Doszliśmy już do tego poziomu piwnej rewolucji, kiedy to zakochani faceci zabierają swoje drugie połówki na randez-vous do knajpy na uroczystą degustację.
Nie jest łatwo zadowolić płeć piękniejszą. Człek musi nieźle napocić się, by wymyślić jakiś kreatywny sposób spędzania czasu. Niby wyjście do kina, na spacer czy kawę zawsze działa, ale od czasu do czasu przydałoby się uderzyć w nieco inne, oryginalne dzwony. I tu – okazuje się – z pomocą ochoczo przychodzą multitapy.
MULTITAPOWE OBSERWACJE
Otóż wizytowałem ostatnio kilka krakowskich miejscówek, że wymienię Tap House, Viva La Pinta i House Of Beer. Moim oczom jak zwykle ukazały się rozgadane tłumy ziomali, którzy przy dobrym piwie postanowili podyskutować o losach tego świata, niedawnym finale Ligi Mistrzów czy zbliżającym się sezonie urlopowym.
Przy innych stolikach siedzieli wolni piwni strzelcy, tacy jak ja, którzy nawiedzili piwodajnię, by spróbować nowości, względnie zaaplikować sobie jakiś standard, co do którego mają pewność, że skopie im tyłek. Jeszcze gdzie indziej przycupnęły większe grupy degustatorów, którzy cmokali nad świeżakami, z miną fachowców dyskutując na temat ich walorów i wad.
WYŻSZY POZIOM
Wtem nagle w rogu jednego z multitpów ukazała się mym oczom migdaląca się parka, która – na moje oko – degustowała jakiegoś Sour Ale (poznałem po kolorze – był identyczny jak w przypadku piwa, które sam piłem). Poszedłem do innej miejscówki, a tam obok pary siedzącej przy stole (bardzo ładnie ubranej) leżał bukiet kwiatów, który niewątpliwie kilka chwil wcześniej On wręczył Jej. Podobna sytuacja miała miejsce w knajpie numer trzy.
Oniemiałem. Okej, mnie i wam pewnie nie raz zdarzyło się zabrać drugą połowę do multitapu, najpewniej po to, by pokazać jej swoją pasję, zaprezentować piwny styl życia, pokazać urok miejsca. A może macie szczęście i wasze kobiety także są maniaczkami piwa, więc na degustacje regularnie chodzicie razem. Ale żeby randka pełną gębą?!
SZACUNEK DLA PIWA
To wprost niesamowite jak w ciągu kilkunastu miesięcy zmieniło się postrzeganie piwa w społeczeństwie, a przynajmniej w jakiejś jego części. Oto napój, który kojarzył się ze smutnymi żulikami spod sklepu, albo wyłącznie ze spotkaniami w męskim gronie, w czasie których narzekało się na „dupy”, urósł do miana trunku godnego towarzyszyć nam w najpiękniejszych chwilach.
Oczywiście wciąż daleko mu do pozycji wina czy choćby dobrego whisky, jednak już sam fakt, że ktoś myśli o nim jajko wykwintnym alkoholu, cholernie mnie cieszy. To znak, że rewolucja faktycznie działa, choć oczywiście nie ma co się podpalać – to dopiero początek drogi, a przed nami sporo pracy, by wszyscy zrozumieli fenomen rzemieślniczych wytworów.
Z RODZINĄ, ZE WSPÓŁPRACOWNIKAMI, W BIZNESIE
Randki to nie jedyna nietypowa dla piwnego otoczenia aktywność, którą zaobserwowałem w multitapach. Mówię „nietypowa”, bo jeszcze kilka lat temu nawet nie brał takich miejsc pod uwagę, planując szczególne spotkanie.
Ot, choćby niedawno we Wrocławiu (konkretnie w Szynkarni) byłem świadkiem… rozmowy kwalifikacyjnej. Przystojny Anglik przepytywał nieśmiałą Polkę na okoliczność jej znajomości „lengłydża” – panna startowała na stanowisko lektorki w jednej z miejscowych szkół językowych.
Innym razem widziałem – to już w krakowskiej Viva La Pinta – biznesowe spotkanie pracowników jednej z korpo-firm. Elegancko ubrane panie i równie uroczyście odziani panowie dyskutowali o pieniądzach. Grubych pieniądzach. A w międzyczasie sączyli wyroby Pinty, Artezana i Pracowni Piwa.
Z kolei w House Of Beer zaobserwowałem koleżkę nieco młodszego ode mnie (wnioskuję, że studenta), który w ramach oprowadzania rodziców po Krakowie, zaprosił ich na dobre piwo. Ojciec był zachwycony, mama nieco wystraszona.
CO BĘDZIE DALEJ?
Już sobie wyobrażam kolejne etapy piwnej manii! W knajpach piwnych organizowane będą osiemnastki, wesela, komunie (żarcik), konferencje naukowe, wręczenia branżowych nagród. Ba, pewnie ktoś w końcu oświadczy się swojej piękniejszej połowie w towarzystwie dobrego piwa. Bo niby dlaczego nie?
Okej, pewnie wyciągam zbyt daleko idące wnioski. Pewnie to wszystko kwestia mody i ciekawości. Być może po jednym takim wyjściu wspomniane pary, rodziny i współpracownicy już więcej do multitapu nie wrócą. Ale to nie jest istotne.
Cieszy mnie ta chwila, która trwa. Raduje się piwna dusza, że to, co na początku mojej przygody z kraftem wydawało się odległą przyszłością, w dodatku umiejscowioną w innej galaktyce, dzieje się na moich oczach. I choćby miało skończyć się za pół roku, to i tak pozostawi po sobie świetne wspomnienia i satysfakcję, że byłem w centrum tego szaleństwa.
Powiem szczerze, że teraz nie wyobrażam sobie wyjścia „na miasto” bez zahaczenia o multitap, czy to ze znajomymi czy z drugą połówką. A randka w multitapie to bardzo dobry pomysł, bo zawsze można zaimponować dziewczynie wiedzą na piwa i przekonać ją do jego róznych gatunków. Pamietam jak kiedyś wybraliśmy się do Strefy Piwa w dwie pary, nasza bardziej zorientowana w temacie, druga „zielona”. Jakie było zaskoczenie gdy zaproponowałem im Rodenbacha GranCru, potem Lindemansa Faro i Pacyfica z Artezana i fakt, że każde piwo smakuje inaczej i do tego tak dobrze. Teraz sami proponują spotkania tylko w wielkokranach 😉
Hmm, myślę że nie każdej pannie zaimponuje męska wiedza o piwie, tak jak nie każda będzie pod wrażeniem mięśni. Niemniej wizyta w multitapie to IMO doskonały pomysł na urozmaicenie wypadów na miasto 🙂