Hop Hooligans w Krakowie (w trzech aktach)

Historia pewnej kooperacji, która wydarzyła się z powodu wakacji.

PROLOG

Rok 2017. Ruszam na wyprawę po Transylwanii razem z Kubą Niemcem z blogu The Beervault i jego ziomem, wtedy jeszcze mi nieznanym Mateuszem. Cele tej letniej wycieczki są trzy: miły, relatywnie aktywny wypoczynek – to raz. Odwiedzenie jednego z najpiękniejszych regionów Europy – to dwa. Przetestowanie rumuńskiego kraftu – trzy.

Nie będę wam tych wojaży opisywał w szczegółach w tym tekście, gdyż streściłem je tuż po powrocie w jednym z najlepszych tekstów na moim blogu. W innym, o tym, opisałem przegląd rumuńskiego kraftu. Osobny zaś artykuł poświęciłem piwom browaru Hop Hooligans.

Ekipa z Jilavy pod Bukaresztem już wtedy znacząco odstawała od reszty browarów z Rumunii. Zgadza się, zupełnie niezłe piwa miała zaprzyjaźniona z nimi Beretta, pojedyncze strzały zdarzały się Wicked Barrel czy Ground Zero. Jednak gdy brać pod uwagę liczbę piw dobrych, bardzo dobrych czy wręcz wybitnych, Huligani znacząco górowali. Moją wersję wydarzeń nie raz potwierdził znany z surowych ocen Kuba, choćby na lajwie, którzy przeprowadziliśmy za pomocą profilu Na Dnie Fermentora.

Wyjechałem z Rumunii z przekonaniem, że muszę chłopaków namówić na kooperację z Brokreacją. Wtedy na planach się skończyło, gdyż tak długo odkładałem napisanie wiadomości, aż w końcu o nich zapomniałem… Pamięć odświeżył mi zeszłoroczny Black Beer Fest w belgijskim Ieper, na którym pojawiłem się wraz z Mateuszem Górskim, natomiast Hooligans byli reprezentowani przez Mirceę Georgescu. Ustawiłem zatem prosty cel przed nami: namówić go na kooperację. Zaprosiłem zioma na stoisko, polałem kilka piw (w tym Potiona 2), wymieniłem się wizytówkami i… ruszyło. Po kilku tygodniach mailowania ustaliliśmy, co warzymy, kiedy warzymy i jak będziemy się bawić. W końcu się udało, sztukę należało zacząć.

AKT 1: Biforek

Czwartek, 28 marca, Kryspinów. Siedzimy z Mateo na parkingu przy słynnym zalewie (żeby nie płacić wielkiej puli pieniążków za parking na lotnisku) i czekamy na informację o tym, że samolot ze znanym wam już Mirceą oraz Cristianem Dinu – współwłaścicielem Hop Hooligans – na pokładzie wyląduje na lotnisku w Balicach. Pijemy jakieś bezalkoholowe gówno oraz dziwimy się po wizycie w pobliskim sklepie Centrum, jak w XXI wieku można dopuścić do tego, by na półkach leżały butelki przeterminowanego piwa. Serio, ktoś tam w końcu poleci…

Gdy Flight Radar pokazuje, że aeroplan podchodzi do lądowania, ruszamy na lotnisko. Parking o 21:00 jest praktycznie pusty. Idziemy do hali odlotów, tam spotykamy nikogo innego jak Sławka Peszkę, który też czeka na pasażerów „naszego” samolotu. Nie wiem na kogo, ponieważ Mircea i Cristian wychodzą wcześniej. Bez zbędnych ceregieli idziemy do samochodu.

Gadka szmatka, dowiadujemy się, że chłopaki są po raz pierwszy w Polsce, więc w sumie nie do końca wiedzą, czego się spodziewać. Co prawda ekipa Pinty (reprezentowana przez Ziemka, Pawła i Filipa) co nieco im opowiedziała, ale co innego słowa, a co innego rzeczywistość. Zajeżdżamy na ul. Stradomską. Hooligansi są sprytniejsi od przeciętnego misia i rezerwują apartament… minutę drogi od BroPubu. Taka sytuacja aż prosi się o to, by zacząć ten weekend dzień wcześniej miłym, acz niezobowiązującym posiedzeniem.

