Krakowscy piwowarzy domowi nie zapominają o potrzebujących. W ostatnią sobotę zbierali fundusze dla jednego z domów dziecka.
Krakowianie podobno nie są znani ze szczodrości. Nie bez kozery mówi się o nas „centusie”. Naszą cechę regionalną uwieczniła w nazwie swojego American Stoutu Pracownia Piwa – mam na myśli oczywiście Cent Us. A jednak my także potrafimy zewrzeć szeregi i sypnąć groszem, by wspomóc maluchy.
1522
Tak było 16 lipca, kiedy to po raz drugi miał miejsce finał akcji Piwowarzy Charytatywnie, za którą stoją piwowarzy domowi z Krakowa i okolic, w większości zrzeszeni w Małopolskim PSPD. W sobotę z czterech kranów ustawionych w ogródku Weźże Krafta polały się domowe wyroby krakowskich warzycieli. Za piwa płaciło się „co łaska”. W sumie udało sie zebrać 1522 zł, a to jeszcze nie koniec akcji – „dogrywka” odbędzie się w najbliższą sobotę, 23 lipca.
CZTERY PIWA
Jeśli dobrze liczę, na imprezę dostarczono 15 piw, w tym kilka sztosów, m.in. Forest Stout, czyli filtrowany na gałązkach jałowca, z dodatkiem jodły kalifornijskiej i świerku. Tego trunku niestety nie miałem okazji próbować, za to cztery inne – i owszem.
American Lager poszedł na pierwszy ogień. Wyróżnia się w nim przede wszystkim czysty, słodowy charakter. Przyznam, że tak dobrze „wyczyszczonego” domowego Lagera nie piłem. Brakuje za to obiecanych nut amerykańskich. Niby delikatny rzucik pomarańczy i żywicy był obecny, podobnie jak miła, ziołowa goryczka, ale w stopniu – jak dla mnie – niezadowalającym.
Weizen z pomarańczą to piwo bez wątpienia dobrze wykonane i ciekawie podane – z plastrem rzeczonego owocu. Od razu przypomina mi się wizyta w Starej Zajezdni, gdzie swego czasu zaserwowano mi pszeniczniaka z plastrem cytryny, a gdy protestowałem, kelner zrugał mnie, że się nie znam na piwie. Bo Weizena zawsze trzeba podawać z cytrusem! Aha.
Wracając do tematu: pomarańcza zdecydowanie zdominowała to piwo. Miałem wrażenie, jakbym chłeptał świeżo wyciśnięty sok. I spoko, tyle że brakło mi miłego uzupełnienia w postaci banana i goździka. Ten ostatni niby gdzieś w tle się pałętał, ale IMO na poziomie niezadowalającym.
American Wheat z rabarbarem – o jaki dobry pomysł! Jeszcze nie zdążyłem wciąć pierwszego łyku, a na myśl przyszło mi rabarbarowe ciasto mojej ciotki. Nawet nie pamiętam, kiedy po raz ostatni je jadłem. Płynna wersja zaoferowała mi przede wszystkim charakterystyczny słodko-kwaśny aromat, subtelnie uzupełniony aromatem owoców tropikalnych. Podobne wrażenia miałem po wzięciu napoju do ust. Bardzo charakterne i rześkie piwo.
Na sam koniec zaordynowałem sobie Peated RISa. Spodziewane nuty bandaży i spalonego kineskopu świetnie połączyły się tu z czekoladą i pralinami. Bogactwo aromatu przełożyło się też na smak, zdecydowanie czekoladowy na gorzką modłę. I w ten oto sposób spełniając dobry uczynek mogłem spróbować cztery naprawdę dobre wywary. To mi się podoba!
Drogi Jerry.
Chciałbym odnieść się do Twojego opisu Pomarańczowej pszenicy.
Właśnie to co opisałeś chciał osiągnąć piwowar 🙂
Piwo było fermentowane na weizenowych drożdżach, ale w minimalnych temperaturach rzędu 7-14 stopni, właśnie po to, żeby uniknąć banana i zostawić miejsce na….pomarańczę z którą goździk całkiem fajnie się komponuje, o czym świadczy takie zestawienie szeroko w kuchni stosowane.
Wyczuwanie goździka- wydaje mi się że to kwestia predyspozycji, jeden wyczuwa go bardziej, inny mniej.
Banan z pomarańczą, pewnie było by fajnie, ale … może następnym razem…
Najważniejsze jednak że wszystkim smakowało!
Pozdrawiam.
Domyślam się, że taki był zamiar i oczywiście propsuję, że udało się osiągnąć cel. 🙂 Tym niemniej moje subiektywne odczucie preferowałoby większą dawkę zarówno goździków, jak i bananów. 😉