Gdy słońce przywali ci z piąchy, oddaj mu piwem pszenicznym.
Czytałem ostatnio wypowiedź pani reprezentującej jednego z trzech największych polskich producentów piwa, iż lato niezbyt służy sprzedaży ich produktów (sic!). Nie chce mi się nawet dyskutować z tymi bredniami – to logiczne, że gdy na zewnątrz panują upały, z tym większą chęcią sięgamy po lekkie, chłodne piwka, których wśród koncernówek teoretycznie nie brakuje.
Gdzie więc tkwi problem? Ano w klasie i doborze asortymentu. Duzi producenci uparcie wpychają nam piwka z soczkiem, tymczasem z Polandzie stacjonuje coraz więcej świadomych piwoszy, którym ich wątpliwe doznania nie wystarczą. Lekkości wolą szukać w piwach pszenicznych, których w asortymencie koncernów jest tyle, co kot napłakał. Okocim Pszeniczne, Książęce Pszeniczne, Żywiec Białe… Jeśli jakieś pominąłem, proszę mnie poprawić.
Tymczasem piwa pszeniczne to żywe złoto, idealnie nadające się do serwowania w lecie. Pszenica nadaje piwu gładkości, lekkości, a przy okazji pomaga utworzyć wielgachną pianę. Większość piw opartych na słodzie pszenicznym charakteryzuje się sporym, przyjemnym wysyceniem, a także niskim (do średniego) ekstraktem, są więc to trunki pijalne, sesyjne, smaczne, świetnie gaszące pragnienie.
Kiedy piwo nazwiemy pszenicznym? Ja przyjmuję zasadę, że wtedy, gdy słodowana pszenica będzie miała znaczący wpływ na każdy parametr piwa (ciekawostka: udział pszenicy w zasypie właściwie nigdy nie przekracza 80%). W innych browarach to zboże używa się do „podbicia” piany, złagodzenia struktury, na kolor czy dla urozmaicenia aromatu.
Gatunków piw pszenicznych znajdziemy w klasyfikacjach co najmniej kilkanaście. Wiele z nich rewolucjoniści krzyżują, przyprawiają na niespotykaną dotąd modłę i w efekcie na rynek trafia cała gama pszeniczniaków o różnym zapachu i smaku. Ja skupię się na czterech najlepszych na lato i najłatwiej dostępnych w Polsce. Sprawdźcie, czym się różnią i jakich doznań możecie się po nich spodziewać.
WEIZEN/WEISSBIER
Główny wyróżnik: dedykowane drożdże.
Konkrety: najstarszy z pszenicznych gatunków, wymyślony przez Niemców i we włościach tamtejszych książąt, za sprawą (nie)sławetnego Reinheitsgebot przez kilkaset lat pozostający. Cała specyfika weizenów polega na użyciu specjalnych, dedykowanych pszenicy drożdży, które w procesie fermentacji uwalniają estry i fenole. Te pierwsze objawiają się aromatem bananowym, drugie – goździkowym. Oba umilają obcowanie z pszeniczniakami, znacząco podkręcając ich pijalność.
Spróbuj: Okocim Pszeniczne, Ciechan Pszeniczny, Pszeniczna Bomba, Szał W Pracowni, Nowy Baran
WITBIER
Główny wyróżnik: dodatek skórki pomarańczy i kolendry.
Konkrety: belgijski wynalazek, który urozmaica zwykłego pszeniczniaka o owocowo-przyprawowe aromaty. Piwowarzy ładują do kotła skórkę pomarańczy (słodkiej i gorzkie Curacao), a także sypią sporo kolendry. Efekt jest taki, że powstaje piwo jeszcze bardziej pijalne – wszystko za sprawą pszenicznej gładkości, sporego wysycenia, kwaskowości pomarańczy i ostrości kolendry. Niektórzy, jak Pinta, warzą wersję imperialną owego specyfiku, ale w upalne dni radzę jej nie tykać i skupić się na wersji podstawowej, tudzież wymieszanej z amerykańskimi chmielami.
Spróbuj: Podróże Kormorana Witbier, Lady Blanche, Obołoń Biłe, Dwa Smoki, Namysłów Białe, Doctor Brew American Witbier
AMERICAN WHEAT
Główny wyróżnik: Nowofalowy chmiel.
Konkrety: amerykańska odpowiedź na niemieckie piwa pszeniczne. Wyróżnia ją użycie „zwykłych” drożdży charakterystycznych dla większości piw górnej fermentacji (jak choćby US-05), a także wsypanie do kotła pokaźnej ilości nowofalowych chmielów. Dzięki takim zmianom w recepturze American Wheat pachnie wiec przede wszystkim tropikami, cytrusami i ziołami, zaś ciężko się tu doszukać bananów i goździków. Browary oferują wersje bardzo lekkie (np. Hey Now ma jedynie 3,7% alkoholu), jak i cięższe (choćby Pony Express, który zawiera 5,7% alkoholu). Wszystkie sprawdzą się w upały, choć dla własnego bezpieczeństwa zalecam sięgać po te lajtowe.
Spróbuj: Pony Express, Hey Now, Birbant American Wheat, Saratoga, Rosa z Kremenarosa
GRODZISKIE
Główny wyróżnik: słód wędzony dymem bukowym lub dębowym.
Konkrety: duma polskiego piwowarstwa, wskrzeszona (to trochę naciągane, bowiem grodziskie warzono cały czas, tyle że w mikroskopijnych ilościach) kilka lat temu, już wkrótce znów zostanie wpisana do standardów BJCP. To bardzo lekkie piwo – zawartość alkoholu rzadko kiedy dochodzi do 4%, a zazwyczaj nie przekracza 3%. Cieszy niezapomnianym zapachem ogniska, a dym daje się wyczuć w ustach.
Spróbuj: Grodziskie 2.0, Grodziskie 3.0, Artezan Grodziskie, Smoked Cracow
To oczywiście nie wszyscy reprezentanci piw pszenicznych, acz pozostałe nie są jeszcze u nas zbyt popularne: Weizenbock, Dunkelweizen, Berliner Weisse, Gose, Steinweizen. O nich opowiem przy innej okazji.
„Tymczasem piwa pszeniczne to żywe złoto, idealnie nadające się do serwowania w lecie. ” Szkoda tylko, że nikt nie informuje, że to żywe złoto to czyste GMO. Współczesna pszenica jest już tak zmodyfikowana, że z naturalnej rośliny uprawianej przez naszych dziadków nie zostało prawie nic. Ta trucizna w Ameryce jest przyczyną epidemii celiakii, cukrzycy, otyłości, chorób stawów i wielu innych przewlekłych schorzeń. Z pszenicznych piw to tylko orkiszowe.