Kormoran w swych podróżach dotarł do Irlandii. Macham mu z Krakowa ze szczerymi pozdrowieniami.
Muszę przyznać, że tak ze względów marketingowych, jak i bajkopisarskich, linia browaru z Olsztyna od samego początku cieszy się moją sympatią. Ktoś w Kormoranie dobrze sobie wykombinował, że stworzenie typka, który podróżuje po świecie i przywozi do Polski ciekawe przepisy na piwo to kapitalny chwyt. Doświadczeni piwosze się uśmiechną, a i początkujący wkręcą w tę niezwykłą wyprawę. „Szapo-ba”, czy jak to się mówi.
Tym razem lekko zarośnięty, odziany w kapelusz podróżnik dotarł na Zieloną Wyspę, a skoro tam, to musiał uraczyć siebie i nas stoutem, tradycyjnym piwem z tamtych stron. W Olsztynie postawiono na jego kawowe wcielenie – to dobry ruch, bo daleko mu do ekstremów w postaci RISa, których pewnie część konsumentów jeszcze nie jest przyzwyczajona, a z drugiej zawsze to lepsze od dość płaskiego Guinnessa, które niepotrzebnie mąci w głowie niewprawionym piwoszom. Dodanie płatków owsianych sugerowałoby chęć podążenia w kierunku Oatmeal Stoutu, ale to pewnie dopiero w przyszłości, bowiem w przypadku omawianego piwa jego owsianość jest dość znikoma.
Kormoran Coffee Stout pięknie prezentuje się w szkle: obfita jak na gatunek piana cieszy beżowym kolorem, średniej wielkości pęcherzami i ładnym kontaktem ze szkłem i resztą piwa. Kolorem napój przypomina olej silnikowy, jest raczej ciemno brunatny, niż czarny, nieprzejrzysty, bez żadnych refleksów.
Zapach może wydać się ciut płaski i mało urozmaicony, bowiem rządzi w nim praktycznie tylko kawa. Gdzieś tam w tle majaczy czekolada, może odrobina owsianki, ale są one tak dyskretne, że mógłbym właściwie nic nie wspominać.
W smaku również dominuje kawa. Czuję się, jakbym zaordynował sobie jakiś może nie mrożony, ale podany na chłodno napój w Starbuniu. Tym bardziej, że lekkość kormoranowego Coffee Stouta i jego niskie wysycenie autentycznie czynią go bardziej kawowym, niż piwnym. W ostatnim akordzie majaczy czekolada i odrobinka kwaskowatości, ale to raczej od słodów palonych, niż od chmielowej goryczki.
Gdyby nie fakt, że w pracy należy stawiać się absolutnie trzeźwym, z rana chętnie obalałbym tę Podróż Kormorana. Jest lekka, nad wyraz – jak na stout – pijalna, a przy tym przyjemnie pobudza. Miłośnicy kawy – sprawdźcie ją koniecznie!
Pingback: KORMORAN AMERICAN IPA: podróż bez ekscytacji | Jerry Brewery
Pingback: KORMORAN WEIZENBOCK: powrót do początku | Jerry Brewery