Gdy się piwowar śpieszy, to się beer geek nie cieszy. Proszę sobie wpisać to powiedzenie do kajecików.
Wiem z wielu źródeł, że piwa w dużych browarach (duże traktuję tu jako przeciwieństwo domowego) powstają zdecydowanie szybciej, niż w przypadku warzelni kuchennych czy piwnicznych. Nie ma zmiłuj – piwo musi jak najszybciej rotować. Ba, w USA podobno niektóre browary są skłonne butelkować swoje piwa w dwa tygodnie po warzeniu!
O ile w przypadku jasnych, mocno chmielonych piw górnej fermentacji taka taktyka ma szansę zdać egzamin, o tyle w przypadku ekstraktywnych kolosów – zdecydowanie nie. To samo tyczy się trzymania w beczkach. Lepiej, by pospały sobie kilka tygodni za długo niż za krótko. Gdy zsumuje się ten pośpiech można dostać np. mega alkoholowego, totalnie nieułożonego RISa.
Tak było w przypadku trzech Russian Imperial Stoutów wypuszczonych przez chłopaków z Birbanta jesienią ubiegłego roku. Piwa miały być jedną z głównych atrakcji jesiennej edycji Beerweek Kraków, a okazał się być niewypałem, a przynajmniej w tej wersji, którą ja piłem (z beczki po whisky).
Wtem do sklepów trafił RIS Blended Barrel Aged, czyli mieszanka z kilku beczek, leżakowana przez 10 miesięcy. I teraz wreszcie jest to piwo, co się zowie!
RIS BLENDED BARREL AGED
Birbant
Russian Imperial Stout
Warka: 8/03/2017
Skład: woda; słody Pale Ale, monachijski, karmelowe, Carafa I, Carafa III; chmiel Magnum; drożdże S-04
Cyferki: alkohol 10,5% obj., ekstrakt 24,5 Blg, 50 IBU
Ułożenie – to wszystko, czego potrzebował Birbantowy RIS, by dawać szczęście. Wydawać by się mogło, że to taka drobnostka, że przecież dobra receptura i wzorcowa fermentacja to klucz do sukcesu. Owszem, ale sen zimowy także robi dobrze.
Co my tu mamy? Do nosa uderza przyjemny aromat czerwonego wina, wanilii, wiśni i śliwki. Czekolada i kawa wychodzą na wierzch dopiero po ogrzaniu. Wszystko to pięknie zbalansowane.
Smakowy kontakt z RISem rozpoczyna się od słodyczy ciemnych owoców, później przechodzi przez czekoladę, kawę, orzechy włoskie i dębinę z nutą wanilii, by aksamitnie finiszować grzejąc przełyk. Goryczki nie czuć praktycznie w ogóle.
I to jest piwo, na które czekałem i którego spodziewałem się spróbować już na premierze. Dobrze, że chłopaki nie wypuścili wtedy na rynek całej warki i zachowali RISa na lepsze czasy, które właśnie nastały.
To mi wszyscy mówią żeby go nie otwierać teraz bo strasznie alkoholowy jest a Ty mi takie rzeczy piszesz…
Coś mi się widzi, że „wszyscy” piszą o tym, co działo się we wrześniu. :v
Owszem, jest z lekka alkoholowy, ale – że to tak ujmę – „odbeczkowo”. Mnie weszło jak w masło.
Jak dla mnie to jest alkoholowy. Nie piłem (chyba „na szczęście”) tego wrześniowego, ale w tym wyraźnie czuć było alkohol. Na szczęście nie na takim poziomie, żeby nie dało się wypić 🙂
Hmm, być może ja na tę alkoholowość nie zwracam uwagi, mając z tyłu głowy pamięć po jesiennych atrakcjach. 😀
Jednak – mówiąc poważnie – owszem, trochę woltów czuć, ale dla mnie jest to efek „odbeczkowy”, a nie kwestia niedoleżakowania. Czytaj: pasuje mi 🙂
Jurek, pamiętasz jaka to byla tragedia na Silesii? Rozpuszczalnik walił na kilometr…
Piłem wcześniej w Krakowie – owszem, tak było. Ale alko się ładnie zredukowało przez te pół roku 🙂
Alkohol , alkohol, alkohol i długo, długo nic. Czuć również beczkę ale to nie ratuje tego piwa. Małowymiarowe i nieprzyjemne. Kilka dni temu piłem RISa z Baby Jagi. Zupełna inna liga. Nadal go czuję.