Dystrybucja level up

Piwowary 2016 5

Od restauracji w małych miasteczkach po wielkie hipermarkety. Kraft jest teraz bliżej nas niż kiedykolwiek wcześniej.

Długi weekend majowy (już drugi w tym miesiącu!) spędziłem w rodzinnych stronach, łapiąc chwilę oddechu przed kolejnymi wyzwaniami. Najpierw z Rodzicielką świętowałem Dzień Matki w coraz popularniejszym lokalu Posmakuj Krosno. Przyjemna restauracja na rynku niedawno rozszerzyła ofertę dla piwoszy. Oprócz tradycyjnych koncerniaków pokroju Warki, w karcie znajdziemy kilka specjałów od browarów Dukla Ursa Maior. To zresztą nie jedyna krośnieńska knajpka, w której leją się nieco ciekawsze piwa. Ot, np. w sąsiadującym z nią Fermencie można uświadczyć trunki z Wojkówki.

W weekend poprzedzający przyjazd do Krosna, odwiedziłem Auchan, położony nie tak daleko mojego krakowskiego mieszkania. Chciałem sprawdzić, czy gazetkowa oferta tanich piw kraftowych (m.in. Perun i AleBrowar) to tylko sen, czy rzeczywistość. Po przyjeździe do marketu zastałem puste półki – klienci opędzlowali niemal wszystkie rzemieślnicze piwa (ciekawe, czy wśród nich znalazły się osoby spoza kręgu fanów). Ergo: kraftowcy dotarli i tam, w liczbie – sądząc po wygospodarowanym miejscu – dość znacznej.

KRAFT W DUŻYCH SKLEPACH

Piszę o tych dwóch zjawiskach, by ukazać pewien trend, dla co bardziej zainteresowanych znany od co najmniej kilku miesięcy. Polski kraft jest coraz lepiej i szerzej dostępny już nie tylko w dużych miastach, nie tylko w sklepach specjalistycznych, lecz także w sklepach sieciowych (choćby Tesco, Leclerc czy Inter Marche) i małych miejscowościach.

To spora zmiana na rynku. Jakieś dwa lata temu napisałem tekst „Rzemieślniczy w sieciówkach„, w którym twierdziłem, że browarom kraftowym nie opłaca się (póki co) ten rodzaj dystrybucji, a to ze względu na ograniczone moce produkcyjne oraz chęć kreowania wizerunku towaru luksusowego wokół rzemieślniczego piwa. Kilkanaście miesięcy później ta wizja uległa przeobrażeniu.

Zmieniło się także podejście właścicieli małych knajp. Pamiętam moją zeszłoroczną rozmowę z Markiem Zajdlem z Dukli. Twierdził, że pierwotnym celem browaru była dystrybucja na terenie Podkarpacia, ale okazało się, że np. w Krośnie nikt nie chce kupować takiego piwa do lokalu. A bo że za drogie, a bo że inne niż te popularne. Dziś okazuje się, że włodarze restauracji i barów w małych mieścinach dostrzegli potencjał marketingowy i ekonomiczny kraftu. Stąd choćby sukces Ursy Maior, która zbyt na większość swojej produkcji znajduje w Bieszczadach.

PRZYCZYNY ROZSZERZENIA DYSTRYBUCJI

Obserwowane zmiany to wynik naturalnego rozwoju ekonomicznego browarów. Nawet, jeśli są w stanie sprzedać całe swoje piwo do sklepów specjalistycznych, to i tak decydują się na wchodzenie do większych sieci. Dlaczego? Ponieważ to najlepszy sposób na pozyskanie nowych klientów i rozszerzenie „portfela”, który nie tylko pozwala im na zebranie kolejnych środków na dalszą ekspansję, lecz także zabezpiecza na wypadek załamania koniunktury na rynku.

To również owoc zwiększenia produkcji. Wspomniana Dukla kilka tygodni temu wzbogaciła się o nowe tanki, z kolei najwięksi gracze kontraktowi wynajmują dodatkowe moce produkcyjne, by wolumenowo zwiększyć podaż swojego piwa. Jak zadeklarował pod jednym z moich wpisów Bartek Napieraj AleBrowar warzy obecnie ok. 6-7 razy więcej piwa, niż przeciętny kontraktowiec, a w kwietniu tego roku powstała rekordowa liczba warek Rowing Jacka.

