KONIEC ŚWIATA: sahti, czyli prawdziwa piwna zupa

Koniec Świata

Nalewa się go chochlą, jest gęste jak żur, ze smakiem „zwykłego piwa” nie ma nic wspólnego. W końcu musiałem go spróbować. Przed państwem sahti, tradycyjne fińskie piwo, które w  Polsce odważyła się wypuścić Pinta.

Był taki czas, gdy o muzyce nie miałem zbyt wielkiego pojęcia, w związku z tym skłonny byłem nazwać The Rasmus, H.I.M. i Nightwish najlepszymi zespołami świata. [Przerwa na waszą salwę śmiechu]. Jak pewnie wiecie, wszystkie pochodzą z Finlandii. Nie muszę więc wyjaśniać, który z krajów był moim ulubionym, gdym nastoletnim pacholęciem był. Z owej miłości niewiele mi zostało, acz ciągle mam gdzieś z tyłu głowy wyprawę do Helsinek, Rovaniemi i nad jezioro Inari.

Swego czasu Finowie byli narodem, który pochłaniał największe ilości wódki (wyprzedzili nawet Rosjan). Tym bardziej zdziwiło mnie, gdy dowiedziałem się, że państwo na północy Europy ma swoje własne, tradycyjne piwo, sahti (nie wierzcie Googlom – to nie oznacza „marcowe piwo”). Po cóż Finom browar, skoro wódki ci u nich dostatek? Sytuacja wyjaśnia się, gdy sahti ląduje w kuflu (w nich najczęściej się je podaje) i w trzewiach: to gęsta jak żur ciecz, baaaaardzo wypełniająca. Otóż towarzystwo z kraju tysiąca jezior warzyło (warzy) je sobie w domu po pierwsze po to, by alkohol rozgrzał krew, po drugie – by jego ciało zastąpiło posiłek. Nic więc dziwnego, że z kadzi nalewa się je przy pomocy chochli, a po jego wypiciu nie będziesz miał ochoty na żaden posiłek przez najbliższe kilka godzin.

W Polsce na uwarzenie sahti porwała się Pinta – w końcu to najbardziej rewolucyjny browar w naszym kraju, co mu zatem szkodziło. Tym bardziej, że zgodnie z nazwą – Koniec Świata – trunek ów powstał na okoliczność 21 grudnia 2012 roku, czyli rzekomej zagłady ludności, co to ją Majowie przewidzieli. Bardzo dobrze, że im nie wyszło, muszę wszak jeszcze spłodzić syna i postawić dom (drzewo już zasadziłem), by jako stuprocentowy mężczyzna uścisnąć dłoń św. Piotrowi.

Nie będę wam w tym miejscu zbyt wiele pisał o składzie, gdyż macie go w stopce poniżej. Warto zwrócić uwagę na brak chmielowości – szyszki chmielu Lubelskiego browarnicy z Pinty wrzucili razem z jałowcem do kadzi filtracyjnej, więc o tradycyjnym chmieleniu nie ma mowy. Druga istotna kwestia to użycie drożdży nie piwowarskich, a piekarskich, bo któż w fińskich domostwach napinał się na te specjalistyczne, skoro w sklepie obok można dostać te najzwyklejsze, zazwyczaj za śmieszne pieniądze.

Przejdźmy zatem do wrażeń, tradycyjne trajkocząc o wyglądzie. Piana. Jaka piana? Lałem koniec świata dość agresywnie, ale na jego szczycie jedynie na chwilę pojawiła się delikatna mgiełka, która szybko wyzionęła ducha. Internety podpowiadają, że u innych piwoszy bywa z tym różnie. Ja generalnie nie czepię się – kto, kurczę, widział zupę z pianą? No właśnie, może lepiej, że jej nie ma.
Jeszcze słowo o kolorze. Jak widzicie na załączonym obrazku to bardzo, bardzo mętny napój, barwy gęstego miodu, z pomarańczowymi przebłyskami.

Niuch, niuch – jakże pachnie to cudo? Otóż zadziwiająco blisko mu do pszeniczniaka, mimo że pszenicy w zasypie nie ma. Estry bananowe, które dominują w doznaniach zapachowych, pochodzą od drożdży piekarskich. Te same grzybki odpowiadają za aromat surowego ciasta oraz lekką goździkową pikantność. Mój nos ma też skojarzenia z produktem Dr. Oetkera: ryżem z jabłkami z torebki, a także miodem, może odrobiną pomarańczy. Elementy wędzonego słodu jakieś tam są, ale bardzo, bardzo słabo wyczuwalne.

Wyobraźcie sobie, że chłeptacie prosto z dzbana przywołany wcześniej miód. Taki właśnie jest Koniec Świata. Gęęęęsty, oleiiiisty, wyklejająąąący, szybko napełniający brzuszek. Sahti można więc pić godzinami, tym bardziej, że temperatura robi mu dobrze, a gazu praktycznie nie ma, więc nie ryzykuje się utraty nasycenia CO2. W tej materii znów dominują banany i surowe ciasto, choć gdzieś ten ryż z jabłkami również wyczuwam, podobnie i miodowość. Chmielowości absolutnie brak, jałowiec także nie chce się pokazać.

Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się pić jednego piwa 0,5l przez ponad trzy godziny. Koniec Świata jest pierwszym z nich. Nie, broń Boże dlatego, że jest niedobre. Tu chodzi o jego gęstość i wypełnienie układu pokarmowego – po prostu ciężko mi sobie wyobrazić, by można było robić to szybciej. Tym niemniej doświadczenie uważam za udane – jeśli kiedyś będę głodował, a w portfelu zostanie mi 8 zł, kupię sobie sahti. Jedzenie na jeden dzień będę miał z głowy.

KONIEC ŚWIATA
Pinta

Sahti
Skład: słody pale ale, żytni, wędzony jęczmienny; szyszki chmielu Lubelskiego; owoce jałowca; drożdże piekarskie prasowane;
Cyferki: alkohol 7,9% objętości; 19,1% ekstraktu; IBU ~ 0
Cena: 8,40 zł (Pod Wiaduktem, Kraków)

piwo7

(Visited 310 times, 1 visits today)

0 komentarzy na temat “KONIEC ŚWIATA: sahti, czyli prawdziwa piwna zupa

  1. Pingback: Viva La Pinta: nowe życie piwnego Krakowa | Jerry Brewery

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *