DEER BEAR i BROWANZA: na pierwszy plener

Pogoda w Krakowie wreszcie umożliwiła mi wybranie się na pierwszy piwny spacer w tym roku nad moje ulubione okoliczne stawy.

Podobno gdy ktoś zagaja rozmowę o pogodzie to znak, że kiepski z niego mówca i w gruncie rzeczy ma mało do powiedzenia. Jednak tegoroczne harce pogody (lato w marcu, jesień na przełomie kwietnia i maja) sprawiły, że nie sposób z nadzieją w głosie odetchnąć „to chyba wreszcie koniec niespodzianek”.

A przynajmniej tak wnioskuję po ostatnim weekendzie w Krakowie. Owszem, w sobotę trochę pokropiło, ale ogólnie od kilku dni atmosfera zaczyna przypominać maj, bzy kwitną, a dziewczyny wychodzą na ulice odziane zdecydowanie bardziej kusząco. Tego mi brakowało przez ostatnich kilka miesięcy!

Brakowało mi też spacerów z aparatem i piwem, które kończyłyby się tak niezobowiązującym wpisem, jak ten. Brzydka aura plus miliard zajęć dały mi w kość. Na szczęście w weekend znalazłem czas na pierwszy plener (zdjęciowy – degustowałem w domu), w którym towarzyszyły mi dwa piwa Deer Bear oraz jedno Browanzy. Liczyłem na mocne owocowe uderzenie i w sumie się nie zawiodłem, choć tylko jedno piwo zrobiło na moich ustach i nosie bardzo dobre wrażenie.

PIWOWAR DOMOWY TROPICAL WEIZEN
Deer Bear

Fruit Weizen
Warka: 20.12.2017
Cyferki: alkohol 4,8% obj., ekstrakt 12,5%

Gdybym miał to piwo oceniać wyłącznie po wyglądzie, dostałoby pałę na szynach. Piana znika jak na Coca-Coli (nie sugerujcie się zdjęciem – po prostu byłem szybszy od pękających bąbelków), zaś samo ciało przypomina bardziej żur z dodatkiem szczawiu niż piwo.

Na szczęście nie prezencja jest w naszym ulubionym napoju najważniejsza. W smaku i zapachu Tropical Weizenowi już nic nie brakuje. Najciekawszym elementem trunku jest kombinacja olejku bergamotki i goździków – nadzwyczajnie do siebie pasują! Do nosa wpada sporo nut ananasowych, z kolei mango łatwiej daje się wyczuć w smaku. Piwo jest teoretycznie słodkie (efekt kombinacji estrów i owoców), ale oferuje też przyjemną kwaskową kontrę i odrobinę goryczki, co w efekcie podnosi pijalność. Smakowało mi, że o ho ho.

YELLOWSTONE
Deer Bear
AIPA
Warka:
15.12.2017
Cyferki:
alkohol 5,8% obj., ekstrakt 15%

Do Grześkowej AIPA teoretycznie ciężko się przyczepić. Ładnie pachnie cytryną, mango, ananasem, a na domiar dobrego ma w sobie luty żywicy i lasu. W smaku podobnie: dużo owoców, do tego iglakowa goryczka. Jednak pojawia się tu wyraźna nuta landrynkowa, zarówno w nosie, jak i w ustach. Okazuje się, że nie tylko ja miałem takie wrażenie (co potwierdziło moje krakowskie śledztwo). Podobno efekt wynika z problemów z pasteryzacją. Trochę szkoda, bo zapowiadał się materiał na godnego rywala Misty i Juicy Melody.

SHARP TONGUE
Browanza

AIPA
Warka: 01.10.2017
Cyferki: alkohol 6,5% obj., ekstrakt 16 Blg

Dziwne piwo – rzadko bywa tak, że aromat mi zupełnie nie siedzi, za to smak i owszem. No to najpierw minusy: do nosa trafia nuta, która kojarzy mi się z gotowanymi warzywami, niczym DMS. Może to on. Wyczuwam też agrest oraz sporo nut od słodu – trochę przypiekanego ciasta, ciut karmelu. Chmielowych niuansów jak na lekarstwo. W smaku z kolei jest całkiem nieźle. Słodowa podbudowa fajnie koresponduje z pomarańczą, melonem i żywicą. Goryczka mogłaby być mniej zalegająca, ale generalnie jest OK.

Soundtrack: moje ulubione Decapitated w lipcu wyda nowy krążek, „Anticult”. Trochę mnie obrazoburczy charakter owego mierzi (wolałem mizantropijną tematykę poprzednich płyt), ale gdy słyszę takiego potwora, jak „Never”, odpuszczam wszystkie grzechy:

(Visited 273 times, 1 visits today)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *