Po wielu tygodniach oczekiwań wreszcie się udało! Razem z Krzyśkiem z Browaru Domowego Aurora uwarzyliśmy Flanders Red Ale. Oklasky.
Sobota, godzina 7:20. Wsiadam do Polskiego Busa linii Kraków-Wrocław, by nieco ponad 3 godziny później zameldować się w stolicy Dolnego Śląska. Tam wsiadam do miejskiego autobusu kierującego się na wschód miasta i po jakichś 25 minutach dojeżdżam na osiedle, gdzie mieszka i warzy Krzysiek. Półparter wydzielony z dużego domu to miejsce w sam raz dla studenta Politechniki i zarazem programisty-zawodowca.
Jak się okazuje, miejscówka świetnie sprawdza się także jako przylądek piwowarstwa domowego. Jej elementem jest chłodna piwnica, która skrywa dziesiątki butelek piw i w sam raz nadaje się na fermentację Lagera. Ale to nie on jest bohaterem tego spotkania, a Flandryjskie Czerwone Ale. O wyborze stylu pisałem wam już tutaj.
RECEPTURA Z FEJSBUKA
Recepturę opracowaliśmy jakiś czas temu, bazując na wynikach głosowania, które przeprowadziliśmy na stronie wydarzenia, na Facebooku. Oto jak się prezentuje (szczegóły – po odpaleniu pierwszej butelki):
- Słody: pilzneński, Special B, Crystal Wheat, Cara Ruby
- Surowce niesłodowane: płatki owsiane i płatki kukurydziane
- Chmiel: Fantasia
- Drożdże: S-33 oraz Wyeast 3763 Roeselare Belgian Blend
- Dodatki: płatki dębowe macerowane w czerwonym winie.
Zasyp skomponowaliśmy tak, by otrzymać ekstrakt początkowy 14 Blg, co udało się przy brzeczce o objętości 21-22l. (podziałka na fermentorze nie jest zbyt dokładna). Trochę obawiamy się o kolor – czy aby na pewno uzyskamy taką czerwień, jaką chcemy, ale wszystko wyjdzie w praniu.
Zgodnie z pomysłem najpierw używamy drożdży suchych, by po mniej więcej dwóch tygodniach fermentacji zlać piwo do gąsiora i tam zaszczepić je płynnymi. Olewamy starter, który – podobno – nie jest pożądany przy blendach. Poza tym drożdże i tak dostaną solidnie przetrawione piwo, więc powinny sobie dać radę.
Na drugą część fermentacji, którą zamierzamy prowadzić przez jakieś 45-60 dni, wrzucimy wspomniane płatki dębowe, które właśnie macerują się w wytrawnym czerwonym winie marki Lorimer. Opisywano je jako dostarczające posmaków m.in. wanilii i śliwek, więc stwierdziliśmy, że odpowiada naszym potrzebom.
PRZEBIEG ZABAWY
Cały proces zacierania, wysładzania i warzenia zleciał nam niebywale szybko i to nie tylko ze względu na pokaźną paletę piw, która towarzyszyła nam tego dnia. Najpierw zacieraliśmy na lenia w temperaturze 67 stopni, by uzyskać nieco tęższe ciało i nie tak wysokie odfermentowanie.
Później nastąpiło wysładzanie, które poszło jak po maśle. 40 minut, rach ciach ciach i po zawodach. Warzenie to także czysta przyjemność. Krzysiek dysponuje taboretem gazowym o mocy 7,5 kW, więc doprowadzenie brzeczki do wrzenia to była kwestia kilku minut, a później nie pozostało nam nic innego, jak przeczekać godzinę, w międzyczasie (w 15 minucie gotowania) wrzucając chmiel na goryczkę.
Chłodzenie to także czysta przyjemność, szczególnie, gdy masz na podorędziu chłodnicę. Akcja trwała może z 30 minut, głównie dlatego, że nie odkręciliśmy wody na maksa. Później zmierzyliśmy ekstrakt, a że wyszedł zbyt duży, dolaliśmy jeszcze dwa litry wody. Gdy brzeczka wystygła po tej gorącej dolewce, rozsypaliśmy drożdże na powierzchni cieczy.
Przyznam, że to moje pierwsze warzenie bez rehydratacji, ale jak się okazuje ta przy ekstrakcie 14 Blg chyba nie robi różnicy, szczególnie gdy drożdże są młode i zdrowe. Jakieś 6 godzin później rozpoczęły swoją pracę, wesoło bulgotając i tworząc pokaźną pianę.
I CO TERAZ?
Do Krakowa zmyłem się w niedzielne południe (zespołowe obowiązki wzywały), zostawiając fermentującą brzeczkę pod okiem Krzyśka. O to, że wszystko będzie okej – jestem spokojny. W końcu Browar Domowy Aurora ma na koncie już blisko 30 warek.
Jak wspomniałem – za dwa tygodnie Flanders trafi do gąsiora, a wraz z nim drożdże płynne oraz płatki dębowe. W szklanym baniaku będzie leżał około dwóch miesięcy, by później trafić do butelek i przez kolejne 3 miesiące leżakować. A później? Później będziemy się cieszyć z uwarzenia pierwszego kwasa!
WYNIKI KONKURSU
A wraz z nami ucieszy się pięć osób, które zwyciężyły w naszym konkursie. Szczegóły losowania nagród znajdziecie w tym filmie. Poniżej podaję listę laureatów:
- Tomek Jaworski
- Michał vel Lutek
- Grzesiek Sołtysik
- Kamil Sabak
- Bartosz Łągiewka
Gratulujemy! Zwycięzców prosimy o kontakt ze mną lub z Krzyśkiem na FB, celem ustalenia sposobu odbioru nagrody. 🙂
Trzymajcie kciuki, by było na co czekać!
Rehydratację przeprowadziłem chyba tylko przy pierwszej warce. W minioną sobotę warzyłem grodzisza (nieco tęższego, 10Blg) i bez rehydratacji drożdże po paru godzinach się rozszalały jak gdyby nigdy nic.
Czuję, że też przerzucę się na tę metodę 😉
Nie polecam. Rehydratacja służy odbudowaniu, uelastycznieniu ścian komórek drożdżowych. Przy wsypaniu suchych na brzeczkę istnieje ryzyko przedostania się niechcianych składników do wnętrza komórki i wykorzystania ich przez komórkę do procesów biochemicznych, które nie do końca są przez piwowarów pożądane.
Na pewno masz rację, pytanie tylko na ile realne jest to ryzyko?
Inna sprawa, że od rehydratacji jeszcze nikomu korona nie spadła (kilka minut pracy, 15 czekania), więc w sumie może przy niej pozostanę…
O kolorek nie ma się co zawczasu martwić. Trzymam kciuki, aby wszystko wypaliło. 🙂
Pingback: Agrestowe kwaśne piwo (na lenia) | Piwny inżynier
Ile czasu macerowaliście płatki w winie? Też planuję to zrobić, ale boję się, że zbyt długi czas spowoduje, że wino skwaśnieje. No chyba, że to kwestia kilkudziesięciu minut?
Kilkudziesięciu minut płatki nawet nie poczują. 😉
Jeśli dobrze pamiętam myśmy macerowali przez ok. miesiąc. Wino nie skwaśnieje. Zresztą nie musisz go wlewa do piwa – wystarczy przelać przez jakieś wyparzone/zdezynfekowane sitko i do fermentora wrzucić same płatki.