Pamiętam swoje pierwsze wrażenia po wjeździe do Austrii – od razu zakochałem się w jej krajobrazie, który z każdym kilometrem stawał się coraz bardziej górski, ale wciąż zielony. Zachwyciłem się jednak nie tylko urokiem Alp, ale także urodą architektury – w Wiedniu nawet elektrownia wyglądała olśniewająco, w nocy rozbłyskując setkami lamp.
Bevog to jeden z tamtejszych mikrobrowarów, funkcjonujący w Bad Radkersburg, malutkiej miejscowości przy granicy ze Słowenią. Kusi – jak wszystko, co austriackie – już samym wyglądem: ciekawy, dedykowany kapsel, kolorowa, ręcznie projektowana etykieta z bliżej nieokreślonym potworem, który czai się za drzewem. To chyba monstrum nie jest zbyt inteligentne – stary, przecież jesteś większy od tego drzewa, widać cię zza niego!
Okej, mądrość potwora nie świadczy o jakości piwa. Ba, jest wręcz przeciwnie – Bevog Baja to bowiem całkiem udany stout owsiany, który może i ma swoje wady, za to smakuje bardzo dobrze. Po kolei: zaczynamy tradycyjnie od piany – mam co do niej mieszane uczucia. Po nalaniu tworzy dość wysoką czapę i ładnie oblepia szkło, acz dokucza mi nieco jej nieregularna budowa – gigantyczne pęcherze mieszają się z drobnymi. Zdecydowanie zbyt szybko opada, choć trzeba jej oddać, że drobna powłoka cały czas się utrzymuje na napoju. Nie mam za to uwag do koloru – przepisowo czarny niczym orzeł w godle Austrii, z ledwo majaczącymi ciemnobrązowymi przebłyskami.
W zapachu dominuje przede wszystkim czekolada oraz aromaty słodowe. Troszkę zbyt mało tu typowej owsianki, co odrobinkę mnie mierzi. Nie przeszkadza mi za to zupełny brak chmielowości, zarówno w zapachu, jak i w smaku. Oatmealowi nie jest ona do niczego potrzebna.
Skoro już mowa o smaku… Mamy do czynienia z bardzo treściwym piwem, ani nie za wytrwanym, ani zbyt słodkim, jedwabistym, z zalegającą słodowością. Kawa, czekolada, odrobina diacetylu (zgodnie z przepisami) – tym wypełnia się paszcza przy każdym łyku. Co mi przeszkadza, to nazbyt duże jak na stouta wysycenie, które wręcz szczypie w język. Nie do końca pasuje mi także kwaskowa nuta, przypominająca w smaku czerwoną porzeczkę.
Jednak tak naprawdę stoutowi owsianemu od Bevoga wiele do szczęścia nie brakuje. Podobnie, jak i mnie, gdy wspominam sobie Austrię i jej widoki.