Uwielbiam jubileusze! Z tym większą przyjemnością przyjąłem zaproszenie do Warszawy, by razem z Pintą świętować 5. urodziny polskiej rewolucji piwnej.
Była dokładnie 3:57, gdy zapakowałem zadek w ostatni nocny tramwaj odjeżdżający z mojego osiedla i udałem się na dworzec. Ledwo żywy wsiadłem do busa relacji Kraków-Warszawa. W nogach i w głowie miałem domówkę u mojego kumpla, który po kilku miesiącach pobytu w Irlandii przyjechał w odwiedziny do Krakowa. Już takie moje szczęście, że w weekend nie mam albo żadnej imprezy, albo kilka na raz i to każda w innym mieście.
Jednak wizyty w stolicy nie mogłem sobie odmówić, szczególnie gdy Ziemek Fałat osobiście zaprasza cię na urodziny swojego browaru. „Obiecujemy dużo dobrego piwa, koncerty oraz kilka dużych newsów.” Musiałem tam być!
KRAKUS-MAN IN WARSAW
W stolicy zameldowałem się o 10:00. A skoro miałem chwilę, wydumałem sobie, że przejadę się nową linią metra. Atrakcja niezbyt szałowa, ale podobno jest tak ładna, że klękajcie narody. No nie jest, acz przecież kolejkę podziemną uruchamia się nie po to, by lud doznał artystycznej orgii. Wystarczy funkcjonalność. Póki co ograniczona, gdyż tunel ma zdaje się tylko cześć przystanków, ale od czegoś trzeba zacząć.
Później spotkałem się z Martą i Maćkiem, którzy także wybrali się w ten weekend do Warszawy. Czas na kawę, by wycisnąć z siebie resztkę snu, później croissant z czekoladą i można uznać, że jestem gotowy na imprezę. Najpierw szybki trip do Dworca Gdańskiego, później tramwajem na Most Gdański, pod którym – jak wskazywał GPS – miały stać Kufle i Kapsle Saison. Nie pierwszy raz to cholerstwo zrobiło mnie w konia. Okazało się, że do miejsca imprezy mam jeszcze jakiś kilometr i w sumie to bardziej opłacało się dojechać od Placu Wilsona. Że transport do nadwiślanego KiKu to nie kaszka z mleczkiem potwierdził także Docent. Mimo że miejscowy, trochę musiał się nakombinować.
Z APARATEM WŚRÓD LUDZI
Oficjalna część imprezy rozpoczęła się o godz. 16:00. Organizatorzy imprezy, czyli Pinta i właśnie KiK jakby umówili się z niebem. Do tego czasu lał rzęsisty deszcz, jednak o 16:00, gdy na scenie pojawili się Ziemek i Grzesiek Zwierzyna, by otworzyć Pinta Party 2016, niebo nad Warszawą rozjaśniło się, a po jakimś czasie nawet wyszło słońce. I super, mogłem zabrać się za robienie zdjęć, kręcenie live streamu i rozmowę z przybyłymi ziomami.
Przy Wybrzeżu Gdyńskim 2 stawiła się liczba reprezentacja kraftu z Trójmiasta (Michał Saks), Olsztyna (Tomek Janiak), Lublina (Łukasz Dudkowski), Dolnego Śląska (Kopyr), Śląska (Jarek Sosnowski), Podkarpacia (Jacek Michna) i oczywiście stolicy, że wymienię reprezentację Artezana, Masona, Michała Kopika, Kowala czy Łukasza Kojro.
PINTA=PUNK
Ziemek, najbardziej muzykalny z założycieli Pinty, zaprosił do Warszawy trzy kapele: Sportowców, Nanosojuz i – przede wszystkim – Aptekę. Występ tej ostatniej cieszył mnie szczególnie, gdyż cenię sobie Jędrzeja Kodymowskiego jako twórcę. I co więcej – wreszcie miałem okazję poznać go osobiście. Bardzo spoko koleżka. Zresztą, tu mała dygresja, większość polskich rockmanów to naprawdę fajni ludzie.
Punk to jednak także chaos, który w Kuflach i Kapslach Saison objawił się problemami z dostępnością piwa dla osób „niezaobrączkowanych”. Ci, którzy otrzymali zaproszenia, mogli przy wejściu na teren imprezy wyposażyć się w niebieską opaskę i dzięki niej zyskiwali dostęp do nieograniczonej liczby piwa, lanego z dedykowanych kranów. Byłem w tym gronie, więc nie zauważyłem żadnych problemów.
Okazało się jednak, że dla pozostałych zwyczajnie zabrakło niektórych anonsowanych na wydarzeniu piw. Jestem przekonany, że to tylko niedopatrzenie, gdyż Pinta to ostatni z browarów, który posądziłbym o chęć dzielenia swoich gości na lepszych i gorszych, ze środowiska i spoza niego. Przykro mi, że tak wyszło, bo czytanie komentarzy zagotowanych gości krzyczących o elitarności kraftu działa na mnie alergicznie. 😉
GŁÓWNE ATRAKCJE PROGRAMU
Zostawmy jednak niedogodności i pomówmy o tym, co najważniejsze, czyli dwóch głównych atrakcjach. Ok. 20:30 na scenę wniesiono butelkę Ataku Chmielu z pierwszej warki. A więc AIPA mające już ponad 5 lat! Chyba każdy był ciekaw, co też ostało się z tego piwa. Ja pierwotnie miałem obejść się smakiem, ale ostatecznie jeden ze zwycięzców konkursu nie dotarł na miejsce imprezy, więc grzecznie się zgłosiłem i wskoczyłem na jego miejsce. Oprócz mnie trunek degustowali Kopyr, Docent, Adaś Szewczyk i kolega Antoni.
Pokale w dłoń i…zaskoczenie. Znaczy się: byłem przekonany, że chmielowość będzie niewyczuwalna, ale że piwo w aromacie będzie przypominało miks kwasu chlebowego z Barley Wine? Fiu, fiu. W smaku króluje karmel na angielską nutę, trochę miodu i – na samym finiszu muśnięcie goryczki. W ciemno nie do rozpoznania, że to AIPA. Morał z tej przygody jest taki: piw mocno chmielowych NIE LE-ŻA-KU-JE-MY. Na przepitkę dostaliśmy niepasteryzowany Atak, znany do peta prosto z tanka, ale o nim przeczytacie jutro.
Po tej degustacji nastąpił najważniejszy punkt programu, czyli ogłoszenie planów Pinty na najbliższe lata. Oto dwa najważniejsze:
1) Wypuszczenie serii piw Pinta Hop Tour. Chłopaki chcą podróżować po świecie w poszukiwaniu unikalnych, rzadko spotykanych odmian chmielu. Do zaliczenia roślinki z takich krajów, jak Argentyna, Chiny czy… Korea Północna. Pierwszym piwem będzie Rye Wine z chmielami argentyńskimi.
2) Chłopaki budują własny browar! Prace ruszają w tym roku niedaleko Bielska-Białej – nie podano szczegółowej lokalizacji, wiadomo tylko, że budynek stanie w pobliżu drogi ekspresowej S1 biegnącej w kierunku Republiki Czeskiej. Co ciekawe, inwestorem został Cerdic Gendaj, współwłaściciel znanej hurtowni piw Smak Piwa. Na miejscu stanie warzelnia 50 hl, a początkowe roczne wybicie ma wynieść 15 tys. hl, z możliwością powiększenia do 50 tys. hl. Dodam, że cały kraft produkuje obecnie jakieś 130 tys. hl.
Pintowy browar będzie gospodarzem Pinta Party zapowiadanego na wakacje 2018 roku. Chyba nie muszę dodawać, że obecność na imprezie to wręcz obowiązek! Ale i przyjemność, jak zresztą każde spotkanie z wesołą ekipą ojców chrzestnych piwnej rewolucji w Polsce. Żyjcie i warzcie przynajmniej 100 lat!
Marzenka… 🙂
więcej Rudej z Pinty :>
Justyna nie jest „z Pinty” – pomaga tylko w czasie imprez 😉
Ruda, jesteś piękna !
Ruda 🙂
niebieska opaska – znak organizacyjnej żenady
lansujący się celebryci piwni to największy obciach piwnej rewolucji
Większym są osoby z wiecznym bólem dupy, które mają potrzebę manifestowania go gdzie popadnie 😉
Antoni się nazywam, kolego 🙂
Dzięki za kontakt – juz uzupełniam 🙂
Pingback: PINTA PARTY: multirecenzja piw