Urodziwa blondynka, Citra, zapukała do mych drzwi wdzięcząc się nieśmiało. Nie miałem sumienia jej nie wpuścić.
Citra IPA to dziewczyna skromna, z zasadami, ale też z przekonaniem, że możemy razem spędzić całe lato. Zachwala, że jest w stanie mi dać cytrynową rozkosz, orzeźwienie, ale i szczyptę czegoś niezwykłego, goryczy, która zamiast odrzucać, pociąga.
Jej ociec, browar Birbant chciał, by córka była atrakcyjna, ale i prosta w obyciu, przez co doprawił ją raptem jednym chmielem, amerykańską Citrą. Żadna to szkoda – mamy do czynienia z rośliną mocno goryczkową, a przy tym niezwykle aromatyczną. Dokładnie takie jest to piwo: pachnie cytryną, pomarańczą i słodyczą mango. Wyczuć można odrobinę nut kukurydzianych – to jednak nie DMS, a efekt użycia kaszki kukurydzianej w zasypie. Nie rozumiem tej idei, ale okej – akceptuję.
Tym bardziej, że Citra wygląda i smakuje całkiem przyjemnie. Ma białe włosy (znaczy się pianę), średnio wysokie o niejednolitej budowie, które pięknie trzymają się na głowie. Zaś kolor jej skóry to intensywny, ciemny pomarańcz, mętny, nieprzejrzysty (efekt braku filtracji).
No dobra Mała, wchodź, skonsumujmy tę znajomość. Stykam usta z Citrą i – o Boże! – czuję swoją ulubioną słodką cierpkość pomarańczy i gładkość mango. Dziewczyna jest średnio nasycona, obdarzona delikatną goryczką – przyznam, że w tej materii spodziewałem się czegoś więcej – która osiada po ostatnim akordzie.
Czy zdecyduję się na lato z blond cytrynką? Na pewno Citra IPA będzie jedną z moich towarzyszek, bo jest bardzo rześka i pijalna. Ale czy jedyną? Zdecydowanie nie.
Pingback: LUBUSKIE IPA: w Witnicy też mogą | Jerry Brewery
Pingback: BIRBANT ROBUST PORTER: hulaka pakuje | Jerry Brewery