Wniosek jest jeden: rzemieślnicy nie idą już w ekskluzywność, gdyż przy obecnym stanie rynku ten zabieg się nie opłaca. Rolę takich piw przejęły topowe produkty z zagranicy. Nasi kraftowcy siłą rzeczy muszą więc postawić na dostępność, walcząc o klienta możliwie najwyższą jakością serwowanych trunków.

Do tego dochodzi jeszcze łatwość sprzedaży. W dużych sieciach system działa taśmowo: zamawiają mnóstwo piwa, płacą na czas i robią wszystko, by towar możliwie szybko znikał z półek sklepowych. A później zamawiają kolejne partie. W przypadku hurtowni piw rzemieślniczych różnie z tym bywa. Jeden z zaprzyjaźnionych piwowarów mówił, że znalazł swoje piwo leżące w hurtowni z datą ważności kończącą się za 3 tygodnie. Trunek w ogóle nie trafił do sklepów!

**

Sądzę więc, że zjawisko rozszerzania dystrybucji będzie się pogłębiało, ale bez uszczerbku dla małych sklepów. Piwa pokroju RISów leżakowanych w beczkach, które są produktami wypuszczanymi w małych ilościach, będą zawsze zarezerwowane dla lokali specjalistycznych. Po flagowe produkty browarów będziemy mogli zaś sięgać w czasie dużych rodzinnych zakupów. Mnie to pasuje.

(Visited 512 times, 1 visits today)

3 komentarze na temat “Dystrybucja level up

  1. Mnie też to pasuje 🙂 Niejednokrotnie fani piwa musieli po nie jechać specjalnie do większego miasta i tracili dodatkową kasę na benzynę/bilety oraz czas. Odkąd u mnie w mieście (mała miejscowość pod Poznaniem) jest dostępna PINTA czy Profesja to znacznie ułatwia sprawę. Nawet jeśli piwo w takim sklepie kosztuje nawet złotówkę więcej niż w sklepie specjalistycznym (a przeważnie to różnica 50-60 groszy) to i tak się to generalnie opłaca.

  2. Fajny tekst. Jestem za dostępnością piwa, jednak wypowiem się co do ostatniego akapitu. Właśnie sobie zdałem sprawę, że nie byłem od miesiąca w sklepie specjalistycznym. Wcześniej od prawie trzech lat chyba nie było takiego tygodnia. Wszystko, czego mi teraz potrzeba jest w marketach i sklepikach koło domu, albo z zapasów w piwnicy. I to w takim wyborze, że i tak nie jestem w stanie tego przerobić. Minął mi etap biegania za nowościami, przestałem się ekscytować każdym nowym imperialnym stoutem z krajowego browaru. Doszedłem do wniosku, że w większości przypadków, nasze browary znacznie lepiej radzą sobie z piwami do 19 – 20 BLG niż tymi mocniejszymi. No i pogody na imperiale już nie ma. Myślę, że specjalistyczne sklepy to odczują, tym bardziej, że cenowo nie są w stanie konkurować z wielkimi sieciami, gdzie cena detaliczna potrafi być na poziomie tej z hurtowni. No i RISy też zagoszczą w hipermarketach. Taki co prawda lekki, ale jednak Night Fever z Radugi był już w Tesco za niecałe 8 złotych. Te największe, najpopularniejsze specjalistyczne sklepy z pewnością przetrwają, ale te mniejsze, droższe mogą dalej nie pojechać na samym piwie.

    • Cóż, rynek zawsze weryfikuje podaż, także rozumianą jako liczbę sklepów specjalistycznych. Ja takowe odwiedzam regularnie i to właśnie w nich robię zakupy – przecież tylko tam trafisz na nowości. A czy tak będzie zawsze? Z sympatii powiem: mam nadzieję, że tak. Jako konsument: jest mi to obojętne.

Skomentuj apaczu Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *