Tu papryczka, tam pieprz, tu imperialne IPA, tam stout na sterydach. Pracownia Piwa i browar Podgórz przygotowały piwa gotowe skopać tyłki i wypalić gardła wszystkim miłośnikom piwa. Jak im poszło?
Beer Geek Madness – o tej imprezie powiedziano już wszystko. To nie tylko wydarzenie, dzięki któremu polscy piwosze mieli okazję do zapoznania się z twórcami znakomitego browaru Mikkeller, ale przede wszystkim miejsce, gdzie polski kraft miał pokazać swoją siłę i pomysłowość.
Spośród kilkunastu piw, które przyszykowano specjalnie na tę okazję, moje zainteresowanie szczególnie wzbudziło O Rzesz Ku… (pisałem o tym przy okazji recenzji propozycji z browaru Bednary), a następne w kolejce były Dragon Fire z Pracowni oraz Czekoladowa Dolina z Podgórza. To miały być piwa totalne, z charakterem, zaskakujące dodatkami, wyraziste.
Obawiałem się, że w związku z moją nieobecnością w Zaklętych Rewirach nie będę miał okazji ich spróbować, ale na szczęście niezawodna Kontynuacja zorganizowała „dogrywkę” BGM i zapięła na kranach kilka piw z imprezy, w tym właśnie wspomniane dwa. Pognałem więc co prędzej do knajpy, by sprawdzić, czy było się czym ekscytować.
DRAGON FIRE
Pracownia Piwa
Pepper Rye Imperial IPA
Skład: woda; słody (w tym żytni); chmiel; pieprz; drożdże
Cyferki: alkohol 7,6% obj., ekstrakt 18° Blg, 120 IBU
Jakiś czas temu na rynku pojawiło się piwko Amerykańska Pszenica z Browaru Na Jurze, czyli american wheat z dodatkiem czerwonego pieprzu. Narzekałem wtedy, że nie jest to odpowiedni styl, by dosypywać do niego ostrą przyprawę i warto spróbować użyć jej w piwie mocarnym, degustacyjnym.
Mówisz i masz! Pracownia Piwa postanowiła wsypać pieprz do swojego imperialnego IPA, napędzanego kleistym słodem żytnim. Efekt – rewelacyjny! Zacznijmy od wyglądu: Dragon Fire to ciemno bursztynowy płyn, lekko zmętniony. Pokrywa go kremowa, niska piana, za to gęsta i o bardzo dobrym lacingu.
W zapachu rządzą chmiele: tu tropiki i cytrusy, tam sosna i zioła. Nie trudno wyczuć też pieprz, który przy głębszym zaciągnięciu kręci w nosie. Zbożowość od żyta pięknie uzupełnia paletę aromatów.
Smak to prawdziwe mistrzostwo świata! Ile tu się dzieje! Pierwsze akordy są rześkie, cytrusowe i tropikalne. Po chwili Dragon Fire atakuje pieprzną i przyprawową nutą – wyraźną, ale nie palącą, raczej po prostu uzupełniającą pełnię smaku. Finisz to zaś bardzo konkretna goryczka (w końcu piwo ma 120 IBU), ale szlachetna, krótka, ziołowa.
Oczywiście IIPA z Pracowni daje uczucie pełni w ustach oraz kleistości od żyta. Jednak jest genialnie zbalansowane, ani za słodkie, ani za gorzkie i przyjemnie, umiarkowanie nagazowane. Po prostu w punkt. A co mi tam – daję maksa!
CZEKOLADOWA DOLINA
Podgórz
Imperialny Stout
Skład: woda; słody; chmiel; ostre papryczki; drożdże
Cyferki: alkohol 7% obj., 19° Blg
Prezentując Czekoladową Dolinę jeszcze przed imprezą, organizatorzy BGM podali, że będzie to bardzo czekoladowy stout imperialny. Nie zdradzili jednak, że w kotle warzelnym znalazły się także ostre papryczki. Duuuużo ostrych papryczek.
Pamiętam, że przy okazji recenzji Hadesa z Olimpu, który także zawierał to palące warzywko (i to chyba nawet pięć gatunków), narzekałem, że jego obecność nie jest tak wyczuwalna, jak mogłaby być. Po spróbowaniu Czekoladowej Doliny muszę odszczekać…
Ale po kolei – mamy do czynienia z czarnym, nieprzejrzystym płynem, na którym spoczywa gęsta, niska jasnobrązowa piana. Zapach nie znamionuje hardcore’u, który czyha tuż za rogiem – ot, gorzka i mleczna czekolada miesza się z estrami śliwkowymi i wiśniowymi. Papryczek praktycznie w ogóle nie czuć.
Za to w ustach ostrość dosłownie i w przenośni daje popalić. Przyznaję, nie mam zbyt wysokiego progu tolerancji pikantności, ale uważam, że i tak w Podgórzu ktoś totalnie przegiął bagietę. Ogień przykrywa wszystko i wykręca gębę na piątą stronę. Pierwszy akord jest jeszcze zdradziecko oleisty i czekoladowy, ale później gardło zostaje storpedowane ostrością. Na finiszu papryczki odpuszczają, pojawia się łagodny, czekoladowy kwasek.
To jednak nie jest piwo dla mnie. Nie sposób odmówić mu charakteru i wyrazistości, ale ja osobiście nie czerpię żadnej przyjemności z picia tego pożaru.