Dlaczego mam się denerwować czymś, co sprawia mi przyjemność?
Po jednym z ostatnich koncertów Dust Bowl podszedł do mnie jeden z widzów, by pogratulować nam udanego występu. Nie ukrywam – lubię takie chwile, ponieważ są świadectwem tego, że dobrze wykonałem swoją robotę. Nawet, jeśli ta „robota” to moje hobby.
Oprócz pochwał zadał mi jedno pytanie: „dlaczego masz zamknięte oczy w trakcie śpiewania. Aż tak się denerwujesz?”. Mówiąc szczerze: nie mam pojęcia, skąd się to u mnie bierze. Zamykam oczy, bo… tak. To pozwala mi się skupić na tym, co śpiewam, lepiej przeżyć każdą piosenkę. Jednak trema? Co to, to nie!
Ale jak to? – spytacie – przecież nawet najwięksi artyści, czy to muzycy, czy aktorzy, otwarcie mówią o tremie. Że to coś zupełnie naturalnego, dowód szacunku dla widza i zaangażowania. Twoja trema ma, według jej popleczników, dowodzić, że zależy Ci na tym, co robisz.
Nie to, bym uważał się za artystę, a już na pewno nie za „dobrego”, ale śmiem twierdzić, że to brednie. Nigdy – powtarzam – nigdy nie miałem tremy przed wejściem na scenę i w trakcie koncertu. Była ekscytacja, było znudzenie, była złość, był dystans, ale nigdy zdenerwowanie. Zdejmuję okulary w garderobie, zmieniam koszulkę, „odkorkowuję” butelkę z wodą, po czym wkraczam na scenę. Zamykam oczy i płynę.
Dlaczego tak? Bo kocham to, co robię. Dlaczego więc miałbym się denerwować przed koncertem? Wydarzeniem, o które sam się prosiłem, które sprawia mi niezwykłą przyjemność, które pozwala mi się wyżyć i spełnić swoje marzenia? Przecież to zupełnie bez sensu, by w takiej chwili się spinać! Denerwujecie się przed jedzeniem albo przed degustacją piwa? No raczej nie. W innym wypadku ktoś mógłby uznać was za niespełna rozumu albo za masochistów.
Wydaje mi się, że wszystko tkwi w podejściu do sztuki. Dopóki jest ona twoją pasją, a nie pracą, wykonujesz ją tylko dla siebie i ważna jest dla ciebie tylko twoja opinia. Bo i cóż z tego, że pochwalą cię wszyscy w koło, a groupies będą stadami pędziły do twojej garderoby, skoro sam nie masz satysfakcji z dźwięków, które grasz?
Ja piszę teksty i śpiewam, ponieważ w ten sposób wyrzucam z siebie obserwacje i uczucia, szczególnie te negatywne. Zamiast chodzić po mieście i walić ludzi w ryj, zamiast chlać Harnasia w tramwaju, tudzież pod mostem, po prostu chwytam kartkę i piszę. A co napiszę, wydzieram później z siebie na scenie. Jeśli spodoba się to słuchaczom, to spoko. Jeśli zaś nie – zupełnie się tym nie przejmę. Dla mnie liczy się fakt, że znalazłem swoje ujście emocji.
Nie myślcie, proszę, że jestem zadufany w sobie i że gardzę opinią innych. Jest zupełnie inaczej, dokładnie tak jak z pisaniem bloga. To „posiadanie” odbiorców sprawia, że moja chęć do pisania i śpiewania nie maleje, dlatego cholernie cieszę się, gdy ktoś podchodzi do mnie i mówi, że wykonałem kawał dobrej roboty. Jednak to nie jest moim celem i bez tych pochwał też sobie poradzę.
Gdy więc ktoś znów spyta mnie „jak to możliwe, że nie masz tremy?” odpowiem krótko: ponieważ robię to wszystko dla własnej przyjemności. A przyjemności nie ma co się bać, prawda? 😉