PanIPAnizacja rynku

Z okazji piątych urodzin Trzech Kumpli słów kilka o zjawisku, którego najpopularniejsze piwo browaru stało się ikoną.

W sobotę, w Krakowie, świętowaliśmy mały jubileusz browaru Piotrka Sosina. Na tę okoliczność oczywiście włączył mi się syndrom starego pierdoły, w ramach którego mruczałem pod wąsem „jak ten czas leci”. No przecież jak dziś pamiętam pierwszy kontakt z piwami Trzech Kumpli!

Trzech Kumpli kiedyś i dziś

Nie da się ukryć, że nie był to kontakt najprzyjemniejszy. Oto siedzę na tylnym siedzeniu samochodu, który jedzie z Krakowa do Wrocławia. Bagażnik i fotel obok wypełnione są po sufit moimi rzeczami, z przodu jedzie mój ziom Kokos i jego Luba, którzy pomagają mi w przeprowadzce na Dolny Śląsk (nie miałem wtedy jeszcze swojego samochodu). Ja mam dwa piwa Trzech Kumpli w butelkach PET – nie mam teraz pojęcia skąd je wtedy wziąłem. Bezpośrednio w Wojkówce, gdzie wtedy warzył Piotrek? Może w jakimś sklepie w Krakowie, który miał wtedy nalewaki? Tego sobie teraz w głowie nie odtworzę.

Odtwarzam za to jedno z tych piw (bo drugiego nie pamiętam). Belgian Sunny – It’s Not Witbier, czy jakoś tak to się nazywało. Woda, lekka siareczka, więcej wody. Jak na początek przygody – słabo. Moje odczucia podzielili nie tylko towarzysze podróży, ale także sporo geeków, którzy początkowo stawiali na TK krzyżyk. Niepotrzebnie.

Szybko okazało się, że przyczyną falstartu browaru była nie ułomność założyciela, a miejsce warzenia. To nie czas i miejsce, by zagłębiać się w to, co nie hula w Wojkówce, ale uwierzcie mi: trudno urodzić coś smacznego w tamtejszych okolicznościach. 😉 Zmiana nastąpiła już niewiele ponad pół roku później, w czasie pierwszego festiwalu Beerweek w Krakowie (marzec 2015 r.). Pamiętam jak dziś, gdy z Docentem wzięliśmy sobie po szklaneczce Pan IPAni i… zebraliśmy szczęki z podłogi. Czy to naprawdę piwo Trzech Kumpli?!

Naprawdę. Przenosiny do browaru Trzy Korony (później były jeszcze Gryf, Browar Jana i finalnie – Zapanbrat) kompletnie odmieniły formę produktów mesje Sosina. Native American, Califia, Blackcyl (najlepsze piwo drugiego Beerweeka), po drodze kilka pysznych Saisonów. Piotrek pokazał, że nie jest w ciemię bity i w dodatku ma mądrą strategię produkcji i rozwoju. „Warzymy co lubimy” oznaczało mnóstwo chmielonych piw, cholernie aromatycznych i – co ważne w kontekście tego tekstu – niekoniecznie goryczkowych. „IBU – a kogo to obchodzi” – tak mniej więcej brzmiały napisy na etykietach piw koleżki z Tarnowa. To deklaracja, pod którą obecnie podpisze się pewnie większość browarów kraftowych z Polski.

O tym, w jakim miejscu jest teraz przedsiębiorstwo Trzech Kumpli, chyba nie muszę mówić. Ponad 7 tys. hl oznacza na pewno Top 5, a nie wiem czy nie Top 3 w Polsce pod względem wielkości produkcji, biorąc pod uwagę browary rzemieślnicze. Top 2 jeśli chodzi o oceny na Untappd (za Maltgarden), bo dwóch miodosytni i cydrowni Chyliczki nie liczę. Nie jesteście wobec nich, moi mili oceniający, obiektywni. 😉 W dodatku Top 3 najpopularniejszych piw kraftowych Made In Poland (do trójcy zaliczam Atak Chmielu i Rowing Jack) dla Pan IPAni. Nie sądzę, by Piotrek pięć lat temu sądził, że będzie w tym miejscu, w którym jest.

Kraftowe gusta kiedyś i dziś

Ja, jak pewnie większość bawiących się wtedy w kraft osób, nie sądziłem z kolei, jak ukształtują się gusta konsumentów piwa rzemieślniczego w 2018 i 2019 roku. Jak to zwykle bywa, zaczęliśmy rewolucję od kontrastów, że przytoczę n-ty raz mój punkt zwrotny. Imperium Atakuje: najbardziej intensywny zapach marmolady, żywicy i pomarańczy oraz kosmicznie wysoka goryczka, która dosłownie wykręciła mi gębę na trzecią stronę. Nie byłem w tych doświadczeniach odosobniony, w związku z tym z całym gronem geeków wypatrywałem na półkach wszystkiego, co gorzkie. A coraz to nowe browary dostarczały mi tego, na co miałem ochotę.

