List otwarty do człowieka, który znowu nie zdobył Oscara.
Drogi Leonardo,
Doskonale zdaję sobie sprawę, że nic nie ukoi Twojego bólu po kolejnej stracie. Rokrocznie kolejny Oscar umyka Ci z rąk, bo jakiś inny aktor ośmielił się zagrać lepiej od Ciebie. Mam jednak nadzieję, 86. gala rozdania tych nagród szybko uleci z Twej pamięci. Uważam bowiem, że nie masz czym się przejmować.
Po pierwsze: czy naprawdę chciałbyś odebrać nagrodę za film, w którym owszem – zagrałeś jak zwykle na wysokim poziomie, ale „Wilk z Wall Street” zdecydowanie nie jest ani Twoją rolą życia, ani najlepszy obraz Martina Scorsese? Doprawdy, chciałbyś wygrać z fenomenalnym Matthew McConaughey’em, który właśnie zalicza najbardziej udany rok w życiu, stworzył poruszającą kreację w „Dallas Buyers Club”, a w dodatku jest hajpowany za serial „True Detective”? Ba, w dodatku to Twój kolega z planu „Wilka”, powinieneś więc się razem z nim cieszyć!
Po drugie: czy brak Oscara umniejsza w jakikolwiek sposób Twojej klasie? W żadnym wypadku! Żaden z Twoich konkurentów nie ma tak wielu udanych obrazów na koncie i nie utrzymuje się na szczycie od – bez mała – 21 lat. „Co gryzie Gilberta Grape’a”, „Titanic”, „Złap mnie, jeśli potrafisz”, „Infiltracja”, „Incepcja”, „Django”… Reżyserzy i fani wiedzą jak wspaniałym aktorem jesteś i nie potrzeba im dowodu w postaci złotego, łysego chłopka, który co najwyżej będzie Ci się w domu kurzył.
Po trzecie: po co w ogóle Ci ta nagroda? Czy nie lepiej budować wokół siebie wizerunku najlepszego aktora, który nigdy Oscara nie otrzymał? Myślisz, że odbierając statuetkę nagle otworzysz sobie drzwi do świata nowych możliwości? Ależ Ty przecież już dawno te drzwi wyważyłeś, grając coraz to nowe, wyborne role! A może chodzi Ci o dowód uznania? Czyż nie większym jest ciągła popularność, poklask wśród amatorów kina i, w jakimś stopniu, wciąż rosnąca liczba zer na koncie, wypłacanych regularnie przez producentów filmowych?
Nie przejmuj się więc, drogi Leonardo, brakiem jednego szczegółu na domowej półce. Bez niego Twoja kolekcja i tak wygląda wspaniale.
Twój fan,
Jerry Brewery
PS: w ramach odstresowania zalecam Ci kolejną zabawę w Jensa Kidmana z Meshuggah.
Leo goni Bergmana 😉
True story.
Może to pora na ranking inspirowany postacią Ingmara: „za co jeszcze Leo nie dostanie Oscara? 😀