Jak to możliwe, że Żywiec biorąc się za american pale ale, jest w stanie sprzedawać go za ok. 4,50 zł, skoro na półkach sklepów z piwem ciężko znaleźć kosztujące mniej niż 6 zł?
Najgłośniejszym wydarzeniem ostatnich tygodni w piwnym świecie nie jest ani moda na dyniowe ale, ani słynny już pozew Marka Jakubiaka przeciwko właścicielom kluboksięgarni Wrzenie Świata. Na Facebookowych wallach, na forach i w blogosferze rządzi Żywiec, a konkretnie jego APA.
Firma poszła na całość. Mając pozytywne doświadczenia z odbiorem Brackiego IIPA oraz trzech „nowych” stylów wypuszczonych na wiosnę tego roku, postanowiła wedrzeć się do serc piwoszy tylnymi drzwiami. Ni z tego, ni z owego wysłała do knajp beczki z oznaczonym zielonym kolorem APA (5,9% alkoholu, 13,3% ekstraktu) i – bez żadnego marketingu – zyskała rozgłos w połowie Polski. Teraz wiemy już, że „eksperyment” rozszerzy się o wersję butelkową, która trafi do sklepów na dniach.
Spoko, pewnie nikogo z nas nie dziwi, że koncerny próbują podpiąć się pod aktualnie panujące mody. Niektórzy wręcz krzykną: „nareszcie!”. Ileż można udawać, że nic się nie dzieje? Jak długo mydlić oczy, że wodnisty lager jest spoko, a inny świat piwny nie istnieje?
Jednak wielu zastanawia się jak to możliwe, że propozycja Żywca będzie kosztowała jakieś 4,50 zł? W podobnym przedziale cenowym (a może nawet tańsze) dostępne będzie powracające na rynek Okocim Palone (pamiętacie je jeszcze?). Dlaczego więc koncerny mogą sprzedawać dobre (wnioskuję po opiniach innych) piwa za cenę niższą, niż za produkty rzemieślnicze?
Wszystko rozbija się o ekonomię. Zacznijmy od samego faktu posiadania własnej warzelni. Każdy koncern ma swój sprzęt, nie musi więc dodatkowo płacić za wynajem. Większość rzemieślników warzy na kontraktach, więc do kosztów dochodzą im pieniądze wydane na wypożyczenie sprzętu i pracę miejscowych technologów.
Druga sprawa to skala produkcji. Rzemieślnicy za jednym zamachem są w stanie wypuścić raptem kilka tysięcy litrów piwa – koncerny: setki razy więcej. A wiadomo: im więcej produkujesz, tym cena jednostkowa niższa. Żywiec zapłaci więc mniej za sztukę butelki, etykiety, kapsla, za pracę technologów i piwowarów, czy za surowce do produkcji piwa (podkreślam: w przeliczeniu na jedną butelkę/puszkę/beczkę).
Poza tym, podejrzewam, że mimo wszystko Żywieckie APA, nawet jeśli smaczne, ma w sobie mniej chmielu (na jednostkę piwa) od piw rzemieślniczych. W końcu nie wszyscy konsumenci piw koncernu są gotowi na taką zmianę – a do większości z nich jest kierowana. Ergo – własność Heinekena znów zapłaci mniej od małych konkurentów.
Czy w takim razie nowa propozycja z Żywca wstrząśnie rynkiem rzemieślniczym? Skądże znowu! Ten jest już o kilka długości przed wielkimi firmami, ma swoich wiernych fanów (by nie rzec: wyznawców), którzy wiedzą, że za najwyższą jakość trzeba zapłacić nieco więcej. Także wyluzujcie – rewolucji nic nie grozi.
Nastepny wynalazek zywca ,wlasnie skosztowalem dwa łyki,reszte wypila zona z sokiem ,slaby aromat, trawiasto ziemisty,goryczka jak w harnasiu albo tyskim czyli zadna,piana slaba ,wodniste,porazka,nie spodziewajcie sie niczego pozytywnego po tym piwie,to piwo nie odzwierciedla tego stylu,jesli komus sie wydaje ze za 4,60 kupi wreszcie dobra ape to sie zawiedzie,chyba ze nie masz zbyt duzych wymagan,