Czy piwo jest dobre jedynie latem, by gasić pragnienie? A guzik z pętelką! To trunek, który sprawdzi się o dosłownie każdej porze roku.
Przez wiele lat koncerny odwaliły kawał roboty, by wmówić nam, że piwo jest dobre tylko wtedy, gdy podaje się je zimne – im bliżej 0 stopni Celsjusza, tym lepiej. Przyczyn takiej narracji należy szukać w bylejakości serwowanego przez nich trunku, który wraz ze wzrostem temperatury, coraz bardziej manifestował swoje wady.
ZNÓW O TEMPERATURZE
Drugim sprawcą owego postępowania jest chęć sprzedania możliwie największej ilości piwa. Wymogi sanitarne oraz logistyczne wymagają od właścicieli barów serwowania alkoholu maksymalnie schłodzonego. Doświadczony piwosz wychodząc do knajpy z pewnością odczeka kilka chwil po nalaniu napoju, da mu się ogrzać i dopiero po jakimś czasie „wychyli” piwko do dna.
W czym to przeszkadza dużym browarom? Otóż jeśli każdy postępowałby w ten sposób, za jednym posiedzeniem towarzystwo w barze wypijałoby 2-3 piwa zamiast, powiedzmy, sześciu. I już 10 zł się nie zgadza…
Efektem tych praktyk było utrwalenie wizerunku piwa jako alkoholu idealnego na plażę, albo letni grill. Chłodne, podane w mokrej od wilgoci szklance – oto ideał! Na szczęście przyszła rewolucja piwa i kopnęła w dupę ten tok rozumowania. Umiejętnie dobrany trunek równie skutecznie ogrzeje nas zimą i nada kolorytu jesieni, co ugasi pragnienie latem.
WIOSNA
Wszystko budzi się do życia, choć na zewnątrz jest jeszcze relatywnie chłodno. W takich okolicznościach przyrody doskonale sprawdzi się piwo o średniej mocy i roślinnym, rześkim aromacie.
Podstawą wiosennej diety jest India Pale Ale, pachnące świeżością lasu i cytrusów, czasami podbite słodyczą tropików i żywicy. Belgijskie jasne piwa pokroju blonde czy witbier, wzbogacą świat doznań piwosza o nuty przyprawowe. Polecam też saison – tradycyjnie serwowany w lecie, ale ze względu na swoją moc i fenolowe naleciałości pierwsza połowa roku to dla niego odpowiednia pora.
Wiosną warto też sięgnąć po tradycyjne brytyjskie piwa, nachmielone odmianami dającymi aromat ziół lub kwiatów – angielskie IPA to najlepszy przykład. Nie zapomnijcie też o Niemczech i Francji – gęsty roggenbier czy dobrze zbudowane biere de garde nie tylko miło wypełnią gardziel, ale i nasycą potrzebującego energii piwosza.
LATO
Pora lekkich, przynoszących ochłodę piw. Tu w kolejce ustawia się cała plejada alkoholi: od słodowo-goryczkowych pilsów, poprzez ulotne jak chmurka grodziskie, skończywszy na nieco bardziej treściwych, acz równie świeżych pale ale, extra strong bitterach, wiedeńskich lagerach czy american wheatach.
A może potrzebujesz czegoś, co ugasi twoje pragnienie niczym babciny kompot? Śmiało sięgaj po belgijskie cudeńka pokroju lambica czy flanders red ale, albo niemieckiego berliner weisse! Kwaśne jak cholera, przez co w mig zapominasz o tym, że chce ci się pić.
Lato to również pora wytrawnych, leciutkich stoutów. Być może czekolada i kawa nie kojarzą się z orzeźwieniem, ale gdy tylko spróbujesz kremu nagazowanego azotem, od razu zrozumiesz jego letnie właściwości.
JESIEŃ
Czas piw brązowych i dymionych. W końcu właśnie wtedy pojawiają się orzechy, ziemię spowijają mgły, a lud mający w poważaniu współczesne reguły bezpieczeństwa, wypala liście, które spadły z drzew.
Klasykiem piw wzmacnianych dymem jest wywodzący się z Bambergu rauchbier, pachnący szynką, oscypkiem (wędzenie bukiem) lub ogniskiem (wędzenie dębem). Jednak powoli to Polska staje się krajem dymem słynącym – nasi piwowarzy używają słodów wędzonych w takich stylach, jak choćby barley wine czy weizen. Jest więc z czego wybierać.
A brązy? Celuj przede wszystkim w brytyjskie portery, mildy i brown ale, nie zapominając o niemieckich bockach (w tym weizenbocku). Ich orzechowy charakter doskonale zwieńczy miły spacer po parku.
ZIMA
Pora roku, w której królują piwa mocne, ekstraktywne, o intensywnym smaku i aromacie. Chodzi o to, by rozgrzać piwosza, a przy okazji przybliżyć mu atmosferę Bożego Narodzenia.
Mocarzy, którzy skutecznie cię rozgrzeją, rynku znajdziesz co niemiara. Ja najbardziej lubię russia imperial stouty, mieszające wpływy czekolady, kawy i ciemnych owoców, acz nie wzgardzę też pozostałymi petardami. Belgijski quadrupel kusi śliwkami, figami i winnością, barley wine to miodowy ulepek, eisbock emanuje smakiem orzechówki, z kolei imperialne IPA smakuje niczym owocowy likier. Każdy więc znajdzie coś dla siebie.
Jak widzisz piwo może towarzyszyć ci cały rok, bez względu na pogodę i okoliczności przyrody.