Rozmawiamy o naszych browarach. My opowiadamy o planach na budowę zakładu Brokreacji oraz o tym, gdzie i dlaczego obecnie warzymy. Idea jedynego w Polsce browaru współprowadzonego przez zakonników robi na Hooligansach wrażenie. Oni warzą we własnym zakładzie, położonym kilkanaście kilometrów na południe od Bukaresztu, w którym Mircea i Cristian mieszkają. Jilava, bo taką nazwę nosi ta miejscowość, okraszona jest mnóstwem magazynów, co ułatwia znalezienie przestrzeni dla siebie. Hop Hooligans posiadają warzelnie o wybiciu 8 hl i kilkanaście tanków. W sumie rocznie produkuje ok. 1 tys. hl. Jak na jedynych z liderów rewolucji z Rumunii nie brzmi to szałowo, ale należy mierzyć siły na zamiary. Jeśli przyjdzie moment na rozbudowę, panowie Georgescu i Dinu z pewnością ją rozważą.

Po kilku godzinach rozmów udajemy się do naszych łóżek, wszak wkrótce ruszamy na warzenie!

AKT II: warzenie

To ja może od razu podsumuję ten wyjazd, który rozpoczął się o 8:30 w Krakowie, a zakończył ok. 15 w Szczyrzycu. Cristian nazwał tę kooperację najłatwiejszym warzeniem w życiu. Wszystko zostało zaplanowane i ułożone wcześniej. Karta warki zapięta na ostatni guzik. Pierwsze wybicie dzień wcześniej, drugie – by zapełnić cały 20 hl tank – odbywało się przy nas, ale to sprawiło, że jedyne, co musieliśmy doglądać i sprawdzić, to poziom „nakawowienia”.

Warzyliśmy bowiem Coffee Coconut Foreign Extra Stout.

Kawę – rewelacyjną, moją ulubioną ostatnio Yellow Bourbon – postanowiliśmy dodać na dwóch etapach: do zacierania oraz na hop gun. Na zimno polecą także płatki kokosowe. Nie będę ukrywał, kawa w zacieraniu nie zrobiła piorunującej roboty, ale mam pewność, że przez HG wykręcimy maksa (już to testowaliśmy na The Gravedigger Coffee & Vanilla i wiemy jak jest).

Oczywiście warzenie było tylko dodatkiem do całego dnia (odpowiadali za nie szczyrzyccy warzelani). Kwintesencją – zwiedzanie browarów, degustacja piwa z tanków oraz odwiedziny u naszych znajomków ze Smykania. Grochówka to jest, proszę Państwa, sztos. Cenię pomysłowość i klasę innych cydrowni, ale jednak Symkan jest dla mnie topem topów. Szczególnie dzikie klasyki to jest bajka. Polecam z całego serca!

Co do naszych piw to chłopakom najbardziej siadł oczywiście Potion #2, którego buteleczkę wygrzebaliśmy z magazynu. Pochwalili na DDSy, czy Lumberjacka, natomiast z serii klasycznej totalnie rozwaliła im berety… The Nurse. Klasyczna pszenica, fermentowana płynnymi drożdżami z Fermentum Mobile. Jej intensywny fenolowo-bananowy profil zrobił im dzień, a przy okazji przyniósł na myśl pomysł na piwo, które uwarzymy w Rumunii (o czym za chwilę) – Vanilla Milkshake Hefeweizen, może z malinami. Brzmi wystarczająco szalenie? 😉

Po wszystkim wsadziliśmy zady do samochodu i ruszyliśmy z powrotem do Krakowa, by tam, po krótkim odpoczynku, rozegrać ostatni akt imprezy.

AKT III: kranoprzejęcie

Skoro już Hop Hooligans warzyli z nami piwo, postanowiliśmy zorganizować im także kranoprzejęcie. Zamówiliśmy w sumie sześć piw, z czego na ruszt trafiło najpierw cztery. Wybierałem trochę na czuja, ponieważ znane mi było tylko jedno. Na szczęście mój i Mateusza nos okazał się być dobrym sprzymierzeńcem.

Co ciekawe, tego samego wieczora podpięliśmy beczkę Fortunatusa z browaru Fortuna, gdyż byliśmy jednym z niewielu lokali w Polsce, który polewał to piwo. Połączenie tych dwóch wydarzeń sprawiło, że BroPub wypełnił się do ostatniego miejsca. Lubię takie widoki. 😉

Nie rozpisując się o szczegółach samej imprezy oraz rozmów, przejdę do sedna, czyli krótkiej charakterystyki wszystkich degustowanych tego dnia piw ziomali z Rumunii.’

