Piwo z Colą – z ziemi niemieckiej do Polski

Piwo z colą

Polskie koncerny, zamiast sięgać po odkrycia rewolucji, wolą zaglądnąć przez ramię niemieckich kolegów lubujących się mieszaniu piwa z innymi napojami. Na nasz rynek trafiają właśnie dwa produkty napędzane Colą. Rzućmy okiem na ich historię.

Stojąc w obliczu zmian, jakie właściwie codziennie mają miejsce na rynku piwa w Polsce, rodzimi giganci postanowili działać. Z bardzo opóźnionym zapłonem – dodajmy. Część z nich próbuje warzyć nieco ciekawsze trunki – patrz Żywiec APA oraz przeobrażenia w browarze w Cieszynie. Inne postanawiają rozszerzyć sektor shandy o pozycję zwaną diesel. Należący do Carlsberga Okocim wypuszcza Radler Colę z limonką, a będący własnością SAB Miller Lech Diesel.

MIKSUJ PIWO

Pomysł na miksowanie piwa z bezalkoholowymi napojami to żadne novum, o czym zresztą pewnie bardzo dobrze wiecie. Na polskim rynku jako pierwszy wypuścił taką ciekawostkę Lech w kwietniu 2012 roku – Shandy. Był to miks piwa i lemoniady w proporcji 50/50. Warto przy tym dodać, że obecny u nas od 2000 roku Redd’s nie należy do tego „stylu”, gdyż jest po prostu piwem aromatyzowanym.

Jednak pierwsze napoje alkoholowe „beer & soft drink” pojawiły się na naszej planecie duuuużo wcześniej, bo już w XIX wieku pod postacią tzw. Shandygaff, o którym jako pierwszy napisał Herbert G. Wells w komedii „Historia pana Polly” w 1853 roku. Do jego przyrządzenia użyto zwykłego brytyjskiego ale z piwem imbirowym (powstaje w wyniku fermentacji nie cukrów pochodzących ze słodów, a melasy imbirowej). Wcześniej, bo już od XVI wieku popularność zdobył styl Berliner Weisse, który tradycyjnie podaje się z sokami, by przykryć jego kwasotę. Trudno go jednak nazwać tradycyjnym shandy, gdyż łączenie ze słodkim napojem jest w jego wypadku nieobowiązkowe.

RADLERY, TOP LAGERY I INNE

Jednak prawdziwy wybuch popularności zmiksowane napoje zaczęły święcić w dwudziestoleciu międzywojennym, konkretnie za sprawą właściciela restauracji z Monachium – Franza Xavera Kuglera. W 1922 roku po raz pierwszy zmieszał niemieckiego lagera z lemoniadą (w stosunku 1:1), otrzymując napój, który nazwał Radler – czyli kolarz. Jak można się domyślać, napitek był tak lekki, że rowerzysta po jego spożyciu mógł spokojnie wsiąść na swój pojazd, bez obawy o własne zdrowie oraz zainteresowanie ze strony panów z pałami.

Za tą mieszanką poszły kolejne: Potsdamer to połączenie jasnego piwa z sodą, najczęściej z dodatkiem soku malinowego, dla uzyskania czerwonego koloru. The Whizz Peach zawdzięcza swoją nazwę wymieszaniu piwa w stylu kristalweizen z lemoniadą aromatyzowaną brzoskwinią (czy to jeszcze jest lemoniada?). We Francji miesza się lagera z grenadyną (sok z granata), tworząc Monaco Beer. W Wielkiej Brytanii z kolei do piw dolnej fermentacji wlewa się odrobinę lemoniady, by otrzymać Lager Top, czyli mocniejszą wersję Radlera.

Ciekawostka: do lat 90. ubiegłego wieku w Niemczech nie można było sprzedawać Radlerów w butelkach. Jedyną akceptowalną przez prawo formą było mieszanie piwa z lemoniadą w piwnych knajpach.

DIESEL

Od kilkunastu lat nasi zachodni sąsiedzi, na czele z mieszkańcami Bawarii, mają nowego faworyta w stylu Shandy – napój o pięknej nazwie Diesel. Powstaje on w wyniku połączenia lagera (a jakże) ze wszelkiego rodzaju colą. W efekcie otrzymujemy płyn jako żywo przypominający olej napędowy do silników Diesla. Tutaj możecie znaleźć na niego przepis.

Niemcy oczywiście nie poprzestali na jasnym lagerze. Wlewają colę do pszeniczniaka, tworząc Colaweizena, do altbiera – otrzymując Krefeldera, a także mieszają ze stoutem lub porterem – w wyniku czego powstaje Brummbar, zwany gdzie indziej Grouchem.

Ta moda szybko rozlała się poza Niemcy: swoje mikstury piwo-colowe mają Włosi, Hiszpanie, Belgowie czy Słoweńcy. Teraz z kolei włazi do Polski wraz z dwoma wspomnianymi piwami koncernowymi.

Czy jest się czym jarać? Nie bardzo: piwo z colą możesz sobie wymieszać samodzielnie i nie potrzebujesz do tego pomocy browaru, który poda ci gotowy produkt w puszcze lub w butelce. A nawet jeśli, to takie połączenie ciężko nazwać poszerzaniem rynku – raczej rozpaczliwą próbą poszukiwania nowych smaków w obliczu nacierającej rewolucji. Tyle że w miejscach zupełnie bezsensownych, które sugerują raczej słaby poziom „podstawowego” piwa, niż każą uważać jego twórców za osoby innowacyjne.

Sięgnijcie zatem po Diesle z ciekawości, by przekonać się, że prawdziwa siła tkwi w piwach kraftowych, które nie potrzebują romansu z innymi płynami, by uwieść was smakiem i aromatem.

(Visited 9 994 times, 3 visits today)

0 komentarzy na temat “Piwo z Colą – z ziemi niemieckiej do Polski

  1. Brak pomysłu, desperacka próba podgonienia spadającej sprzedaży. Do kompletu potrzebujemy tylko jakiegoś odgrzewanego kotleta w stylu „powrot EB”, ale to za jakiś miesiąc…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *