BROS. – Achtung Panzer

Piwna Brać władowała swojego Strong Lagera do beczek po whisky Yura i w efekcie wyszedł jej rarytas. Z zamkniętymi oczami stwierdziłbym, że to Barley Wine (acz nie mocno karmelowe) wymieszane z (ciekawostka) białym winem ze szczepów winogron o tropikalno-terpentynowym charakterze. Po takiej petardzie zaczynam wierzyć, że gdyby tak wziąć jakąś dobrą warkę VIPa, a następnie zalać nią beczkę, to kto wie, czy nie jeden beer geek miałby mokro w gaciach.

KINGPIN – Cherokee Blues

Kingpin rozmiłował się w klasycznym podejściu do znanych stylów i z każdym jednym robi to lepiej – zakładam, że to kwestia ogarnięcia Niechanowskiego sprzętu. Po bardzo udanym Saisonie chłopaki błysnęli mega aromatycznym (las, żywica, grejpfrut) AIPA, przyjemnie wytrawnym i na swój sposób sesyjnym. Goryczka wali w ryj, ale szybko odpuszcza. Ach, przypomniały mi się czasy, gdy człek jarał się każdym nowym reprezentantem gatunku, któren pojawiał się na rynku.

ŁĄKOMIN – Leśny Krecik

Pałacyk Łąkomin to jedyny browar wystawiający się na WFP, którego wyrobów w ogóle nie próbowałem, więc mając chwilę na wyprawę na parter, ochoczo podbiłem do tej ekipy, stawiając na FESa. I trochę się zawiodłem. Nie dam sobie niczego uciąć za tę opinię, ale nos mój i moich kompanów podpowiada, że Krecik powinien nazywać się Bretcik, ponieważ dzikie nuty pojawiają się zarówno w aromacie, jak i smaku. Końska derka, siano, obora – w kontekście części piw to narzut, który lubię, ale przy FESie jakoś mi nie leżał. Przeto nie polecam.

PRACOWNIA PIWA – Mr. Hard’s Rocks Sweet Dreams

Kolejna wariacja na temat Skałek Twardowskiego, tym razem z laktozą, przepuszczona przez kawę, ziarna kakao oraz zest pomarańczy. I to właśnie ten ostatni dominuje w piwie z Modlniczki, co byłoby nawet OK, gdyby nie – znów – me wielkie oczekiwania. Spodziewałem się delicji szampańskich z nadzieniem pomarańczowym, a otrzymałem takowy szejk z czekoladą. Też brzmi nieźle, przeto radzę Wam spróbować, ale czekałem na coś więcej.

PRACOWNIA PIWA – Lab-9

Za to nie mam pytań po wypiciu Lab-9. Porzeczka wręcz torpeduje nos od pierwszego zaciągnięcia, cudnie łącząc się z kwaskowo-słodową podbudową. W kuluarach słyszałem, że to najsłabszy z Labów A gówno się tam znacie. 😉 Inna sprawa, że cała seria stoi na takim poziomie, iż kolejnym reprezentantom coraz trudniej.

BROWAR STU MOSTÓW – Cranberry Sour Ale

Na Beer Geek Madness nie dotarłem na stoisko Stu Mostów, ale tym razem nie mogłem sobie odmówić degustacji. Tym bardziej, że wrocławianie potrafią w lekkie kwaśne piwa. To jest tylko kolejnym potwierdzeniem. Żurawina jest tu podana z rozwagą, bardziej jako faktor podbijający owocową kwaskowość smaku piwa. Obawiałem się, że będzie zbyt agresywna, ale właśnie nie – element Sour został tu dobrze wyważony, przez co piwo świetnie sprawdzi się jako płukanka gardziołka oraz letnie odświeżenie.

BROWAR JANA – Oktavio BA

Sytuacja jest taka, że Oktavio leżakowane w beczce po Bourbonie to bardzo dobre piwo. Problem w tym, że w ciemno trudno zgadnąć, iż to Quadrupel. Drewno totalnie zdominowało to piwo i to od gustu pijącego zależy, czy chwała mu za to, czy raczej hańba. Ja stawiam na tę pierwszą, ponieważ aromat kokosa, wanilii i charakterystyczny posmak destylatu dają radość z każdego łyku. Gdzieś tam w tle majaczą pozostałości po winie, śliwkach i fenolach, ale raczej przykryte przez główną bohaterkę.

ŁAŃCUT – RIS BA

I to jest, proszę Państwa, petarda, szczególnie gdy jest się członkiem #teamsłodyczka. Nie nazwałbym RISa (nie posiada jeszcze swojego imienia) z Łańcuta kompleksowym, ale za to jego dwie dominanty tak genialnie się uzupełniają, że wprost trudno wymagać więcej. Czekolada i wanilia połączone w gęstym płynie dają efekt budyniu, którego najchętniej jadłoby się łyżką. Pić szkoda, bo za szybko się kończy. Pewniak do tytułu sztosu, o ile ekipa z Podkarpacia zdecyduje się go zabutelkować i puścić w świat.

PINTA – Imperator Bałtycki Sherry Oloroso BA

Pintowy Imperator ma to do siebie, że lubi szybko się utleniać, przeto pierwsza nuta, jaką wychwyciłem, to właśnie odrobina miodu i ciemnych owoców. Okazuje się, że takie połączenie kapitalnie pasuje do leżanki w beczce po słodziutkim sherry. Chmielowe akcenty objawiają się tu wyłącznie w solidnej, ale krótkiej goryczce, natomiast resztę radości przynoszą wiśnie, śliwki oraz gęsta czekolada, z której Imperator także słynie – tutaj wzmocniona akcentami od drewna.

SPIRIFER – Scarecrow

Jeśli po kilku wpadkach postanowiliście wyrzucić browar Spirifer z orbity swoich zainteresowań to zaklinam Was – dajcie mu szansę! Ekipa z Warszawy sukcesywnie odbudowuje markę, a dowodem niech będzie pierwszy RIS. Przyjemnie czekoladowy, z lekka tylko kawowy, zdradliwie pijalny. Finiszuje miłą ziołową goryczką, poprzedzoną łagodnym muśnięciem czerwonych owoców. Do pełni szczęścia brakuje… pełni. Ale i tak polecam z czystym sumieniem.

(Visited 781 times, 1 visits today)

Jeden komentarz na temat “WARSZAWSKI FESTIWAL PIWA 6 – multirecenzja piw

  1. Dzięki za multirecenzję. Mała uwaga merytoryczna: Sherry Oloroso w żadnym wyparku nie jest „słodziutkim sherry”, jest zdecydowanie wytrawne, mocne i bogate w smaku, głównie suszonymi owocami i orzechami. Cudownie słodkim sherry jest przykładowo Cream, niestety raczej przykryłoby smakiem Imperatora…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *