Takoż prawił w słynnej piosence autorstwa Williego Dixona Bo Diddley. Po raz kolejny przekonałem się, że to najświętsza prawda.
Grzebałem sobie wśród polskich piw usytuowanych na jednej z półek w pewnym piwnym sklepie. Większość z nich cieszyła oczy pomysłowymi etykietami i niezłym wykonaniem, wszak zasada głosi: chcesz się sprzedać, musisz rzucać się w oczy. Pośród ładnych butelek stało jedno brzydkie kaczątko z paskudną ciemną etykietą, wykonaną ze słabego jakościowo papieru, a także kapslem pokrytym jakąś lipną farbą – znać było odpryski. Tak, przyznacie niezbyt zachęcająco prezentowało się piwo Samosierra z browaru Spirifer.
To druga warka tego założonego przez trzech mieszkańców okolic Warszawy browaru. Jak sami tłumaczą, jego nazwę zaczerpnęli od… kopalnianego ramienionoga, podobno często występującego w na terenie Polski. Dlaczego tak? Z powodu wykształcenia – dwóch panów studiowało geologię, acz nie pracuje w zawodzie. Hmmm, ciekawe, czy gdy ja zacznę warzyć piwo, dam mu nazwę związaną z moimi studiami, czyli ekonomią. W sumie nazwa Plato ładnie połączyłaby oba tematy…
Dobra, wracamy do piwa numer dwa od Spirifera czyli Samosierry, nachmielonego amerykańskimi odmianami Pale Ale. Jako że kiedyś interesowałem się rodziną Bonaparte, przeto nazwa wzięta od słynnej bitwy akurat mnie zainteresowała. Postanowiłem zdjąć trunek z półki, włożyć do koszyka, a po zakupie udać się do domu celem konsumpcji. Nie miałem zbyt wygórowanych oczekiwań, tymczaseeeem…
Zapach: o jak to ładnie pachnie! Panowie postawili na aromatyczne, raczej owocowe, niż ziołowe chmiele, przez co wyraźnie czuć mango, brzoskwinię i grejpfrut, choć oczywiście sosny także nie brakuje. Jako że to delikatne pale ale, pojawiają się nuty karmelowe. Może gdzieś majaczy lekka siarka, ale głowy sobie za to uciąć nie dam. Tak czy owak – nawet jeśli jest, to w niczym nie przeszkadza.
Piana: stylowa, umiarkowanie wysoka, biało-żółta piana. Trzyma się jak pan Bóg przykazał, lacing takoż ma przedni.
Kolor: ciemny, jak na pale ale, bo mocno miedziany, ale mieści się w granicach stylu. Zastanawia bardzo duże zamglenie, pewnie z powodu chmielenia na zimno i braku filtracji. Mnie to w każdym razie nie przeszkadza, gdyż żadne bzibziaki po Samosierze nie pływają.
Smak: O-MÓJ-BOŻE! Czy to nie są aby czary? No jest genialnie wręcz! Kapitalna słodkość, skontrowana na finiszu subtelną, bardzo przyjemną goryczką. W pierwszym akordzie dominują owoce mango i brzoskwini, w drugim dochodzi do głosu kwaskowość grejpfruta, a także przyjemna nuta zbożowa. Średnie wysycenie ułatwia pijalność, w gardle pojawia się lekka oleistość – to za sprawą doboru chmieli.
I tak oto moi Drodzy zupełnie niespodziewanie zaprzyjaźniłem się z jednym z najlepszych (najlepszym?) Pale Ale w Polsce. Gdyby na końcową ocenę wpływał jedynie smak, dałbym dychę. Kwestie estetyczne te zachwyty nieco redukują, niemniej polecam Samosierrę z pełną odpowiedzialnością. Smacznego!
SAMOSIERRA
Spirifer/Trzy Korony
Pale Ale
Skład: słody pale ale, Cara Clair, pszeniczny, karmelowy; chmiele Magnum, Cascade, Centennial, Citra; drożdże US-05; woda
Cyferki: alkohol 4,8% obj., 12% ekstraktu, 38 IBU
Cena: 7,99 zł (Drink Hala, Wrocław)
PS: figurki są dziełem meine roommate, Czupy. I tak, zdajemy sobie sprawę, że nie mają nic wspólnego z bitwą pod Samosierrą, niemniej ładnie wyglądają wokół rzeczonego piwa.
Soundtrack: tytuł i lead wyjaśnia wszystko, jednak żeby nie było zbyt oczywiście, wrzucam wersję „You Can’t Judge Book by the Cover” w wersji duetu Maleńczuk-Waglewski: