Nie wierzyłem w życie pozasmartfonowe, ale los nieoczekiwanie mnie nawrócił.
To było kilka dni temu. Siedziałem jak gdyby nigdy nic na szkoleniu Google w stolicy, chłonąc wiedzę dotyczącą AdWords. Co jakiś czas bawiłem się apkami na komórce, w czasie przerw kawowych dzwoniłem tu i tam, surfowałem po sieci, wysyłałem maile itd. I nagle coś zaczęło szwankować. Najpierw przyciski menu zaczęły przerywać, a później padł ekran dotykowy. Wszystko ślicznie się wyświetlało, smsy przychodziły, lud dzwonił, jeno ja nie mogłem odebrać!
Nawet nie zdawałem sobie sprawy, jak to może być stresujące. Oto masz do załatwienia jakąś sprawę, może nie pilną, ale chciałbyś mieć ją z głowy. Musisz wysłać maila, wrzucić post na FB, wcisnąć fotkę na Instagram (w końcu skoro już bawię się w blogowanie, to muszę być regularny, prawda?) i, kurde, nie możesz! Znajomi fona nie pożyczą, gdyż nie mają wejścia na micro SIM. Jezuuuuu…
Pogooglałem w domu i wyszło na to, że padł digitalizer. Pobiegłem więc co prędzej do salonu mojej sieci komórkowej, by oddać telefon do naprawy (jest jeszcze na gwarancji), a w zamian otrzymałem zastępcze coś. „Coś” dzwoni i odbiera SMSy. Jak ładnie poprosisz, „coś” pozwoli Ci nawet maila sprawdzić!
Pierwsze godziny obcowania z „cosiem” były cholernie trudne. Odruchowo łapałem go, by coś sprawdzić w sieci, załatwić to i owo, po czym zdawałem sobie sprawę, że zastępczy fon nie uciągnie tych zadań…
Jednak już pod wieczór tego samego dnia spina przeszła. Nagle okazało się, że gdy odpowiem na maila kilkanaście minut później, wrzucę posta na FB po przyjściu do domu, albo w wolnej chwili w pracy, to świat się nie zawali. I nagle poczułem się błogo.
I cholernie mi dobrze. Cieszę się smartfonową wolnością, jakbym właśnie wyszedł z więzienia. Nie martwię się obsuwami – mam to w dupie. Wszystko da się ogarnąć i nadrobić.
Piszę o tym, ponieważ 2014 jest uważany za „rok mobile” – jak cię tam nie ma, to nie istniejesz. A gówno prawda! Istniejesz i jesteś szczęśliwszy. Żyjesz spokojniej, a i tak dajesz radę załatwić wszystko dzięki poczciwemu laptopowi.
Dlatego jako pozasmartfonowy neofita szczerze namawiam – rzućcie wasze komórki w kąt i cieszcie się chwilą swobody. To naprawdę odświeżające.
PS: dla dociekliwych – foty na Instagrama wrzucam z telefonu mojej niezawodnej Kobiety, która rozumie, że jej chłop musi raz na jakiś czas nakarmić internet. Dziękuję, Mała!