Kim są „cywile”, kiedy postrzelamy do siebie z armat i dlaczego warto lubić cydr? Na te pytania odpowiada Paweł Leszczyński, jeden z organizatorów Warszawskiego Festiwalu Piwa, który startuje już w czwartek.
Warszawski Festiwal Piwa, 7-9 kwietnia, Warszawa, Stadion Miejski
JERRY BREWERY: Zacznijmy od okoliczności, w których odbędzie się najnowsza odsłona Festiwalu, a mianowicie: pięciolecie piwnej rewolucji w Polsce. Jak oceniasz ten czas? I czy uważasz, że imprezy takie, jak WFP, znacząco wpłynęły na jej rozwój?
Z mojego punktu widzenia ciężko mówić o okrągłej rocznicy, pierwszego piwa z amerykańskim chmielem spróbowałem dopiero w grudniu 2011 roku, a była to warszawska minipremiera dla niewielkiej grupy ludzi. Tę jaskółkę też ciężko nazwać rewolucją. Myślę, że to koło dopiero się rozpędza, browarów i świetnych piw jest coraz więcej. A za pieniądze m.in. koncernów idea piwa rzemieślniczego dociera pod strzechy.
Festiwale na pewno przyczyniły się do tego boomu, ale to przecież efekt synergii. Piwna rewolucja to nie tylko każde dobre piwo i browary, ale dziesiątki tysięcy fascynatów, którzy za darmo, dla frajdy, reklamowali tę ideę swoim kolegom i koleżankom. Beer geecy, piwowarzy domowi, blogerzy – ich zasługą jest cała ta ciężka praca u podstaw, która zapewniła piwu rzemieślniczemu świetną pozycję. Ale jeszcze więcej pracy przed nami.
Jak oceniam ten czas? Daję 10 na 10. Jest świetnie, a będzie jeszcze lepiej. 🙂
Czy – patrząc na osoby odwiedzające kolejne edycje WFP – zauważasz zmianę „profilu Klienta”?
Nie jestem w stanie tego stwierdzić, nie odpytujemy na wejściu z piwa rzemieślniczego, a cywile wyglądają podobnie do osób wtajemniczonych. (Nota bene dowiedziałem się właśnie, że w Bośni i Hercegowinie cywilami nazywa się ludzi, którzy nie mają pojęcia o piwie rzemieślniczym i strasznie mi się to określenie spodobało). Domyślam się tylko, że na festiwalu pojawia się wielu gości, dla których jest to pierwsze zetknięcie z prawdziwym piwem. Tak było na przykład z niektórymi dziennikarzami 🙂 Ale jak już przyszli raz, to tak im się spodobało, że przychodzą ponownie, więc już wtedy chyba nie są cywilami, prawda?
Czy w związku z okrągłą rocznicą planujecie jakieś specjalne wydarzenia w czasie festiwalu?
To może głupio zabrzmi, ale myślę, że sam festiwal jest takim wydarzeniem. W zamyśle ma to być bijące serce piwnej rewolucji, wyznaczające początek i koniec sezonu, stanowiące swoiste podsumowanie. A że wszystko dzieje się bardzo szybko, to i serce musi bić częściej. 🙂
WFP znów startuje w czwartek i trwa do soboty, czyli jak wnioskuję przesunięcie imprezy o jeden dzień się sprawdziło. Jakie widzisz plusy takiego rozwiązania?
Oczywiście, że tak. Plusów jest cała masa i wszystkim się ten pomysł spodobał, od gości po wystawców. Przyznam szczerze, że na początku organizowaliśmy festiwal od piątku do niedzieli tylko dlatego, że wszyscy tak robili i nie chcieliśmy wychodzić przed szereg. Ale praktyka pokazywała nam co innego – mam szczęście pracować w Kuflach i Kapslach, gdzie widać bardzo wyraźnie, że w Warszawie imprezuje się od czwartku do soboty, niedziela to czas na odpoczynek. I słusznie. Dzięki czwartkowi WFP może się powoli rozpędzić, nabrać tempa. Pamiętajmy o tym, że wystawcy muszą się przygotować, zwykle nie są profesjonalnymi barmanami, a na początku zawsze coś nie działa, coś się zepsuje, a piwo się spieni. Piątkowy tłok nie pomagał w rozwiązywaniu ewentualnych opóźnień i problemów.