Gdy rozmawiałem wtedy z browarnikami o ich planach produkcyjnych, wszyscy podkreślali: rynek chce gorzkiej, aromatycznej IPA i dodatkowo APA – lżejszego, sesyjnego, odrobinkę mniej goryczkowego piwa, którego można pić litrami, bez ryzyka zmaltretowania organizmu. Tendencje te obrazują statystyki nieocenionej Piwnej Zwrotnicy, które jasno pokazują: w połowie drugiej dekady XXI wieku wśród nowych piw królowały American Pale Ale i India Pale Ale.

Warto też zauważyć, że jeśli w sklepach pojawiały się jakiekolwiek RISy, były to piwa raczej goryczkowe, palone, wytrawne, często mocno nachmielone na aromat. Tak, jak bóg amerykańskiej rewolucji przykazał.

Pięć lat później – że znów rzucę okiem do Zwrotnicy – na pierwsze miejsce wysforowały się IPA (26,33% nowych piw w 2018 r.), wśród których królują New Englandy (12,48% wszystkich IPA). Piwo pod względem aromatu piwo jest dokładnie takie, jak kilka lat temu, może nawet bardziej intensywne, za to goryczka poszła w niepamięć. Niemal nikt już nie chmieli na gotowanie, rządzi sypanie zielonego szczęścia na whirlpool, różne etapy fermentacji (rzadziej) lub leżak/via hopgun (częściej) itd.

Podobną drogę przeszły RISy. Konsumenci oczekują „pastry Stoutów”: słodkich, ulepkowatych, pozbawionych paloności i goryczkowej kontry, za to bogatych w dodatki podbijające walory smakowe i aromatyczne.

A propos dodatków muszę też zwrócić uwagę, że mniejszą popularnością cieszą się eksperymenty. Nietypowe wrzutki do kotła czy na leżak częściej odciągają od zakupu, niż do niego zachęcają, mimo że jeszcze cztery lata temu geecy ze świecącymi oczami wypatrywali wszystkiego, co nietypowe. Dziś po prostu chcą prostego, można powiedzieć przewidywalnego, ale oczywiście wysokojakościowego doświadczenia z kraftem.

Prorok czy szczęściarz?

Patrząc na zmiany, które zaszły na rynku, wypuszczenie Pan IPAni w marcu 2015 roku okazało się strzałem w dziesiątkę Trzech Kumpli. Nie wiem, czy hasło „Warzymy, co lubimy” przyniosło Piotrkowi szczęście czy okazało się przyczynkiem proroctwa, ale jego Wheat India Pale Ale stanęło na czele ewolucji w rewolucji i stało się jej – podejrzewam – dozgonnym symbolem. Piwem, które odkryło profil New Englanda dla większości polskich beer geeków, zanim jeszcze o tym stylu większość konsumentów nad Wisłą usłyszała.

Doskonały aromat, łączący nuty dojrzałych owoców tropikalnych (mango, papaja, trochę liczi) z soczystymi cytrusami (pomarańcza, grejpfrut, limonka) i dosłownie szczyptą żywicy. Elegancka czapa białej piany, połączona ze zmętnieniem (przypomnę: kluczem do sukcesu 4-5 lat temu była klarowność) pochodzącym od białek i solidnego nachmielenia. Łudząco słodki smak, gdzie gładkość (wiwat pszenica i owies) i chmielowość bez „zbędnej goryczki” cudownie wypełniają usta. Do tego stabilność nawet, jeśli czasami zachwiana, to umiejętnie przykryta szuflami chmielowego pelletu.

Gdy dziś wspominam rozmowy ze znajomymi w tamtych czasach (jak to brzmi!) pamiętam, że większości zapalała się żarówa nad głową i każdy mówił: hej, ja właśnie takie piwa chcę pić! Nie wykręcające mordę, nie z zalegającą goryczką, nie gryzące. Nie: chcę aromatu, gładkości, pijalności.

PanIPAnizacja rynku przynosi efekty, które już przytoczyłem: New England to król polowania i najbardziej pożądany (a co za tym idzie – najczęściej warzony) gatunek piwa. Wraz z tą modą – moim zdaniem – przywrócono piwo do roli codziennego napoju, nad którym nie musisz się zmóżdżać. Po prostu zamawiasz i pijesz je z przyjemnością, bez rozkminiania niuansów. „Pij, nie cmokaj”, jak głosi hasło browaru Monsters.

Co najlepsze w tym wszystkim, to właśnie jakościowe, mocno nachmielone piwo staje się tym „normalnym”. To z nim wchodzimy do restauracji, to za nim coraz częściej oglądają się „janusze” i z zaciekawieniem piją. To ono sprawia, że kraft próbuje przedrzeć się przez gąszcz szlachetnych win, whisky czy innych destylatów i zagościć na salonach.

Pewnie kilka lat temu większość z nas sądziła, że zabawa w uczenie „zwykłych” spijaczy piwa, co znaczy prawdziwa klasa, oznacza ciągłe wymyślanie na nowo koła i zachęcanie ludu do skupiania się na tym, co też ma w szkle. Lud tego nie chce. Lud chce po prostu smacznego napoju. Cóż, jeśli to jest droga do zawładnięcia świata przez kraft, to ja nie mam nic przeciwko.

Sto lat dla Trzech Kumpli!

(Visited 896 times, 1 visits today)

Jeden komentarz na temat “PanIPAnizacja rynku

  1. Pingback: Słód owsiany w teorii i praktyce

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *