Śląsk czuje piwnego bluesa! Kto nie wierzył, miał możliwość zweryfikować zdanie podczas pierwszej edycji Silesia Beer Fest.
Silesia Beer Fest, 2-4 października, Katowice, Porcelana Śląska Park
Hasło „blues” padło we wstępie nie bez kozery, w końcu Katowice i inne miasta śląskiej aglomeracji od dawna uważane są za polską stolicę tej muzyki. W dodatku od kilku lat stolica Górnego Śląska lansuje się na miasto pełne zieleni i kultury. Przecież to tutaj odbywają się dwa ważne festiwale muzyczne: Off oraz Nowa Muzyka.
A skoro kultura, to piwo pasuje do tego wizerunku doskonale. Za szerzenie dobrej wieści o nowej fali wzięli się organizatorzy Silesia Beer Fest. Śpieszę donieść, że idą w dobrym kierunku. Miałem okazję im w tym pomóc, głosząc wykład na temat szkła do piwa.
DROGA DO FABRYKI
Do Katowic dotarłem kilka minut po 10. Polski Bus dowiózł mnie na dworzec i zostawił samopas. Na szczęście aplikacja Jak Dojadę szybko wskazała drogę. Najpierw na dworzec PKP połączony z wielką galerią handlową i terminalem autobusów miejskich, a później do Porcelana Śląska Park, gdzie odbywała się impreza.
Organizatorom udało się namówić miejscowe przedsiębiorstwo komunikacyjne, by linia 940 zajeżdżała pod sam teren festiwalu i dodatkowo kursowała co 10 minut. Z przedostaniem się na miejsce nie było więc żadnego problemu.
PORCELANA ŚLĄSKA PARK
Dotarłem na SBF kilka minut przed oficjalnym otwarciem bram, odebrałem fanty i ruszyłem zwiedzać dawną fabrykę. Jej wygląd dla części zwiedzających mógł wydać się osobliwy, jednak mnie urzekł industrialny klimat tutejszych hal. Może nie były one tak przestronne, jak można byłoby się spodziewać słysząc hasło „fabryka”, ale na tyle obszerne, by swobodnie zmieścić kilkunastu wystawców oraz sporo stolików i krzeseł dla zwiedzających.
Przed budynkami ustawiło się kilka foodtrucków, z kolei piwo-dawcy swoje miejsce zajęli na pierwszym piętrze. Jako że impreza nie była jeszcze otwarta dla zwiedzających, mogłem na spokojnie obejść hale, przybić piątki ze znajomymi oraz sprawdzić, gdzie przyjdzie mi głosić wykład.
W między czasie spotkałem Kamila z Alechanted, który krążył po terenie festiwalu ze swoim domowym Whisky Stoutem oraz tajemniczym słoiczkiem. Zawartość pierwszego w pełni pochwalam – potężny kop spalonymi kablami. Drugiego – już niekoniecznie.
Okazało się, że przytargał ze sobą sos z jakąś cholernie ostrą odmianą papryczek. Wystarczył naparstek, bym ja – osoba mająca niską tolerancję ostrości – zaczął się mienić kolorami tęczy i zionąć żywym ogniem. Sensoryka opuściła mnie na jakieś dwie godziny. Dude, don’t do it anymore!
Dodam, że fani „podwójnego palenia”, jak np. Kuba z The Beervault, byli smakiem sosu wręcz zachwyceni.
WYKŁAD
Początkowo byłem nieco zaniepokojony, ponieważ przed południem frekwencja nie powalała. Dość powiedzieć, że wykład Tomka z Piwnych Podróży przesunięto o godzinę, by mogło go usłyszeć możliwie najwięcej osób. Na szczęście ok. 15 zaczęło robić się tłoczno. Miejscowi widocznie już skończyli szamać obiadek, a piękna pogoda skusiła ich do przyjazdu na Silesia Beer Fest.
Chwała im za to, gdyż w czasie mojego wykładu przed sceną ustawiło się naprawdę sporo osób, które – cholernie się z tego cieszę – z dużą uwagą słuchały, co mam do powiedzenia na temat szkła do piwa. Gadałem chyba z 50 minut, prezentując wszystkie zalety degustowania w porządnym naczyniu. Mam nadzieję, że przekonałem nieprzekonanych.
BROWARIAT
Po wykładzie emocje wreszcie mnie opadły i mogłem na spokojnie ruszyć pomiędzy stoiska oraz pogadać z ziomami. Śląska ekipa mediowa (znaczy się blogerska) była reprezentowana m.in. przez wspomnianych Kamila (prowadził quiz dla zwiedzających – Piwna Matura) i Kubę, a także Karolinę i Kacpra z Piwnej Zwrotnicy, Wojtka z Piwo, Z Piwem i O Piwie, Mateusza z Piwo i Planszówki, Biroholika czy Darka z Piwnych Degustacji. Na pewno kogoś pominąłem, za co przepraszam. 😉
Wspólnie udaliśmy się na stoisko Browariatu, by pogadać o sprowadzanych przez ekipę knajpy piwach. Ze stuprocentową pewnością mogę stwierdzić, że to najciekawiej wyposażone piwne miejsce w Polsce, prowadzone przez prawdziwych pasjonatów (Robert – szacunek!), gotowych wydrzeć z gardła londyńskiemu The Kernel beczkę wyjątkowego malinowego kwasa! A że piwo jest wybitne dam wam jutro znać przy okazji recenzji.
TOUR DE STOISKA
Oczywiście blogosfera to tylko część licznie przybyłych gości. Z wielką siłą uderzyły znajome browary. Na dużym festiwalu wreszcie pojawił się odświeżony graficznie Szpunt, wraz ze swoim bardzo udanym Whisky Stoutem. Z Krakowa przyjechały ekipy BroKreacji, Beer City i Tattoed Beer.
Nie zabrakło Trzech Kumpli, Browaru Stu Mostów, Kraftwerka, Hajera, obu wcieleń Redena, Pinty czy Hopium, z kolei knajpy – oprócz Browariatu – reprezentowały także gliwicki Dobry Zbeer i katowickie Kontynuacja i Biała Małpa. Na każdym ze stoisku przystanąłem choć na chwilę, by pogadać z piwnym towarzystwem. W końcu po to jeździ się na festiwale, co nie?
DROBNE UWAGI
Choć Silesia Beer Fest można uznać za naprawdę udaną organizacyjnie imprezę, to jednak nie zabrakło zgrzytów. Zdecydowanie jest nim liczba oraz stan toalet. W samym budynku było ich sześć, a przed nim stanęło także chyba ze sześć Toi Toiów. Możecie sobie wyobrazić, że gdy wieczorem frekwencja gwałtownie skoczyła, kolejki sięgały kilku, a nawet kilkunastu metrów!
Myślę, że warto by także poprawić komunikację na mieście. Z racji tego, że festiwal odbywał się na uboczu założę się, że nie każdy, nawet ślązak, wiedział jak trafić na jego teren. Mnie uratowało Jak Dojadę, ale nie sądzę, by wszyscy posługiwali się rzeczoną apką.
DOBRY PROGNOSTYK
Mimo tych uwag chwalę Silesia Beer Fest. Impreza udowodniła, że Śląsk ma parcie na piwo i że warto tutaj przyjeżdżać, by się go napić. Wydaje mi się, że organizatorzy i wystawcy mają takie same zdanie, więc pewnie na wiosnę możemy spodziewać się kolejnej edycji festiwalu. Ale o tym napiszę dopiero za jakiś czas. 😉