Tegoroczna odsłona ikony piw wędzonych trafiła właśnie do polskich sklepów. Nie mogłem sobie odmówić jej skosztowania.
O Schlekerli i jej trunkach wypadałoby napisać oddzielny tekst. Historia knajpki z niemieckiego Bambergu sięga początków XV wieku, jednak na poważnie za warzenie piwa w tym miejscu wzięli się dominikanie, którzy przejęli ją w XVI wieku.
To właśnie wtedy, a konkretnie w 1678 roku uwarzono w Bambergu pierwsze piwo wędzone. Podobno słód przypadkowo położono obok ogniska, co poskutkowało przejęciem dymnych aromatów. Piwowarzy co prawda stwierdzili, że ziarno jest raczej zepsute i nie powinno się z niego korzystać, ale z drugiej strony darów bożych wyrzucać nie wolno.
Chwała Panu, bowiem uwarzone piwo okazało się rewelacją, której sława w końcu obiegła cały świat. Tak oto piwa z Bambergu trafiły na salony, a piwowar-kuternoga (schlenker to określenie człowieka z problemami z kończyną dolną) stał się symbolem piw wędzonych vel. dymionych.
Piwa Schlenkerli są wyjątkowe także z innego powodu. Otóż butelkuje się je raz do roku, na początku października i wtedy też wysyła w świat. Do Polski zazwyczaj trafiają kilka tygodni później, stąd w moich łapach Urbock znalazł się dopiero teraz.
Wybrałem to właśnie piwo, ponieważ koźlak jest najbardziej odporny na „leżakowanie”. Nie musi zostać wypity z rozpędu, zaraz po rozlewie, w przeciwieństwie do takiego weizena, który również znajduje się w ofercie browaru z Bambergu.
Ta swego rodzaju sezonowość sprawia, że każde obcowanie ze Schlenkerlą to przeżycie. Zawsze masz gwarancję wysokiej jakości trunku, ale nigdy nie wiesz, która cecha zostanie uwypuklone. A także – jaka wada nieco zepsuje ci odbiór. Sprawdźmy więc, jak prezentuje edycja 2014.
Zapach: o mamo – właśnie za to świat pokochał piwa Schlenkerli! Szynka i oscypek wręcz oplatają mnie całego, nie tylko szturmując nos, ale i inne receptory, zdolne podniecić się dymem. Mam wręcz wrażenie, że moje ubrania przechodzą tym zapachem, jakbym właśnie wrócił z imprezy przy ognisku. A jako, że mamy do czynienia z dobrym bockiem, pojawiają się też melanoidy oraz odrobina świeżego chmielowego aromatu. W tle, niestety, pałęta się masełko.
Piana: beżowa, złożona z drobnych i średnich pęcherzy. Średnio obfita, ale trwała. Niezły lacing.
Kolor: bardzo ciemny brąz z wiśniowymi przebłyskami. Nad wyraz klarowny.
Smak: podoba mi się fakt, że w smaku wędzonka jest nieco ukryta, a kontrolę przejmują tradycyjne dla bocka melanoidy. W pierwszym akordzie koźlak ze Schlekerli daje po języku słodyczą, orzechami i odrobiną masła. W drugim rządzi skórka od chleba oraz surowe ciasto. Finisz to zaś istna mieszanka serowej wędzonki, słodyczy i ziołowej goryczki.
Jak widzicie klasyka z Niemiec nie jest piwem pozbawionym wad, ale na tyle dostojnym i wyróżniającym się spośród konkurencji, że wprost trudno się nim nie zachwycić. Kto lubi dym, ten na pewno pokocha Urbocka w wersji 2014.
AECHT SCHLENKERLA RAUCHBIER URBOCK
Brauerei Heller
Wędzony koźlak
Warka: 9 października 2014
Skład: woda; słód wędzony; chmiel; drożdże
Cyferki: alkohol 6,5% obj., ekstrakt 17,5%
Cena: 8,90 zł (Drink Hala, Wrocław)
Soundtrack: z niemieckich klasyków polecam takowy: