BEER GEEK MADNESS 2: gorączka sobotniej nocy – relacja

Beer Geek Madness - logo mural

Jeśli ktoś miał wątpliwości, które miasto jest stolicą polskiej sceny kraft, druga edycja Beer Geek Madness rozwiała wszelskie wątpliwości.

Beer Geek Madness, 11 kwietnia 2015 r., Wrocław, Zaklęte Rewiry

Wrocławska impreza to dla mnie koronny dowód na to, że pasja i zaangażowanie w 1,5 roku mogą zmienić cię z nowicjusza w postać nadającą pęd piwnej rewolucji. Takimi osobami są organizatorzy BGM, Daniel i Magda, którzy dobrym piwem zainteresowali się przecież nie tak dawno (druga połowa 2013 roku), a w tym momencie tworzą najważniejsze wydarzenie dla polskich piwnych geeków.

Dowód? Obecność niemal wszystkich najciekawszych rodzimych browarów, plejada osobistości polskiej sceny piwnej (takiej frekwencji piewców rewolucji ten kraj chyba jeszcze nie widział. Czarny humor nakazał nam zauważyć, że jeśli ktoś zrzuciłby bombę na Zaklęte Rewiry, cała nadwiślańska odsłona piwnego nawrócenia odeszłaby w niepamięć.

ZACZYNAMY OD KORZENI

Beer Geek Madness drzewo

Kraftowe drzewo

Impreza zgodnie z planem swój pierwszy akord zagrała o godzinie 16:00, kiedy to chłopaki z czeskiej kapeli Please The Trees zasadzili drzewo przed klubem. To taka ich swojska tradycja – wszędzie, gdzie grają, starają się pokazywać swoje proekologiczne nastawienie właśnie poprzez sadzenie roślin. Daniel zamierza ten pomysł podchwycić i podczas kolejnych edycji dokładać następne kraftowe drzewa.

Gdy Czesi sadzili lipę (o ile dobrze zrozumiałem), lud zgarniał zakupione wcześniej pakiety, odbierał akredytacje lub nabywał żetony. Mimo że kolejka początkowo wyglądała monstrualnie i wydawało się, że przybyłych czeka powtórka z zeszłego roku, jej rozładowanie poszło bardzo sprawnie. Ja z racji wjazdu na zaproszenie mogłem ominąć komitet kolejkowy i od razu udać się po pakiet żetonów.

ZA MAŁO PIWA!

???????????????????????????????

Wyposażony w czarne krążki mogłem ruszyć na bój. Od razu uśmiechnęła się do mnie takaHakaPinty, więc mimo nakazów rozsądku i kubków smakowych, zacząłem od tego mocarza (recenzja tego, jak i pozostałych piw w kolejnych tekstach). To zresztą była dobra decyzja z mojej storny, bowiem nowozelandzki twór Ziemka, Grześka i Marka skończył się najszybciej (według mojej wiedzy) z polskich piw.

I to jest pierwsza uwaga – choć ciężko to sobie wyobrazić, piwa było… za mało. Około godziny 23:00 wiele kranów świeciło pustkami. Owszem, z jednej strony to dobrze, bo ani kropelka się nie zmarnowała, ale z drugiej – jeśli ktoś chciał rozegrać sprawę taktycznie i zamiast walczyć z tłumem przybył na miejsce np. o 22:00, nie miał szans na zdegustowanie znacznej części smakołyków.

Ja na szczęście spróbowałem wszystkiego, na co miałem ochotę. Część piw łyknąłem od znajomych (Albedo, X), inne mam zamiar zakupić w butelce (Saxy Berry), jednak większość polskich nowalijek wlałem w siebie.

ATRAKCJE W ZAKAMARKACH

???????????????????????????????

Poszukiwanie kolejnych piw oraz odkrywanie atrakcji BGM 2 było dla mnie czystą przyjemnością. Uwielbiam budynki o niejednolitej strukturze, pełne „tajemnych“ przejść i zakamarków. W tym roku organizatorzy zagospodarowali właściwie każdy z nich. Tu stanął motor, tam browar zbudowany z klocków Lego. W jednym punkcie golibrody rzeźbili cuda we włosach kudłaczy, a w drugim spece od tatuażu dziarali co odważniejszych (i trzeźwiejszych).

Tymczasem na scenach festiwalowych ciągle coś się działo. Na głównej przede wszystkim prezentowali się przedstawiciele poszczególnych browarów, opowiadając o przygotowanych piwach oraz fascynacji kraftem. Największą furorę zrobiła Pinta, która zaprosiła na festiwal wrocławską drużynę… rugby.

GWIAZDY PIWNE I MUZYCZNE

Jim Conroy

Jim Conroy w rozmowie z Jacopo Belbo

Przed 21:00 wystąpił także gość specjalny, Jim Conroy, piwowar The Alchemist, który opowiedział o bohaterze wieczoru, piwie Heady Topper. Wyjaśnił, że należy pić je z puszki, a to ze względu na aromat, który po przelaniu do szkła mógłby łatwo ulecieć. Moim zdaniem to akurat niezbyt dobry argument, wszak pijąc piwo z puszki tym bardziej nie czujemy aromatu, a po przelaniu do takiego sensorika ten kumuluje się przy szyjce szkła. No ale co ja tam wiem.

Na scenach porozrzucanych po Zaklętych Rewirach występowały także zespoły muzyczne. Ja w całości zobaczyłem tylko dwa koncerty – energetyczne uderzenie Elvis Deluxe i psychodeliczną jazdę Please The Trees. Obie kapele widziałem na żywo już nie raz i zawsze byłem zachwycony. Moim zdaniem to doskonały pomysł, by łączyć piwo z rock’n’rollem i liczę na to, że część muzyczna Beer Geek Madness podczas kolejnych edycji rozwinie się jeszcze bardziej.

