Nasi południowi sąsiedzi z piwa słyną, ale czy potrafią uwarzyć coś, co rzuci na kolana miłośnika browarniczej rewolucji?
Nie czas i miejsce na opowiadanie o historii piwa, ale faktem jest, że Czesi nieco przyczynili się do jego schamienia. To między innymi trunek uwarzony w XIX wieku na twardej pilzneńskiej wodzie przy użyciu techniki dolnej fermentacji sprawił, że świat opanowała moda na lagery, tańsze i łatwiejsze w produkcji, a przez to wypierające z rynki piwa naprawdę wybitne. Trzeba jednak oddać im sprawiedliwość: nic tak dobrze nie towarzyszy nam w barowych rozmowach, meczach czy koncertach, jak dobrze uwarzony pils.
Nadeszła rewolucja i czy się to Czechom podoba, czy nie, wypada się do niej jakoś ustosunkować. Dlatego też za naszą południową granicą także powstają liczne browary rzemieślnicze, które celują w tworzenie ambitnych napojów. Jednym z nich jest browar Pod Ořechem, warzony w Wyszkowie na południu kraju. Ich flagowym produktem jest seria Holy Farm, gdzie każdemu piwu towarzyszy jakieś zwierzątko. Dobry pomysł marketingowy, nieźle zrealizowany na etykietach, choć kapsle golasy (bez nadruków) nieco mierżą.
Naczytałem się sporo o tych trunkach – opinie są bardzo rozbieżne. Jednak każdy, kto skosztował wszystkich specyfików twierdzi, że Holy Rat, tamtejszy Dark Lager, jest piwem najlepszym. Jego cechą charakterystyczną jest użycie w zasypie wędzonego słodu jęczmiennego. Po spróbowaniu Szczura stwierdzam, że nie sięgnę po pozostałe propozycje…
Dlaczego? Bo to piwo do bólu przeciętne i bez wyrazu. Wygląda w sumie porządnie, jak na ciemnego lagera. Jest brunatno brązowe, klarowne, choć przez swą mroczność prawie nieprzejrzyste, z delikatnymi złoto-czerwonymi prześwitami. Piana z początku wysoka szybko opada, choć trzeba przyznać, że ładnie trzyma się szkła.
Wrażenie szybko psuje zapach: wędzoność owszem jest, ale gdzież jej tam do naszych grodziskich czy wszelkich Rauchbocków?! Dokładnie tak, jak Holy Rat, pachniała szynka wędzona przez mojego dziadka-rzeźnika w domowym piecu. Fuj. W aromacie pojawiają się jeszcze nuty melanoidynowe (przypieczona skórka od chleba) oraz kawy i czekolady, ale mięsa nie udaje im się przykryć.
W smaku ta wędzoność jest już bardziej piwna i nawet sympatyczna, ale zaś – cały trunek sprawia wrażenie mało treściwego, wodnistego, po prostu bez szału. Sączę go sobie leniwie do meczu, gdzieś tam wychwytując wspomniane melanoidy, karmel czy delikatną kwaskowość od słodów, ale nawet ramionami wzruszyć mi się nie chce. Plus za niskie wysycenie, które wzmacnia pijalność.
Po Holy Rat drugi raz jednak nie sięgnę. Po co, skro choćby w Rzeszowie mam lepszego Dark Lagera?