To właśnie czwartek najlepszy jest dla beer geeków. Nie ma tłoku, można degustować w spokoju, porozmawiać z piwowarami, kiedy jeszcze są pełni energii, można zrobić zapasy. A już na kranach pojawiają się piwa specjalne, tak więc to idealny moment aby upolować wymarzone piwa.
To tylko niektóre z plusów, ale chyba każdy, kto widział piwny festiwal w niedzielę, pełen marazmu, skacowany, wyzuty z energii, przyzna rację, że był to zdecydowanie dobry krok.
Ponieważ pełną listę browarów i wydarzeń można znaleźć na oficjalnej stronie festiwalu, chciałbym podpytać Cię tylko o szczegóły kilku z nich. Po pierwsze: wizyta Grega Kocha. Jak zachęciłbyś nie będących w temacie Czytelników do tego, by przybyli na spotkanie?
Od razu chciałbym szczerze zachęcić do zabawy z nasza festiwalową aplikacją – można jej używać spod poziomu strony, albo na Androidzie. Niedługo będzie też wersja na iPhone’a. Będzie m.in. przypominać o oznaczonych piwach i wydarzeniach, sam doskonale wiem, jak czas potrafi płynąć na festiwalu piwa. 🙂
Ale wracając do tematu – czy spotkanie z Gregiem Kochem jest dla nie będących w temacie jakąś specjalną atrakcją? Raczej nie, tym poleciłbym spróbować jego piw, które bronią się same. Greg jest przede wszystkim ważną postacią dla miłośników piwa. Prawie od początku stał na czele piwnej rewolucji, to dzięki niemu i jemu podobnym powstał fenomen rzemieślniczego piwa. Jest wizjonerem i też jakimś moralnym kompasem, który w świecie wielkich pieniędzy i biznesu głośno mówi, że nasza rzemieślnicza filozofia (związana nie tylko z piwem, ale też z innymi sferami życia) nie jest na sprzedaż. O tym właśnie chcemy z nim porozmawiać.
Po drugie: sporo kontrowersji budzi premiera piwa Duży Volt czyli kooperacji Browaru Brodacz i Wiesława Wszywki. Jakie jest Twoje zdanie na ten temat?
Osobiście nie uważam, żeby to był specjalnie szczęśliwy pomysł na promocję piwa rzemieślniczego, ale jako etyk nie mam potrzeby wyrażania w silny sposób swoich przekonań. Pamiętajmy o tym, że środowisko dopiero się uczy jak powinna wyglądać promocja piwa, szata graficzna itp., na własnych błędach musimy zobaczyć, co działa, a co nie i gdzie są jakieś granice.
Po trzecie (niestety nie zobaczę tego panelu): dyskusja na temat „czy bloger piwny powinien znać się na sensoryce i umieć warzyć piwo?”. Jestem ciekaw, co Ty osobiście o tym sądzisz?
Jak wiesz, specjalizuję się w sensoryce i zajmuję się profesjonalnymi szkoleniami w tym temacie, więc raczej nie zaskoczę Cię stwierdzeniem, że jest ona niezmiernie ważna. 🙂 Jeśli się o czymś pisze, jeśli ocenia się piwo, trzeba znać przynajmniej podstawy i nie opowiadać bzdur. Jedynym sposobem, żeby się tego nauczyć są szkolenia sensoryczne, które pozwalają nam rozwinąć pamięć zapachową. Przy czym wcale nie trzeba posiadać jakichś niesamowitych umiejętności, wyczuwać substancji w minimalnych stężeniach. To jest nawet niewskazane, ponieważ ludzie czytający nasze wypowiedzi sami nie będą mogli zidentyfikować tych aromatów. Głównymi narzędziami sensoryka jest jego nos, mózg i pokora.
To się oczywiście łączy ze znajomością procesu. Sprawny sensoryk powinien wiedzieć, co mogło pójść nie tak, kiedy piwo jest zakażone, kiedy browar wypuścił je za wcześnie, a kiedy aromaty sygnalizują błędy w produkcji. Tak mi się wydaje, że blogerów czyta się, bo się na czymś znają, mają coś do powiedzenia, a nie dlatego, że lubią się napić piwa i postukać potem w klawiaturę.
