Pasjonowanie się piwem nie oznacza, że co drugi dzień chodzisz ze zrytym beretem.
PO RAZ 32.
Dziś rozpoczyna się sierpień, a wraz z nim startuje 32. edycja miesiąca trzeźwości. Jest to okres ustanowiony przez polski Kościół katolicki, do którego również należę, w którym to zachęca się (pokreślenie moje – nie „nakazuje”!) do szczególnego zachowania trzeźwości.
Wprowadzony przez episkopat pod wodzą abp. Józefa Glempa w 1984 roku czas miał być niejako kontynuacją nauczania kard. Stefana Wyszyńskiego, który – odnawiając Śluby Jasnogórskie – głośno nawoływał m.in. do walki z pijaństwem.
Cóż, nie da się ukryć, że Polacy od zawsze mają szczególną skłonność do wprowadzania się w odmienny stan świadomości za pomocą alkoholu. Wizerunek ten dodatkowo podkręciła komuna, gdzie z czym jak z czym, ale z kupnem wódki problemu nie było (a przynajmniej tak wynika z relacji tych, którzy pamiętają ten okres). Apel o trzeźwość, wzmocniony wprowadzeniem miesiąca jej poświęconego, wydaje się być więc rozsądnym krokiem władz kościelnych.
Jednak, mówiąc szczerze, nie dysponuję żadnymi danymi potwierdzającym skuteczność owych nawoływań. Nie wiem czy i o ile od 1984 roku spadała liczba alkoholików w naszym kraju, ani – jeśli udało się ją zredukować – na ile wpływ na ten fakt miała akcja polskiego Kościoła. Tak czy owak – dobrze, że przynajmniej o problemie pijaństwa się głośno mówi.
Z UMIAREM
Piszę o tym wszystkim nie bez kozery. Otóż kilka dni temu na temat miesiąca trzeźwości zagadnął mnie kumpel, który spytał jak – jako chrześcijanin – łączę swoją pasję, polegającą jakby nie było na regularnym wprowadzaniu do organizmu alkoholu, z rzeczonymi apelami Kościoła? Czy przez sierpień nie wezmę do ust ani kropli piwa?
Oczywiście, że wezmę, nie jedną, ani nie dwie. Wypiję prawdopodobnie taką samą ilość ulubionego napoju, co w lipcu, czerwcu, maju itd. Ale to oznacza, że tak samo, jak wcześniej, będę się kontrolował, by nie przekroczyć magicznej granicy pomiędzy degustacją a zerwaniem filmu.
Przeliczyłem sobie na szybko, że odkąd prowadzę bloga, wstawiony (podkreślam: nie pijany!) byłem, hmm, ze trzy razy. Wrocławski Festiwal Dobrego Piwa 2014, Wrocławski Szlak Piwny w grudniu 2014 oraz pierwsza edycja Craft Beerweek (głównie dlatego, że większość piw otrzymałem za darmo…). Nieee, nie jestem z tego powodu dumny, lubię bowiem zachowywać pełną kontrolę nad tym co robię i w jaki sposób mówię. I tak sądzę, że mój wynik jest całkiem dobry.
Uważam więc, że umiem „obchodzić się” z piwem i już od dawna nie porównuję go do kręgli („wyjebać jak najwięcej za jednym razem”). Kluczem jest nie tylko umiar, lecz także podejście do samego napoju. Nie traktuję go jako sposób na szybkie odcięcie kurka. Raczej jako doskonały produkt, nad którym warto się trochę dłużej pochylić, degustować, podziwiać – zupełnie jak z winem.
EDUKOWAĆ!
Mam wrażenie, że prezentowanie takiej postawy i edukacja społeczeństwa, wyjaśniająca mu, jak podchodzić do alkoholu i jak pić dla doznań smakowych i węchowych, a nie zerwania czapy, mogą przynieść zdecydowanie większy pożytek, niż apele o trzeźwość.
Zauważam bowiem, że do ludzi – na dłuższą metę – nie przemawiają komunikaty negatywne. Informacja na temat szkodliwego wpływu alkoholu na zdrowie, pokazywanie patologii w rodzinach alkoholików, straszenie drastycznymi scenami z miejsc wypadków drogowych… Znacie kogoś, kto zmienił swoje podejście pod ich wpływem?
Dlatego może zamiast kija lepiej podać ludziom marchewkę? Pokazać tradycję i kulturę piwną, innych alkoholi zresztą też. Nauczyć się je pić, degustować, oceniać. Pokazać, jaką mają alternatywę.
Nie wiem, czy to pomoże i rozwiąże problem pijaństwa w naszym kraju. Nie mam pewności, czy osobników lubujących się w chlaniu do oporu da się przekonać walorami smakowymi. Jestem jednak przekonany, że po 32. latach warto spróbować czegoś innego, niż jedynie apel.
Kościół katolicki i trzeźwość- dobre sobie. 😉 Szczególnie abp Sławoj Leszek „Flaszka” Głódź i bp Polak (ten od spowodowania kolizji po pijaku) mają dużo do powiedzenia w tym temacie. Księża piją na potęgę i wszyscy o tym dobrze wiedzą… no może z wyjątkiem słuchaczy Radia Maryja, którzy zawsze ich idealizowali i PiS-u. Z resztą moherki też pewnie to wiedzą, tylko że fanatyzm odebrał im rozum. Niestety duchowni zawsze byli hipokrytami. Krytykują wszystko i wszystkich idealizując własny stan, mimo potężnego stopnia zwyrodnienia. Chcąc organizować coś takiego najpierw powinno się zacząć od zwalczania pijaństwa we własnych szeregach.
Cytując biblię należałoby napisać „Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz?”
To temat na inną dyskusję. Podejrzewam, że odsetek pijących duchownych oraz duchownych hipokrytów jest dokładnie taki sam, jak w przypadku innych grup społecznych 😉
Nie mam danych można założyć że tak. Zasięg natomiast mają większy i emitują przekaz regularnie.