HARDCORE IPA: Wyższy poziom hardcore’u

Hardcore IPA, Brew Dog

Hardcore IPA próbuje wyskoczyć przez moje okno…

Za co kochamy hardcore? Za krótkie, bezpretensjonalne kompozycyjne strzały, za ostry język i jeszcze bardziej agresywną otoczkę. Nie dziwię się, że imperial IPA ze szkockiego browaru Brew Dog dorobiło się takiej nazwy.

Łomot, jaki może sprawić niezbyt obytemu z mocnymi piwami konsumentowi, jest wprost cudowny. Gdy poczęstowałem moją koleżankę łykiem granatowego z etykiety Brew Doga, ta ku mej uciesze pięknie wykrzywiła buzię i wydobyła z siebie głośne „ble!”.

Faktycznie, Hardcore IPA to piwo ekstremalne, którego wszelkie parametry podkręcone są do granic możliwości i zdrowego rozsądku. 9,2% alkoholu (1,083 OG) na narodzie polskim wrażenia pewnie nie zrobi, ale już na piwoszu – i owszem. Dodajmy do tego monstrualną goryczkę, 150 IBU i już możemy zbierać szczękę z podłogi. Chyba nie zdziwicie się, jeśli powiem, że browar ów jest bardzo słabo pijalny, choć w przypadki imperial IPA to rzecz jasna żadna wada.

Zacznijmy od zapachu. Jaka woń unosi się nad hardocore’owcami? Ano, są to osobnicy – powiedzmy to dyplomatycznie – bardzo ruchliwi, a zatem narażeni na sporą potliwość. Na szczęście piwny hardcore pachnie wybornie, klasycznymi dla imperiala aromatami amerykańskich chmieli (dominuje cytrusowy Simcoe, choć występują jeszcze cytrusowo-korzenny Columbus oraz lekko żywiczny Centennial). W tej materii nie ma się więc do czego przyczepić. Podobnie jak i do miedzianego koloru o bardzo dużej przejrzystości. Z zadowolenia zapodam sobie Minor Threat.

Nieco gorzej jest z pianą. Hardcore’owcy dysponują przeróżnymi fryzurami, od długich piór do łysego skalpu, ale za to IPA na brak „nakrycia głowy” pozwolić sobie nie może. Czytałem już w kilku miejscach, że imperial z Brew Doga charakteryzuje się wysoką, jak na swoje średnie wysycenie pianą, tymczasem ta, która utworzyła się w moim pokalu prezentowała się nad wyraz ubogo. Jasne, była jednolita, o dużych pęcherzach, przejrzyście biała i pięknie osadzała się na ściankach naczynia, ale daleko jej do obiecywanego puchu. Dokładnie jak ze śniegiem tej zimy, nieprawdaż? Może to kwestia partii (drugie zeszłoroczne warzenie, data ważności: 1 czerwca 2014)…

Najsłabiej jest ze smakiem, który podkręca tempo z każdym łykiem. Na początku niby wszystko jest okej, mordercza goryczka i alkoholowość niwelowane są przez przyjemne, orzeźwiające nuty słodowe, jedynie na finiszu dając o sobie znać. Jednak z każdym kolejnym łykiem alkohol staje się coraz bardziej wyraźny i w pewnym momencie zaczyna wyczuwać się etanol, jakby miało się do czynienia z Żubrem, a nie kosztującym ok. 11-12 zł chwalonym browarem z Wysp…

Bo z hardcorem nie można przegiąć, cały czas trzeba pamiętać o zaangażowaniu, które skuteczniej niż brutalność nadaje wyjątkowości kompozycji. Imperial IPA z Brew Doga to pozycja wartościowa, ale nie tak wybitna do jakiej była predestynowana. Lekki smuteczek.

piwo7

(Visited 76 times, 1 visits today)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *