Pinta wzięła sobie do serca wszelkie uwagi fanów i tegoroczną warkę spłodziła z większą ilością imbiru, nieco ukręcając łeb goździkom. Jak to wpłynęło na odbiór ich dyniowego ale?
Nie obchodzę Halloween. Podobnie zresztą jak Walentynek i innych świąt zaimplementowanych ślepo przez Europę z USA. Ja wiem, że to z jednej strony fun, ale chyba nikt nie ma wątpliwości, że to wszystko jest zabawą w dobry marketing, która przy okazji ma za zadanie kopnąć w dupę polską (czytaj: gorszą, cebularską) tradycję.
Z tego powodu z premedytacją nie sięgałem po jakiekolwiek pumpkin ale w okolicach 1 listopada. Jednak później nie mogłem sobie odmówić spróbowania trzeciej edycji Dyniamitu!, pierwszego polskiego piwa z dodatkiem dyni (to ważne: „z dodatkiem”, a nie „dyniowego”). Pierwszego i powszechnie uważanego za najlepsze, choć niedoskonałego.
Zresztą, sam gatunek: pumpkin ale, daleki jest od urwania komukolwiek tyłka. A już na pewno nie za sprawą głównej bohaterki. Piwowarzy narobią się przy obieraniu tego warzywa (według nomenklatury UE: owocu), muszą je ładnie posiekać, albo zmielić. I co? I nic! Nawet ja, człek, który wraz z Kobietą robi najlepszą zupę dyni i ceni jej słodkawy posmaczek, nie jestem w stanie jej wyczuć w piwie.
Kluczem do sukcesu pumpkin ale są przyprawy. To właśnie ich dobór sprawia, że możesz zachwycić się tym piwem, bądź je znienawidzić. Pinta w poprzednich wersjach Dyniamitu! solidnie go doprawiała, ale moim (i nie tylko moim) zdaniem nieco przesadzała z ilością goździków. Edycja 2014 miała przynieść lepszy balans. I faktycznie to robi.
Zapach: zgodnie z oczekiwaniami bardzo przyprawowy, tyle że tym razem królem polowania jest słodki imbir, dzielnie wspomagany przez cynamon oraz przyprawowe naleciałości pochodzące od drożdży T-58, używanych zazwyczaj do piw belgijskich. Goździki gdzieś się schowały, za to uaktywniły się ciasteczkowe słody oraz aromaty ziół. Dynia? Tylko, jeśli sobie wkręcisz, że ją czujesz. Jednak zapach Dyniamitu! to wielki pozytyw.
Piana: kremowa, złożona z drobnych i średnich pęcherzy. Niezbyt trwała, ale pozostawia niewielką powłokę na płynie. Lacing przeciętny.
Kolor: przypalona pomarańcza, tudzież intensywny bursztyn. Mętny.
Smak: niskie wysycenie i spora treściwość hamują pijalność tego piwa, ale może to i dobrze ze względu na 6% alkoholu, który w nim pływa. Od pierwszego łyku dominują przyprawy. Najpierw rozgrzewający imbir (polecam na przeziębienia), później piekące goździki (ha, tu się ukryły!) oraz herbatniki. Finisz stanowi przyjemna ziołowa goryczka, podsypana cynamonem i pieprzem.
Pumpkin Ale to generalnie nie jest moja bajka, ale nie da się ukryć, że tegoroczny Dyniamit! „robi robotę”. Kapitalnie pachnie, dobrze wygląda i nieźle smakuje.
DYNIAMIT!
Pinta
Pumpkin Ale
Skład: woda; dynia pieczona; słody pale alem Carapils, Carared, Biscuit; chmiele Ahtanum, Palisade, Willamette; goździki, cynamon, imbir, mech irlandzki; drożdże Safbrew T-58
Cyferki: alkohol 6% obj., ekstrakt 16,5%, 31 IBU
Cena: 8,10 zł (Piwnica, Wrocław)
Soundtrack: The Smashing Pumpkins to najsławniejsze dynie w świecie muzyki, zaś „1979” to ich najlepszy numer: