Jeden drobny facet kontra trzy mocarne piwa. Na szczęście obyło się bez strat.
Tak to się jakoś ostatnio układa, że środowe popołudnia mam wolne. A – jak wiadomo – środa to taka mała sobota (według niektórych: mały piątek), więc można spożytkować ją na jakąś niezobowiązującą rozrywkę. Znaczy się – oczywiście edukację! Najlepiej piwną.
W ostatnią środę stycznia wybrałem się więc do Multi Qlti z aparatem i gazetą pod pachą, by na spokojnie przysiąść przy stoliku i wypróbować coś ciekawego z kranowej oferty pubu. Tak się miło złożyło, że momencie, gdy przekroczyłem próg miejscówki, byłem jedynym gościem. Mogłem więc na spokojnie wykonać zdjęcie tytułowe oraz trochę pogadać z barmanami – Łukaszem i Przemkiem – o piwie, ma się rozumieć.
Zafundowałem sobie trzy trunki: Single Hop Double IPA El Dorado z Piwnego Podziemia, beczkową wersję Żywiec Porter (po raz pierwszy w życiu!) oraz miodowego RISa od Amagera – La Santa Muerte. Przy okazji po raz kolejny muszę wystawić laurkę Multi Qlti, za dostępne pojemności piwa: 150/300/500 ml. Wziąłem najmniejsze, więc moje starcie z trzema piwami o woltażu przekraczającym 8,5% przetrwałem w stanie nienaruszonym, a przy tym trzeźwo mogłem czytać „Gazetę Magnetofonową”, którą – jako się rzekło – miałem pod pachą.
Ale o „Gazecie” już kiedyś było, więc pora na kilka słów o degustowanych piwach.
EL DORADO
Piwne Podziemie
Single Hop Double IPA
Cyferki: alkohol 8,6% obj., ekstrakt 18 Blg, 120 IBU
To prawdopodobnie najbardziej wyraziste 120 IBU, jakie w życiu piłem. Żadne tam przechwałki, schowane pod słodową podbudową. To piwo po prostu bucha chmielem w aromacie i smaku.
Zacznijmy od zapachu, tak intensywnego, że wręcz czuć w nim granulat. Dominują przede wszystkim dojrzałe owoce marakui, mango i czerwonego jabłka, a także odrobina żywicy i słodowej, karmelowej podbudowy. Pięknie!
W smaku aż tak genialnie nie jest, gdyż po pierwszym, słodkim owocowo-słodowym akordzie przychodzi przepotężna goryczka, która dominuje odczucie w ustach i zostaje na podniebieniu. Trochę zbyt tabletkowo się robi. Niemniej chmiel El Dorado zrobił na mnie dobre wrażenie, więc z pewnością pobawię się nim w domu. [7]
ŻYWIEC PORTER
Żywiec
Porter Bałtycki
Cyferki: alkohol 9,5% obj., ekstrakt 21 Blg
Żywiec zbyt często swojego Portera nie beczkuje, więc do tej pory nie miałem okazji spróbować go w tej wersji. Nie wiem, czy to wypust dedykowany Świętu Porteru Bałtyckiego, ale jeśli tak, to ukłony za czujność.
Aromat jest doprawdy wspaniały. Rządzi w nim nuta przywodząca na myśl kawowe cukierki Kopiko. Bukiet uzupełnia śliwka, czekolada oraz odrobina marcepana. Niestety w ustach Żywiec Porter już takiego wrażenia nie robi. Jest trunkiem płaskim, jak na deklarowane parametry, rzekłbym wręcz wodnistym. Wyróżnia się w nim odrobina paloności, krótka goryczka oraz – niestety – metaliczność. Ale za ten cudowny zapach i tak daję dobrą notę. [6]
LA SANTA MUERTE
Amager
Russian Imperial Stout
Cyferki: alkohol 10% obj.
To piwo zostawiłem sobie na sam koniec nie tylko ze względu na woltaż. Przede wszystkim La Santa Muerte potrzebowała czasu, żeby się otworzyć, ponieważ po nalaniu była cholernie zimna i jedyny aromat, jaki z siebie wydzielała, to… żywica.
Po ogrzaniu wylazł z niej obiecywany miód w duchu poniekąd lipowy (wyraźne kwiatowe naleciałości), a trochę gryczany, co objawiło się w mocnym, ostrym posmaku. Nie odpuszcza mleczna czekolada, dają o sobie znać także „zielone” motywy: odrobina żywicy, tytoń, może nawet bluszcz.
Zgodnie z moimi oczekiwaniami, piwo nie jest ekstremalnie słodkie. Zakładam, że miód działa jak cukier: podbija ekstrakt i podkręca odfermentowanie. Bardzo wyraźnie wyczuwam tu czekoladę, kawową paloność oraz wspomniany ostry posmak miodu, wymieszany z żywicą i melasą. Gorycz mocarna, ale krótka. Dobre. [8]
Soundtrack: też będzie waga ciężka, tyle że brzmieniowo. Koledzy z Decapitated dorobili się wreszcie ciekawego teledysku – czytaj innego niż czwórka typów grających swój wałek. Animowana wersja apokalipsy – proszę się częstować.