Były książki, pora na gry komputerowe. Oto dziesięć tytułów, które wywarły na mnie największe wrażenie i sprawiły, że pokochałem wirtualną rozrywkę.
Gry komputerowe to prawdopodobnie najdoskonalsza forma sztuki. Serio – nie przesadzam. Łączą w sobie i obraz, i muzykę, i wciągającą fabułę. Co jednak najważniejsze – są sztuką najbardziej interaktywną, zabierają odbiorcę w samo centrum wydarzeń, a nie tylko każą przyglądać się wszystkiemu z boku.
10 KSIĄŻEK, KTÓRE WYWARŁY NA MNIE WPŁYW
Okej, może i przesadzam. Pewnie znajdziecie milion argumentów, by udowodnić mi, że książki, muzyka czy filmy są lepsze.. Nie zmienia to faktu, gry są dla mnie fantastyczną rozrywką, a czasami nawet źródłem inspiracji.
Dziś już niestety nie mam tyle czasu, by regularnie sięgać po nowe tytuły, ale raz na pół roku staram się zaserwować sobie jakąś ciekawostkę. Wśród wszystkich, w które miałem okazję do tej pory zagrać, znalazło się 10 tytułów, w jakiś sposób dla mnie – jako gracza – ważnych. Oto one. Kolejność trochę przypadkowa.
1. „Super Mario Bros.” – nie załapałem się na czasy największej popularności Atari i Commodore 64, za to na radziecką podróbkę konsoli Nintendo – Pegasus – i owszem. Swoją przygodę rozpocząłem rzecz jasna od przygód wąsatego hydraulika, bo tylko nazwa „Mario” cokolwiek mi mówiła. Fanem jestem do dziś, przeszedłem TĘ najważniejszą grę na wszystkie możliwe sposoby.
2. „Contra” – drugi z Pegasusowych klasyków, tym razem przyjemna i wcale niełatwa rozwałka, pierwsza w moim życiu! Niestety, muszę się przyznać, że oszukiwałem gdy ją przechodziłem. Odkryłem bowiem, że w prosty sposób można podnieść sobie liczbę żyć na 99. Jednak przez to naparzanie stawało się znacznie przyjemniejsze.
3. „Jack Jackrabbit 2” – to z kolei moja pierwsza platformówka, która zachwyciła mnie energią zielonego uszatego z wielkimi zębiskami. Strzelał, skakał, siał pożogę wśród żółwi, był po prostu najlepszy. Nigdy nie udało mi się jej przejść do końca – zawsze na drodze stała jakaś hardcore’owa misja nie do zaliczenia. Może by tak spróbować się z nimi zmierzyć jeszcze raz?
4. „Fifa 98” – najlepsza piłka kopana ever! EA Sports nigdy nie udało się odtworzyć jej niesamowitej grywalności. I co z tego, że obecne mają piękniejszą grafikę i zdecydowanie większe możliwości kontroli nad piłką, skoro wtedy przyjemniej się dryblowało, podawało, strzelało, podkręcało piłkę itd. No i jeszcze możliwość gry na hali…
5. „GTA 3” – od pierwszej trójwymiarowej części „Grand Theft Auto” zaczęło się moje szaleństwo na temat tej serii. Gigantyczny, otwarty świat, możliwość wożenia się po wirtualnym Nowym Jorku, mnóstwo wspaniale zaprojektowanych samochodów i do tego misje pełne strzelania. Hesus, niczego lepszego ten świat nie wymyślił.
6. „Mafia” – młodsza siostra serii „GTA”, za to w owym czasie na pewno bardziej klimatyczna. Byłem wtedy świeżo po obejrzeniu i przeczytaniu „Ojca Chrzestnego”, dlatego ten tytuł z miejsca pokochałem za scenariusz. Dodatkowo ujął mnie cudownym wielkim miastem i mnóstwem świetnie odwzorowanych samochodów z 20-lecia międzywojennego.
7. „Desperados” – połączenie strategii i gry akcji w kojarzącym się ze starymi RPG rzutem izometrycznym – genialnie to sobie wymyślili. Proste sterowanie, mnóstwo krwi i jeszcze więcej taktyki, a to wszystko osadzone w realiach Dzikiego Zachodu. Przeszedłem ją chyba z 10 razy – to jedyna taka gra w moim żywocie.
8. „Hitman 2” – moja ukochana część „Hitmana”, która nauczyła mnie subtelności. Zamiast wcielać w życie rzeź przy pomocy najwymyślniejszych broni, wystarczy struna, strzykawka z trucizną lub środkiem usypiającym i ewentualnie pistolet z tłumikiem. A później wystarczy tylko przebrać się za listonosza i doręczyć do celu radosną przesyłkę w postaci rozpędzonego naboju.
9. „Sim City 4” – grałem również w poprzednie części „Sim City”, ale dopiero ta okazała się idealnym połączeniem konieczności ekonomicznego i strategicznego myślenia z pełną swobodą rozgrywki.
10. „Oblivion” – to z kolei mój ulubiony przedstawiciel najlepszej serii gier RPG ever, w którym zdobywanie kolejnych skillów i wchodzenie na wyższy poziom doświadczenia było czystą przyjemnością i dawało wymierne korzyści. Do tego wspaniała (jak na owe czasy) grafika, wciągająca fabuła i wyborna grywalność. Ciekawe, czy „Wiesiek 3” ją przebija…
Ciekawe, że w zestawieniu nie znalazł się HoMM III – jedna z najlepszych chyba strategii turowych ever, no i Baldur’s Gate II – kwintesencja i chyba szczytowe osiągnięcie cRPG, jeżeli chodzi o grę drużyną, a nie pojedynczą postacią… Z resztą zestawienia za to ciężko się nie zgodzić 🙂
Nie znalazły się, bo choć grałem, to jednak nie stałem się aż tak wielkim fanem. Podobnie jak przypadku „Diablo 2”, „Counter Strike” i „Warcraft 2” 😉
a gdzie seria Commandos?! 😀
U mnie zaczęło się od „Desperados”, przykro mi 😉