Chmielem po nosie – wrażenia na gorąco

Title hops

Veni, vidi, wypili – dzisiejszego wieczoru w Krakowie rządzą piwa. Bardzo dobre piwa.

Środa to znakomity czas na browar, szczególnie w przypadku powrotu Ligi Mistrzów. Choć owa, jak wam pisałem, nie jara mnie już tak bardzo jak kiedyś, to zawsze stanowi pretekst do spotkania się ze znajomymi i wychylenia piwa albo ośmiu. Ja jednak zrobiłem na opak i w knajpach postanowiłem spędzić popołudnie, by możliwie najszybciej zdegustować trzy nowości Pracowni Piwa, które właśnie weszły do krakowskich knajp. W Strefie Piwa pojawił się Pepik, w Omercie Vendetta, z kolei House Of Beer kusił Big Chmielowskim. Wszystko to w ramach akcji projektu H.O.P.S. Kraków, o którym możecie przeczytać w jednym z poprzednich wpisów.

Po pracy wpadłem do domu na obiad, przyodziałem się w lżejsze ciuszki (gdy rano wychodziłem z mieszkania było cholernie zimno) i ruszyłem na krakowski Kazimierz, by rozpocząć maraton z „Chmielem po nosie”, bo takie miano nosi trwające właśnie wydarzenie. Najpierw wpadłem do Strefy Piwa, gdzie porozmawiałem z przemiłym i łebskim panem barmanem, który opowiedział mi co nieco o Pepiku, a także wręczył do wypełnienia arkusz – test wiedzy. To konkurs spreparowany specjalnie na okoliczność wydarzenia, dotyczący wszystkich uczestników H.O.P.S. Kraków oraz głównego bohatera przedsięwzięcia – chmielu. Jeśli wiesz, kiedy w House Of Beer otwarto piwnicę, co oznacza słowo Omerta oraz ile kapsli znajduje się na ścianie Strefy Piwa, śmiało próbuj swoich sił. Wypełnione testy można składać do 1 marca, do 23:59 w każdym z klubów.

Później zawędrowałem do umiejscowionej nieopodal Omerty. W lokalu nie tylko uraczyłem się Vendettą, ale także mogłem sobie pooglądać i powąchać słody oraz chmiele użyte do produkcji piw biorących udział w akcji. Cóż, jeśli chodzi o zielone przyprawy, dostępny był tylko granulat, więc ciężko było podniecić się jego widokiem, za to cudownymi zapachami moich ukochanych Simcoe i Cascade – i owszem. Wycieczkę skończyłem w jak zwykle wypełnionym po brzegi House Of Beer.

A teraz najważniejsze – piwa! Czy warto było czekać? Jak wyszły? Które warto spróbować? Na ostatnie pytanie odpowiem od razu: wszystkie! Szczegóły poniżej.

Pepik

PEPIK
Czesi najwyraźniej także połknęli amerykańskiego bakcyla, bowiem wyhodowali sobie odmiany chmielu AgnusKazbek, które podobnie jak ich koledzy zza oceanu nadają piwu charakterystyczny cytrusowo-kwiatowy aromat i smak. To właśnie one dominują w Pepiku, jednak są też ciekawie skontrowane przez czyste, ziołowe zapachy chmieli Sladek Żateckiego, które sprawiają, że piwo finiszuje bardzo mocną goryczką. Efekt jest mocno lagerowy, co mówiąc szczerze mnie osobiście nie do końca odpowiada, ale na pewno znajdzie swoich amatorów.
Pozostałe atrybuty są bardzo poprawne, ale też nie rzucają na kolana. Niska, szybko opadająca piana (plus za ładne osiadanie na ścianach), złoty kolor, lekko mętne, dobrze pijalne, ale koledzy – o których będzie za chwile – biją go pod tym względem na głowę.
Tym niemniej to ciekawy eksperyment, browar na granicy najbardziej charakterystycznych smaków piw dolnej i górnej fermentacji.
OCENA: bardzo mocne 7.

Vendetta

VENDETTA
Do uwarzenia tego specjału Pracownia Piwa użyła chmielów pochodzących z Nowej Zelandii, oraz słodów karmelowegopalonego. Skorzystanie z tych ostatnich od razu rzuca się w oczy, dzięki szlachetnej ciemnobursztynowej, nieprzejrzystej barwie oraz bardzo subtelnym nutom karmelu i kawy zbożowej. To puszczenie oka do fanów piwa ciemnego, do których się zaliczam, niezwykle mnie rozochociło i chłepcąc Vendettę nie zawiodłem się.
To piwo bardzo łagodne, może i z dość ograniczoną treściwością, za to z przyjemnym słodowym finiszem i bardzo dobrą pijalnością. Chmiele nowozelandzkie nie są aż tak cytrusowe, jak amerykańskie, acz taka Pacifica ładnie pałęta się po języku, dając posmak mango.
Esteci docenią urodziwą, lekko kremową pianę Vendetty, która bardzo długo się utrzymuje i poprawnie osiada na ścianach szklanki.
OCENA: zasłużone 8.

Big Chmielowski

BIG CHMIELOWSKI
Dla mnie to najlepsze piwo, jakie skosztowałem tego wieczoru, być może dlatego, że jestem tradycjonalistą i niczym Mamoń lubię to co znam. A Chmielowski to wręcz kwintesencja amerykańskiego pale ale, atakująca wynikającym z użycia takich chmielów, jak Cascade, Citra  i Amarillo, intensywnym zapachem cytryny, limonki, mango i korzennych przypraw, kusząca złocistą, mętną barwą, piękną drobnopęcherzykową pianą, która towarzyszy nam do samego końca degustacji.
Big jest niezwykle orzeźwiający, pięknie pijalny, głównie dzięki równowadze pomiędzy wpływami chmielu i słodu. Ten pierwszy gdzieś tam majaczy na migdałkach po przełknięciu, miło stawiając kropkę nad „i” każdego łyku, drugi umiejętnie łagodzi goryczkę.
OCENA: dam 9, bo się jaram.

Przypominam, że w sobotę premiera czwartego piwa uwarzonego na okoliczność „Chmielem po nosie” – Crack Off. Na pewno go wypróbuje. A Państwo, miast siedzieć teraz przed kompem, proszę spiąć poślady i wyruszyć na degustację. Na zdrowie!

(Visited 48 times, 1 visits today)

0 komentarzy na temat “Chmielem po nosie – wrażenia na gorąco

  1. Pingback: SMOKED CRACOW: Ku czci smogu | Jerry Brewery

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *