Zwiększona liczba prób owocuje kolejnymi okazjami do odwiedzin w pobliskich multitapach. Tym razem wpadłem na chwilę do Viva La Pinta.
Lubię tę miejscówkę przede wszystkim ze względu na ogródek, który mimo że umiejscowiony z frontu lokalu, to jednak jest schowany przed wzrokiem przypadkowych osób. W końcu cała Viva La Pinta „ukryta” jest w bramie jeden z kamienic przy ulicy Floriańskiej w Krakowie. We wspomnianym ogródku rośnie rozłożyste drzewo, które rzuca delikatny cień na stoliki, co w przypadku letniej atmosfery jest nie do przecenienia.
I właśnie pod tym drzewem przycupnąłem sobie, by skosztować dwóch piw, które tego dnia polewano w multitapie. Niemal wszystkie miałem już okazję spróbować, sięgnąłem więc po dwa, które jak dotąd mnie omijały – Sheldonadę z Podgórza oraz Ostrą Szychę z Hopium. Oba wywary z racji niskich ekstraktów i jasnych zapędów wydają się być idealnymi propozycjami na lato. A jak jest w rzeczywistości?
SHELDONADA
Podgórz
Summer Ale
Cyferki: alkohol 4% obj., ekstrakt 10 Blg
Letni Ale od Łukasza Jajecznicy krąży po świecie (znaczy się Polsce) już od połowy maja, więc jak mniemam ja miałem okazję wypić jego drugą warkę, tudzież końcówkę pierwszej. Towarzystwo, które sięgało po Sheldonadę wcześniej na ogół chwaliło walory odświeżające, więc tym chętniej sięgnąłem po nią w ciepłe popołudnie.
Ze szkła – okej, niezbyt dobrego pod względem sensorycznym – do nosa wpadały mi niezbyt intensywne smugi zapachu, w których dominowały cytryny i pomarańcze, poprawione świerkiem.
W smaku Sheldonada jest ekstremalnie gładka, nisko wysycona, po prostu pijalna. Pierwszy akord daje wrażenie, jakbym pił wodę z cytryną, w drugim pojawia się intensywna owocowa słodycz, z kolei na finiszu piwo staje się w przyjemny, cytrusowy sposób gorzkie. Bardzo dobre na lato.
OSTRA SZYCHA
Hopium
American Pale Ale
Cyferki: alkohol 5,5% obj., ekstrakt 13,5%
Drugim piwem, które wypróbowałem w Viva La Pinta, była Ostra Szycha, czyli debiut browaru Hopium. Niby to zwykłe amerykańskie Pale Ale, ale dla wyróżnienia poczęstowane ostrymi papryczkami, których – jak niektórzy pewnie wiedzą – tyleż się lękam, co jestem ciekaw.
W zapachu udziału sproszkowanego warzywa nie czuć, za to solidną pracę wykonuje chmiel, pieszcząc nozdrza owocami tropikalnymi, żywicą i iglakami. W tle pałęta się drobna ilość karmelu, ale to raczej nie diacetyl.
Papryka „działa” za to w gardle, ale za to w dość interesujący sposób, a mianowicie – nie wiem, czy ujmę to w sposób zrozumiały – w pierwszych dwóch akordach podbija wysycenie. Pieczenie, które funduje na czubku języka i podniebieniu kojarzy się właśnie z gazowaniem, a nie typową ostrością. Druga odsłona każdego łyku to połączenie słodkich owoców z przyjemną leśną goryczką.
Ostra Szycha ma jednak w sobie niezidentyfikowane „coś”, które sprawia, że piwo nie jest tak pijalne, jak APA być powinno. Może to zbyt duża pełnia?