Chyba się postarzałem, bo bardziej od nowości cieszy mnie wskrzeszanie marek, które znam z dzieciństwa.
Konsumenci lubią sentymentalne wycieczki w przeszłość – głosi jedna z marketingowych mądrości. O ile do pewnego wieku jaramy się tylko tym, co świeże, nowe, inne od świata naszych rodziców, o tyle, im bliżej 30. urodzin, tym chętniej wspominamy przedmioty/marki, które walały nam się po domu.
Frugo, pralka Frania, motocykl junak, samochód warszawa, mydło Biały Jeleń, a nawet piwo 10,5 (EB to jeszcze inny kazus) – przykłady można mnożyć w nieskończoność. Dla jednych rzeczone zabiegi to objaw impotencji twórczej i chodzenie na skróty. Dla innych – powód do radości. W końcu po kilku-kilkunastu latach znów możemy wziąć do łapy produkt, który kochaliśmy za młodu.
Skrobię o tym dość zgranym temacie, bowiem niedawno ogłoszono, że na scenę wracają dwa niezwykle bliskie mi tytuły. Pierwszy z nich to… „Czarodziejka z księżyca”. Część z was pewnie się zaśmieje, ale reszta doskonale zrozumie – ten serial był dla wielu z nas, urodzonych na przełomie lat 80. i 90. pierwszym kontaktem z mangą (do nadawanego na RLT7 „Dragon Ball” nie wszyscy mieli dostęp). Ganiałem do mojej kuzynki codziennie o 15:00, by z zapartym tchem oglądać kolejne serie „Sailor Moon”, podziwiać efektowne walki wielkookich panienek, odzianych w kuse spódniczki i podkreślające krągłości koszulki, które tłukły się z co bardziej wymyślnymi wrogami. I tak przez 200 odcinków. Nie przegapiłem żadnego, ba – kilka lat temu, na studiach wszystkie sobie przypomniałem, bawiąc się równie dobrze, co w 1997 roku.
Wczoraj wystartowała szósta seria „Czarodziejki z księżyca” oznaczona podtytułem „Crystal”. Szukajcie jej w internetach. Na zachętę – trailer:
Drugi powrót, którym bardzo, ale to bardzo się jaram, to „Secret Service”. Kultowe czasopismo o grach komputerowych zmarło śmiercią naturalną w 2001 roku, ale po latach jego twórcy i fanatycy postanowili przywrócić je do życia. Jak deklarują – w celu dania świetnej, profesjonalnej lektury dla graczy 30+. Bez zbędnego sentymentalizmu, ale z szacunkiem dla klasyki. W odnowionym „Secret Serivce” zabraknie solucji (z których namiętnie, wraz z moim kuzynem, korzystałem przechodząc kolejne gry) oraz – najpewniej – płyt, ale w sumie komu są one potrzebne w dzisiejszych czasach. My, czytelnicy, liczymy przede wszystkim na świetną publicystykę i recenzje na najwyższym literackim (właśnie tak!) poziomie. Premiera – za tydzień.
Nie wiem jak wy, ale ja zacieram ręce z zadowolenia, przy okazji wycierając łzę wzruszenia. Oto szczenięce wspomnienia stają jako żywo przed mymi oczętami. Oby tylko ich poziom zachwycał tak, jak w latach 90.