Szaleństwo w oczach, piana toczona z pyska i groźby w stylu „dokładnie i miękko skopię twoje dupsko chmielem”. O tak, Crazy Mike nie jest obywatelem, którego chciałbyś spotkać w ciemnej ulicy.
Mocarny i szalony Mike wyłaniał się z odmętów warzelni w Gościszewie, w której swoje specyfiki przygotowuje AleBrowar, po cichu, stopniowo ujawniając swoją tożsamość. Jego obecność na tapecie jednego z najlepszych polskich browarów kontraktowych sprawiła, że ten zmienił logo, przemeblował nazwę dodając doń Hop Heads Of Poland i ruszył z akcją #jestemhopheadem. Wkrótce napiszę o niej więcej, dziś skupmy się na jej pierwszym wytworze.
Crazy Mike od samego początku miał być piwem może nie ekstremalnym, ale na pewno mocno atakującym nasze nozdrza i gardła. Styl Double IPA, 100 IBU, dodatek cukru (prawdopodobnie w celu podniesienia ekstraktu). Na papierze naprawdę sporo się działo, byłem ciekaw, czy w szkle również. W sobotę trunek trafił do mojej lodówki, dzień później do moich trzewi. Wbrew zapowiedziom, czułem się przy nim całkiem bezpiecznie. Miałem wręcz wrażenie, że Mike nie walczy z moim podniebieniem, a sam z sobą. Każdy łyk tego napoju to przeciąganie sprężyn expandera pomiędzy goryczką a słodkością.
Zapach: bardzo zbliżony do prezencji Rowing Jacka, zarówno pod względem kompozycji, jak i intensywności. Cytrusy, mango, żywica i świeżość sosny – one atakują nasze nozdrza kilka milisekund po odkapslowaniu butelki. Gdzieś w tle majaczy karmelowość słodu Carapils. Generalnie: jest rześko i przyjemnie.
Piana: zaskakująco niska, mimo że nalewałem ją dość agresywnie. Po jakimś czasie zostaje z niej jedynie biały krążek wokół płynu, acz on wystarcza, by piana fantastycznie znaczyła szkło. Użycie cukru robi swoje.
Kolor: pomarańczowy ze złotymi przebłyskami, bardzo mętny, choć jakieś obrysy świata można dostrzec po drugiej stronie szkła.
Smak: dzieje się tu sporo, ale chyba nie do końca tak, jakbym tego oczekiwał. Wiem, że Double IPA powinno być z lekka likierowe, słodkie, a z drugiej kopiące chmielem, by dobrze się zbalansować, niemniej Crazy Mike przesadza ze słodyczą, smakującą niczym kandyzowany imbir. Czasami miałem wręcz wrażenie, że to posłodzony Rowing Jack. Podoba mi się za to sprytnie ukryta alkoholowość i szlachetnie podana żywiczna goryczka – jest potężna, ale nie osadza się w gardle. Nie brakuje tu też nut mango, brzoskwini i grejpfruta, a także sosny.
Nie miałbym właściwie żadnych wielkich uwag do Crazy Mike’a, gdyby nie ta cukrowa słodycz, jak dla mnie zbyt mocna i psująca efekt chmielowego ciosu.
CRAZY MIKE
AleBrowar (Hop Heads Of Poland)
Imperial/Double IPA
Skład: słody pale ale, pszeniczny, wiedeński, Carapils, zakwaszający; chmiele Cascade, Citra, Chinook, Centennial, Columbus; drożdże Safale US-05; cukier Candi White Sugar; woda
Cyfreki: alkohol 9% obj., ekstrakt 20°, 100 IBU
Cena: 8,20 zł (Pod Wiaduktem, Kraków)
Soundtrack: cukier, szaleństwo, uderzenie z pełną mocą – to skojarzenia, które budzi we mnie nie tylko Crazy Mike, lecz także numer „Sugar” System Of A Down.
Cukier ma wpływ na pianę? Gdyby tak było to dowolny gazowany napój miałby czapę piany.
Nie twierdzę, że ma wpływ na powstanie, ale na jej trwałość oraz lepienie się do szkła – i owszem.
Nie ma wpływu na jej powstanie ale również minimalnie negatywnie wpływa na jej trwałość. Moim zdaniem w Mike’u na pianę ma wpływ ilość alkoholu a ten jak wiadomo powstaje z cukru – dlatego właśnie napisałem o minimalnym negatywnym wpływie na pianę.
Cóż, nie mam doświadczenia z cukrem w piwie jako praktyk, przyjmuję więc Twoją uwagę. To o czym mówię, wyczytałem już sam nie pamiętam gdzie, w każdym razie autor owego tekstu twierdził, iż cukier pomaga pianie „przykleić się” do szkła (stąd świetny lacing), a także czyni ją gęstą ergo trwalszą.
Pingback: AleBrowar – Hop Headzi pokazują prawdziwą twarz | Jerry Brewery
Tyle, ze ten dodatek cukru został zamieniony na procenty. W takich piwach dodatek białego cukru ma mieć taki sam wpływ jak w przypadku np. belgijskich trippli: ma zwiększyć odfermentowanie, pomóc stworzyć piwo o charakterze wytrawnym.
Yep, masz rację i pewnie Panowie mieli takie założenie. Co nie zmienia faktu, że CM smakuje jak posłodzone piwo – nie jest to tylko moje zdanie.