Sporo chmielu, sporo słodowości, ale wszystko ładnie zbalansowane – takie jest India Brown Ale z AleBrowaru.
Lubię sięgać po produkty tej firmy nawet wtedy, gdy już je degustowałem. Szczególnie po takie, których nie miałem okazji opisać na blogu. AleBrowar ma to do siebie, że nie zawodzi. Browarnicy warzący w Gościszewie nigdy nie skasztanili roboty, zawsze warzą piwa z serduchem, jedne wybitne, inne po prostu dobre. Mają tę iskrę bożą, która pozwala ślepo zawierzyć ich pomysłom – w Polsce znalazłbym może jeszcze ze dwa-trzy takie przedsiębiorstwa (na pewno Pinta i Pracownia Piwa).
Brown Foot to ich wariacja na temat amerykańskiego Brown Ale, mocno nachmielona, ale nie tracąca nic z wymaganej regułami gry słodowości. Piwo wygląda klasowo: średniej wysokości żółto-biała piana pięknie się trzyma i równie zgrabnie oblepia szkło. Kolor także cieszy oko, jest ciemnobrązowy, przejrzysty i mieni się rubinowymi przebłyskami.
Zapach to istny miszmasz wpływów słodowych i chmielowych. Bez trudu wyłapiemy czekoladę i orzechy, nie będziemy mieli także problemów z wyczuciem chmielów amerykańskich: nuty cytrusów, sosny i żywicy uzupełniają i tak bogaty bukiet Brown Foot.
Smak gościszewskiego India Brown Ale pięknie balansuje pomiędzy karmelowo-orzechową dawkę słowodości, a naleciałościami chmielowymi. Co więcej, w przełyku także osadzają się efekty obu tych składników: kwaskowość od słodu zakwaszającego i czekoladowego oraz solidna goryczka od chmielu. Kubki smakowe wyczują też odrobinę dopuszczalnego, śmietankowe diacetylu. Dorzućmy do tego niskie wysycenie i aksamitność ciała, a otrzymamy bardzo pijany trunek.
Brown Foot to piwo mądrze wyważone i uwarzone. Nie storpeduje nas dziczą smaku, ale ucieszy wieloma ciekawostkami. Jest bardzo smaczne i świetnie się nadaje do sączenia przed kompem, ot na przykład przy okazji oglądania kolejnych odcinków „Gry o tron”.