Uwielbiam internet, komputery i urządzenia mobilne, ale nieustannie marzę, by raz na jakiś czas ustawowo, na 24 godziny, zakazano ich używania.
Niedawno, pod koniec maja, nad Polską mogliśmy zaobserwować deszcz meteorytów. Na pokaz tego unikalnego piękna trzeba było czekać do 3 w nocy, choć jakieś niedobitki spadały z nieba jeszcze około 9. Przy tej okazji pomyślałem sobie o swoich marzeniach/życzeniach, które – nie wiem w jaki sposób – lecąca skała miałaby spełnić. Podobno nie wolno mówić o nich na głos, gdyż w takim wypadku przepadną. Napiszę więc o jednym, które i tak nie ma szans na realizację. O bezinternetowych weekendach.
„Komputer i internet ułatwiają ci pracę, której bez nich byś nie miał” – tako rzecze jedno z praw Murphy’ego i ciężko się z nim nie zgodzić. Sieć daje nam możliwość zarabiania, spełniania się zawodowo i życiowo, przynosi rozrywkę, dostarcza informacji. Niestety, nie można się od niej uwolnić. Gdy 40 lat temu pan Zbyszek wracał do domu po pracy w biurze, nie musiał mieć ręki na pulsie w czasie kolacji czy też spółkowania z małżonką. Dziś nawet w trakcie seksu ukradkowo rzuca okiem na komórkę, bo a nuż ktoś o 2 w nocy zatelefonuje w niezwykle istotnej sprawie.
FOMO, czyli lęk przed ominięciem ważnych informacji, to już stwierdzona choroba, która sprawia, że co chwilę nerwowo sprawdzamy maila, rzucamy okiem na Facebooka, Twittera i inne portale. To przez nią nie rozstajemy się ze smartfonem nawet w czasie urlopu, bo przecież szef może zatelefonować i prosić/żądać natychmiastowego rozwiązania jakiegoś kryzysu, który wybuchł pod naszą nieobecność.
Sam cierpię na te wszystkie schorzenia Pokolenia C (od click). Co prawda znam życie bez nowych technologii, ale ze względu na swoją pracę, pasje, czy pomniejsze zainteresowania, non stop z nich korzystam. Zazwyczaj mi to zupełnie nie przeszkadza, a wręcz rajcuje. Czuję się świetnie, gdy mam stały dopływ do informacji i gdy mogę wszystko kontrolować, wpływać na rzeczywistość, którą Góra przede mną postawiła.
A jednak przychodzą takie dni, jak wspomniany majowy, gdy stojąc w deszczu meteorytów marzę, by choć na chwilę zostawić internetowe namiętności i obowiązki gdzieś za sobą i nie ponieść z tego tytułu żadnych konsekwencji. By wsiąść z Kobietą do pociągu bylejakiego, zostawić laptopa oraz telefon w domu i mieć przekonanie, że świat się przez to nie zawali.
Proponuję więc, moi Drodzy, zawiązać partię polityczną, która przejmie władzę nad światem i wprowadzi jeden dzień w tygodniu, obowiązkowy pozawirtualny weekend, w którym internet, GPS i telefonia komórkowa zostaną wyłączone. Kto jest ze mną, niech podniesie przycisk i naciśnie rękę.