Crowd ControlNew England IPA – 6% ABV

Bazowe piwo Hooligansów, a zarazem jedno z pierwszych New Englandów, jakie piłem. Posmakowało mi w Rumunii, smakowało i tutaj. Ślicznie pachnące cytrusami (czerwone pomarańcze) i tropikami (marakuja, mango), z lekką nutą żywicy. W smaku króluje przyjemna zbożowa gładkość wymieszania z całą feerią owoców nie tylko od chmieli, ale tego estrów z fermentacji. Zero agresywnego drapania od horrendalnego hop-ratingu, miła, acz ładnie zaznaczona goryczka. Świetny wywar. [8]

Collision Course DDH Double NE IPA – 8,5% ABV

Podwójne NE IPA nieco różni się od podstawki, przede wszystkim chmieleniem (tutaj mamy Comet i Centennial). Niestety, klasą również. Mam wrażenie, że piwo jest aż ZA świeże, przez co drożdże jeszcze nie posprzątały po sobie tak dobrze, jak by mogły (odrobinka siarki). Chmiel także mógłby być bardziej intensywny – w kontekście standardów DDH. Smak zdominowany przez słodową słodycz, z minimalnym wpływem chmieli i drożdży. [5]

HeartbreakerRed IPA z hibiskusem, limonką i jalapeno – 6,5% ABV

Ocena tego piwa zależy od faktu, jak podchodzi się do dodatków. Jeśli czytając opis spodziewacie się intensywnej cytrusowości i pikantności, będziecie zawiedzeni. Jeśli jednak zależałoby wam na posmakowaniu balansu, na który składają się te dwa dodatki, wtedy będziecie zdecydowanie na tak. Dominantę stanowi tu ewidentnie hibiskus: kwiatowo-herbaciane nuty całkiem przyjemnie łączą się ze słodowością Red IPA i potężną dawką chmielu na aromat. Limonka i jalapeno jedynie uzupełniają ten wachlarz. Smaczne. [7]

Yuri’s Cosmic BasilImperial Berliner Weisse z bazylią i wiśniami – 6% ABV

Zdecydowany numer jeden tego wieczoru. Piekielnie bogaty, wielowymiarowy wywar, który daje dokładnie to, co obiecuje. Mamy więc solidną, ale nie przesadzoną kwaśność Berlinera, ubraną w imperialne szaty. Te przejawiają się w bardziej uwydatnionym ciele i pszenicznej gładkości. Bazylia dodaje świeżość, wiśnie – w zapachu słodycz, w smaku cierpkość. Taki miks sprawia, że piłem to piwo niczym ambrozję. Rewelacja! [9,5]

CaravanseraiRussian Imperial Stout z herbatą Lapsang – 13% ABV

Kawał dobrej roboty robi też RIS z wędzoną herbatą. Po pierwsze: jest to tradycyjne ujęcie stylu, a więc wytrawne, goryczkowe, smakujące jak gorzka czekolada. Do tego ta cudowna wędzonka, która ma w sobie coś z ogniska i coś z torfu. A całość pochodzi wyłącznie od herbaty! Skądinąd to było najczęściej zadawane chłopakom pytanie wieczoru: czy aby na pewno nie używaliście tutaj słodów wędzonych. No nie używali, skubańcy. [8]

A na deser…

FORTUNA – Fortunatus IWild Barley Wine Barrel Aged – 13,1% ABV

Dla mnie to piwo jest manifestem, że to nie sprzęt warzy, a człowiek. Oczywiście, aparatura i instalacja, gdy kijowe, zawsze efekt finalny chrzanią, ale nie będzie dobrego trunku bez zdolnego technologa. Odkąd do Fortuny dołączył Marcin Ostajewski, dzieją się tam dobre rzeczy, acz przyznam, że dopiero Fortunatus w pełni mnie satysfakcjonuje jeśli chodzi o walory smakowe i aromatyczne. Mnóstwo ciemnych owoców (śliwki, jeżyny, figi), akcenty syropu klonowego, mnóstwo wina oraz nutka wanilii. Bardzo kompleksowy i przyjemny trunek. Acz 0,3l nie zmęczyłem. 😉 [8,5]

EPILOG

Szaleństwa barowe trwały chyba do 3:00, kiedy to Hooligansom włączył się zdrowy rozsądek, gdyż o 11:00 mieli samolot powrotny. 😉 Przybiliśmy sobie piątki więc raz jeszcze, podziękowaliśmy za świetną zabawę i powiedzieliśmy: do zobaczenia.

13 czerwca lecimy bowiem z Mateuszem do Bukaresztu. W planach mamy warzenie kooperacyjnego piwa z HH, zwiedzanie miasta (tam jeszcze nie byliśmy) oraz krótką wycieczkę do… Timisoary na festiwal piwa. Szykuje się kolejny samobójczy weekend. To lubię najbardziej!

(Visited 411 times, 1 visits today)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *