Ktoś wreszcie wpadł na oczywisty pomysł – stworzenie Jutubowego talent show. Oklasky dla Hoop Coli.
Już kilkanaście miesięcy temu marketingowe towarzystwo ogłaszało: zbliża się koniec reklamy ABV (above the line), czyli – tłumacząc na chłopski rozum – takiej, o której wiesz od samego początku, że jest reklamą. Spoty w telewizji czy radiu, bannery w gazetach i na portalach, billboardy. Czy ktokolwiek z was zwraca na nie uwagę? No właśnie, ja też nie. Trzeba więc inaczej, a słowem-kluczem jest „content”. Należy dać klientowi zabawę/wiedzę/emocje – tylko dzięki nim gawiedź zwróci na nas uwagę.
Ja jednak nie do końca o tym. 11 lipca podczas festiwalu Sonisphere Festival w Warszawie, nastąpił finał talent show „Można inaczej”. W momencie pisania tych słów jeszcze nie wiem, kto z kandydatów wygrał, zresztą nie to jest w owej historii najważniejsze. Istotą jest kto szukał, kogo szukał i jakie są tego rezultaty.
Szukała firma Hoop Cola, która do tego celu najęła 14 popularnych polskich Jutuberów, że wspomnę o AdBusterze, Łukaszu Jakóbiaku, czy o autorach blogów Abstrachuje, Polimaty tudzież Red Lipstick Monster. „Starzy” wyjadacze zamienili się w internetową wersję Kuby Wojewódzkiego i Eli Zapędowskiej, odwiedzili cztery polskie miasta (Warszawa, Kraków, Wrocław i Poznań) w poszukiwaniu utalentowanego vlogera. Do finału grupa wybrała 16 osób, na których – za pomocą okejek na YT pod filmami ich prezentującymi – mogliśmy głosować. Zwycięzca pokazał się na wspomnianym Sonisphere, gdzie odebrał sprzęt do nagrywania wartości 25 000 zł.
Oglądnąłem sobie większość filmików z castingów, które nasunęły mi kilka przemyśleń. Po pierwsze: doświadczeni Jutuberzy to persony, które z miejsca mogłyby wejść do telewizji i spokojnie odnalazłyby się w tym środowisku. Widać u nich luz, spokój, dowcip i umiejętność szybkiego reagowania. Poza tym lud chce ich oglądać, wierzy im, traktuje jako godnych zaufania. To zatem idealne postaci do stania się jurorami w pomysłowym, internetowym formacie. Po drugie: młodzi utalentowani mają problem z przekazaniem swoich pomysłów. Ludzi, którzy naprawdę zrobili na mnie wrażenie, mógłbym policzyć na palcach u jednej ręki. Większość, choć dobrze kombinowała, to jednak nie była w stanie ubrać w słowa i gesty idei, które w głowach im kotłują. Nie będę wam mówił o szczegółach – rzućcie okiem na te materiały, a sami się o tym przekonacie.
Najważniejsze są jednak rezultaty akcji. „Można inaczej” potwierdza, że może YT jeszcze nie dorównuje popularnością i zasięgiem telewizji (najchętniej oglądany odcinek show ma blisko 180 tys. wyświetleń), ale za to w dwa miesiące znacząco zwiększył popularność marki. W końcu kiedy ostatnio słyszeliście o Hoop Coli? Ja jakieś dwa lata temu przy okazji kampanii z kibicem Małym Maciejem. Co więcej, Firma z pewnością wydała na tę akcję zdecydowanie mniejsze pieniądze, niż gdyby miała emitować spoty w TV, reklamować się w gazetach czy wywieszać billboardy na mieście. Kilka, kilkanaście tysięcy dla każdego blogera 25 tys. na sprzęt, po kilka patyków za wynajęcie lokalu, dla operatorów kamer i montażystów. Strzelam, że całość zamknęła się w 300-400 tysiącach zł. Dla porównania jednorazowa reklama na ostatniej stronie „Gazety Wyborczej” kosztuje od 97500 zł (w sobotę) do 166500 zł (w poniedziałek i piątek). Cena za 30-sekundową reklamę w TVP1 przed pogodą – 38 tysięcy. Państwo sobie szybciutko przeliczą, co się na dłuższą metę bardziej opłaca.
Moim zdaniem ta kampania Hoop Coli to najlepszy dowód na to, że wkroczyliśmy w erę inteligentnej reklamy, która nie kusi nas tyleż dowcipnym, co topornym „ojciec prać”, a dobrym, wciągającym pomysłem. W takiej marketingowej rzeczywistości chce mi się żyć.