2,8% alkoholu, zero posmaku tychże procentów, za to spore orzeźwienie. Grodziskie fajnie piłoby się latem w parku na ławce. Ale się nie wypije, bo u nas nie wolno.
Piwa z gatunku grodziskie (tudzież grodzisz) to od lat powinna być nasza chluba narodowa, gdyż jest to chyba jedyny browarniczy pomysł zrodzony w stu procentach na polskich ziemiach. Konkretnie – co sugeruje nazwa – w Grodzisku Wielkopolskim. Historia gatunku to temat na osobny artykuł, warto jedynie wspomnieć, że przez wiele lat grodzisz był piwem wręcz wymarłym. Randy Mosher w swojej książce „Tasting Beer” z 2009 roku uznał je za piwo historyczne, już nieprodukowane. Na szczęście odkąd w 2011 roku Pinta uwarzyła w Browarze Na Jurze świetne A La Grodziskie, moda na ten trunek jakby na nowo ożyła.
Nie mogłem sobie odmówić skosztowania kolejnych generacji napoju z Pinty. Piszę napoju, bowiem charakterystyka grodziskiego czyni go idealnym piwem do gaszenia pragnienia w upalne dni. Jest ono bardzo lekkie, pijalne i cholernie orzeźwiające. Szkoda, że prawo zabrania nam legalnego picia w przestrzeni miejskiej. Okej, nie jestem naiwny i wiem, że te zakazy można łatwo obejść, ale ta spina jest zupełnie niepotrzebna. Popatrzmy na Francuzów: niedawno wizytowałem Paryż i zachwyciło mnie w nim to, że można było pić właściwie wszędzie. Miły wieczór ze znajomymi nad Sekwaną? Bardzo proszę, buteleczka wina już czeka by ją odkorkować. Przyjemny niedzielny piknik w parku z Kobietą? A jakże, niech się Państwo winem raczą!
Że u nas się nie da? Że inna kultura picia? Może i tak, ale zamiast stawiać na bzdurne zakazy, skupiłbym się na edukacji…
Mniejsza o to, ważne, że Grodziskie 3.0, które niniejszym degustuję, to browarek idealny do zastosowania w opisanych okolicznościach przyrody. Wygląda wręcz jak soczek – kolorem kojarzy mi się z mętnym napojem wyciśniętym z jabłka antonówki, czyli bardzo jasnym, słomkowym, ale i zupełnie nieprzejrzystym. Piana, jak to zwykle w przypadku wszelkich piw pszenicznych (a grodzisz jest ich podgatunkiem), jest przepiękna, wysoka, biała, bardzo długo się utrzymuje i dziarsko oblepia szkło.
Piwa grodziskie wyróżniają się tym, że użyty do warzenia słód jest uprzednio wędzony drzewnym dymem. W przypadku Grodziskiego 3.0 mamy do czynienia ze słodami jęczmiennym i pszenicznym, dymionymi odpowiednio bukiem i dębem – i to jest podstawowa różnica pomiędzy „trójką”, a 2.0. W tym drugim użyto tylko wędzonej zesłodowanej pszenicy.
Skoro więc wędzonka, to w zapachu dym wyczujemy bez problemu. Ja, gdy wącham nowy produkt Pinty, przypominam sobie o ogniskach ze znajomymi, smażeniu kiełbasy i rozmowach do rana. Gdybym wtedy miał możliwość zapijania ich Grodziskim… Może jeszcze kiedyś? Oprócz dymu wyczujemy tu także delikatną mączną nutę pszenicy oraz chmielu – ale tylko tyci, tyci.
Smak. No tu orgii nie możemy się spodziewać, wszak grodzisze to piwa dość wodniste. Grodziskie 3.0 jest więc mało treściwe, o subtelnym posmaku surowego ciasta (od pszenicy), minimalnej chmielowości i takim samym udziale jęczmiennej słodowości. No i dym. Kiełbasy mi się chce!
Oczywiście Grodziskie 3.0, jak i inni przedstawiciele gatunku, nie jest piwem szałowym i – w porównaniu z ekstremami dostarczanymi przez obecną rewolucję browarniczą – może wypadać blado. Jednak warto go docenić jak nasz polski wynalazek, przez Pintę uwarzony bardzo solidnie.
Pingback: SMOKED CRACOW: Ku czci smogu | Jerry Brewery
Pingback: Cztery pszenice | Jerry Brewery