WFP to oczywiście okazja do spróbowania mnóstwa premierowych piw oraz rzadko dostępnych specjałów z zagranicy. Czy wśród trunków masz swoich faworytów, których chciałbyś polecić odwiedzającym?
Ojej, mógłbym naprawdę długo wymieniać, moja lista piw do spróbowania na festiwalu jest koszmarnie długa i na pewno nie będę mógł tego pogodzić z obowiązkami organizatora. Tym bardziej, że ta edycja jest pod znakiem beczki, bardzo lubię leżakowane piwa (i nie ja jeden), więc pewnie będą się cieszyć olbrzymim zainteresowaniem. Ale osobiście nie ustaję w poszukiwaniu kolejnych idealnie pijalnych piw, na które będę miał ochotę w piątek i sobotę rano, tutaj trochę ostrzę sobie zęby na amerykańskie grodziskie uwarzone przez AleBrowar i Nepomucena, ale nie tylko.
Właśnie z myślą o ludziach, którzy potrzebują wskazówek, stworzyliśmy naszą aplikację. Już niedługo (możliwe, że nawet przed opublikowaniem tego wywiadu) będzie można nie tylko eksportować listę piw do wypicia na swój użytek, ale udostępniać ją innym (choćby przy pomocy pewnego popularnego portalu społecznościowego).
Wśród alkoholi, oprócz piw, sporą reprezentację będą miały cydry. To w ogóle zauważalna tendencja, że piwny kraft trzyma się z twórcami cydru. Z czego to wynika?
Tak naprawdę cydrownictwo stoi niedaleko piwowarstwa, szczególnie w Polsce, gdzie cydrownicy uwielbiają eksperymenty, unikalne na skalę światową, takie jak fermentacja cydru w beczkach, stosowanie bakterii, chmieli, różnych szczepów drożdży itp. Wielu piwowarów jest jednocześnie cydrownikami, osobiście mogę przyznać, że i ja należę do tego radosnego grona, jeszcze w tym tygodniu planuję rozlew cydrów leżakowanych z płatkami beczek po koniaku i sherry.
Od jakich cydrów powinien zacząć swoją przygodę z tym trunkiem fan piwa?
To pytanie ciężkiego kalibru. Od jakich piw powinien zacząć swoją przygodę miłośnik wina? Cydr jest, mimo podobieństw, trunkiem jednak innego kalibru. Najlepiej zgłosić się do specjalistów – na dwóch stanowiskach będziemy mogli po prostu popróbować różnych cydrów z Polski i ze świata. Taka degustacja naprawdę otwiera oczy. Prawdziwy miłośnik piwa bez trudu rozpozna dobry cydr.
Chciałbym jeszcze spytać o Warszawski Konkurs Piw Domowych, którego zwycięzca po raz kolejny uwarzył piwo z Pintą. Jak oceniasz poziom ostatniej edycji i czego spodziewasz się po najbliższej?
Jako sędziemu i współorganizatorowi konkursu nie wypada mi nie pisać o nim w samych superlatywach. 😉 Nie będzie to opinia popularna wśród miłośników piw wyjątkowych, ale ostatni Grand Prix, uwarzony ze współpracą Browaru PINTA w stylu Maibock był dla mnie ekstremalnie pijalny. Zrobiłem nawet na nim domowy ocet. 🙂 Byliśmy przy warzeniu nowego Grand Championa, chłopaki nie żałowali chmielu – to najbardziej chmielowe piwo warzone na tej warzelni, na pewno chętnie go spróbuję.
W ten weekend konkurs rozegra się po raz kolejny i wybierzemy nowego Grand Prix. Oczywiście nie wiem jeszcze, co nim będzie, ale style tej edycji są bardzo skomplikowane, a konkurencja coraz większa, więc na pewno będzie to piwo wybitne.
Na koniec nawiązanie do pierwszego pytania: czy piwna rewolucja w Polsce to według Ciebie chwilowa moda czy też regularny i rosnący trend? Czy za kolejne pięć lat spotkamy się podczas Warszawskiego Festiwalu Piwa, który będzie odbywał się na tak dużym obiekcie, jak stadion Legii?
Myślę, że jeśli tylko utrzyma się obecny impet rewolucji, to za pięć lat wypełnimy stadion piwem rzemieślniczym i rozegramy na nim bitwę morską, ostrzeliwując się z chmielowych armat.