Elvis Deluxe

Elvis Deluxe

CZYTELNICY I ZNAJOMI

Łażąc od kranu do kranu i od sceny do sceny spotykałem mnóstwo znajomych i nieznajomych. Towarzysze blogerzy, wrocławscy ziomale, reprezentacja warszawska, a nawet niespodziewani goście z Krakowa (WW – pozdro!) – ze wszystkimi udało się pogadać, wypić i pobawić się. Spotkałem także wiele osób, które znały mnie z prowadzenia bloga, podchodziły i zagadywały na tematy okołopiwne. To bardzo miłe dla mnie – dzięki! Jedna ekipa poczęstowała mnie nawet domowym piwem – i co z tego, że połowa oblała wszystkich wkoło za przyczyną uroczego gushingu. 🙂

NAJLEPSZE PIWO

Tak, jak poprzednio, jedym z punktów programu był wybór najlepszego polskiego piwa, uwarzonego specjalnie z myślą o Beer Geek Madness. Cóż, ta edycja raczej nie przyniosła żadnego wybitnego produktu, a alchemiczne eksperymenty nie wszystkim wyszły tak, jak powinny. Z kumplami śmialiśmy się, że numerem jeden polskiego kraftu na BGM 2 okzały się genialne żeberka (przesadzamy).

Żeberka

Beer Geek Żarcie

Najlepsze jest jednak to, że zwycięzcą zostało piwo X z browaru Widawa. Wedle dostępnego opisu miało być to IPA leżakowane w beczkach po Jacku Danielsie. Jednak zamiast nut waniliowych czy choćby whiskey, twór Wojtka Frączyka pachniał… dzikusami. Nie wiem czy w Widawie z premedytacją podano Bretty, czy też mamy do czynienia z zakażeniem, ale faktem jest, że zupełnie niespodziewanie piwo okazało się znakomitym. Ja co prawda większość głosów, które miałem do dyspozycji (za każde zakupione piwo dostawało się kapsel do głosowania) oddałem na Citrinitas z browaru Kraftwerk, ale i ten wybór przyjmuję z zadowoleniem.

NA DACH!

Niestety nie widziałem ogłoszenia werdyktu, bowiem zamiast przed główną sceną, razem z innymi osobami stanąłem przed wejściem na dach. Nie wiem, skąd w nas przekonanie, że to właśnie tam podany zostanie zwycięzca – ale to nie ważne. Gdy już w końcu zameldowaliśmy się na szczycie, wreszcie mogliśmy podziwiać mural przygotowany na okoliczność Beer Geek Madness, wychyliliśmy rozdawane shoty whisky oraz uraczyliśmy się polewanym gose – reprezentantem Niemiec, który będzie jednym z bohaterów kolejnej edycji BGM.

Mural

Kraftowy mural

I tak po dobrych 9 godzinach zabawy trzeba było udać się na autobus nocny i wrócić na mieszkanie, po drodze trzeźwiejąc i podsumowując minione wydarzenie. Generalnie jestem pod wrażeniem tej imprezy, jej rozmachu, wielowątkowości i możliwości poznawczych. Podobała mi się atmosfera wielkiego święta, pełna przyjaźni i zaangażowania, której do tej pory nie uświadczyłem na żadnym festiwalu, chyba tylko na Offie (muzycznym) w Katowicach.

JEST DOBRZE, BĘDZIE LEPIEJ

Oczywiście jest jeszcze sporo do poprawy. O dostępności piw już mówiłem, ale podobny problem tyczy się żetonów, których w pewnym momencie na jakiś czas zabrakło. Nie rozumiałem również zakazu wychodzenia poza Zaklęte Rewiry ze szkłem – to jakiś kolonijne rozwiązanie. Okej, po zagadaniu z ochroniarzami albo sprytnym ich ominięciu wszystko dało się załatwić, ale to mimo wszystko niepotrzebny zgrzyt.

Zastanawia mnie też różnica temperatury podawanego piwa. O ile to na górze zaraz po wlaniu do szkła dało się degustować, o tyle to z dołu było cholernie zimne i wymagało długiego ogrzewania.

Please The Trees

Please The Trees

Takich uszczerbków pewnie jeszcze kilka by się znalazło, ale nie chciałbym tej relacji kończyć kręcąc nosem. Chcę bowiem podkreślić, że organizatorzy i wolonatriusze odwalili kawał dobrej roboty, by przygotować imprezę interesującą, płynną i pełną atrakcji. Na Beer Geek Madness absolutnie nikt nie mógł się nudzić i nie chodzi tu tylko o pokaźną dawkę alkoholu. To ludzie, atrakcje i koncerty sprawiły, że mieliśmy okazję uczestnicznyć w najlepszym piwnym wydarzeniu w tym kraju.

Heady Topper

Święty Graal czeka na nabywców

Mgły Chwaliszewa

Mgły Chwaliszewa

Lego browar

Lego browar

Barber

Stolik golibrody

(Visited 111 times, 1 visits today)

0 komentarzy na temat “BEER GEEK MADNESS 2: gorączka sobotniej nocy – relacja

  1. Na górze swoje rollbary zapewniały Browary, które wiedzą w jakich temperaturach serwować piwo. Na dole sprzęt został zapewniony z tego co wiem, przez BGM. Schładzarki zostały ustawione na maksa a obsługa była lekko zielona. Stanowczo do poprawy za rok.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *