Poziom polskiego kraftu się podnosi. To już nie przypadek – to trend, który mam nadzieję, że zostanie utrzymany.
Chodząc od stoiska do stoiska w Katowicach miałem uczucie deja vu z Warszawy, gdzie czego bym się nie tknął, to mi smakowało. Nie na zasadzie opadu szczęki – po prostu wszystkie degustowane przeze mnie piwa były udane.
Skok jakościowy budzi szok w blogerze – no bo jak to: napisać relację z festiwalu i nie zjechać żadnego trunku? Zaraz będzie, że kolesiostwo, albo narąbał się i wszystko mu wchodziło jak w masło. Otóż, drodzy Państwo – nic z tych rzeczy. Nasi kraftowcy po prostu radzą sobie o niebo lepiej niż jeszcze pół roku temu. Przejdźmy do rzeczy.
Reden/Hajer – Ajntopf
Tour De Silesia rozpocząłem oczywiście od piwa festiwalowego, czyli kooperacyjnego SMASH APA od chłopaków z Redenu i Hajera. Pomysł banalnie prosty (słód Pale Ale, chmiel Citra), wykonanie bardzo zgrabne. W zapachu mamy owocową słodycz z domieszką pomarańczy, w smaku jest zaś zdecydowanie bardziej wytrawnie i rześko. Zaraz przekonacie się o tym, że to chyba jakiś nowy trend w Pale Ale. [7]
Baba Jaga – Chmielarka Oktawia
Dlaczego tak twierdzę? Ponieważ nachmielona odmianami Oktawia i Iunga Chmielarka z Baby Jagi również wyróżnia się takim połączeniem. W aromacie wyraźnie wyczuwam słodycz, płynącą głównie z czerwonego jabłka – to jednak nie estry, a wynik pracy Oktawii. W ustach czuję zaś jabłuszko zdecydowanie bardziej wytrawne, a każdy łyk wieńczony jest przez odrobinę zalegającą goryczkę. Tak czy owak – dobre! [6,5]
Piwowarownia/Cracow Beer Academy/Leśniczówka – Kawa i papierosy
Pierwszy wywar przygotowany we współpracy Piwowarowni i Cracow Beer Academy to browarowe wcielenie bardzo udanego domowego wywaru Tomka Syguły z browaru Leśniczówka. Piłem także i tę wersję, dlatego mam porównanie, które mnie osobiście zaskakuje (ani na plus, ani na minus). „Duża” wersja Kawy i papierosów jest zdecydowanie bardziej ogniskowa, mimo użycia mniejszej (procentowo) ilości słodu wędzonego. Zniknęła za to gdzieś kawa, obecna w domowej edycji. Tytoń „uzielenia” aromat i przyjemnie podbija smak. Ciekaw jestem, jak w większej ilości będzie oddziaływał na głowy pijących. 😉 [7,5]
Probus – Grzybobranie
To dla mnie najlepsze z degustowanych w Katowicach piw, być może dlatego, że sam jaram się swoim Brown Porterem. Wielkie brawa dla Probusa za takie użycie podgrzybków, które w żaden sposób nie dominuje, a jedynie ubarwia paletę doznań. Do nosa włazi głównie czekolada i odrobina wędzonki, w smaku wyczuwam zaś orzechy. Grzyby wyraźnie dają o sobie znać tylko w posmaku, świetnie wieńcząc każdy łyk. Bardzo udany pomysł. [8]
Szpunt – Wide Tomcat
Piwo uwarzone przez Szpunt z ekipą tuningową również hołduje idei słodyczy wpływającej do nosa i rześkości wypełniającej usta. Gdy wącham to piwo, od razu wyczuwam mandarynki i pomarańcze, choć w tle majaczy drobna karmelowa nuta. Wide Tomcat pije się niczym świeżo wyciśnięty sok z wytrawnych cytrusów. Bardzo orzeźwiający, ledwie muśnięty słodkością. [6,5]
Beer Bros./Latający Rosomak – Smoke On The Porter
Tej kooperacji Latającego Rosomaka jakoś nie miałem okazji próbować, postanowiłem więc co prędzej nadrobić, wszak ekipa umie w torf jak mało kto. Szczególnie, gdy do pomocy ma zmyślnych rzemieślników z Beer Bros. Świetnie łączą się tu akcenty czekolady, torfu oraz wędzonej herbaty Lapsang, a w smaku dodatkowo wychodzi ciekawa nuta wiśniowa. [7,5]
Brokreacja – Gravedigger Whisky BA
Beczkowa wersja Grabarza cieszy i delikatnie zawodzi jednocześnie. Cieszy, bo jest piwem lepszym od podstawowej wersji, równie czekoladowym, z ułożoną goryczką, jednak nie tak beczkowym, jakby miało się ochotę. Wyczuwam odrobinę nut waniliowych, może troooszkę kokosa, ale bardzo symbolicznie. Jako miłośnik balansu teoretycznie nie powinienem narzekać, ale miałem ochotę na więcej. [7,5]
Dukla – Wielki Szu
Kolejny reprezentant przywołanej już kilkakrotnie myśli. Użycie zestu i soku z owoców cytrusowych zagwarantowało Szu kapitalny, słodziutki aromat, w którym wyróżniają się przede wszystkim mandarynki. Smak byłby także bez żadnego „ale” (świetna cytrusowa wytrawność), gdyby nie nieco zalegająca goryczka albedo. Powinna się jeszcze ułożyć, bo piwo młode. [7,5]
BrewKlyn – Session Wheat IPA
Drugie IPA z BrewKlynu, tym razem lekkie pszeniczne, jest piwem smacznym i – mówiłem, że to moda? – mega rześkim, ale ma w sobie nutę młodego domowego piwa, trochę przypominającą gęstwę drożdżową. Na szczęście przy dłuższym obcowaniu chowa się ona za słodyczą owoców tropikalnych. Smak – nie zgadniecie – wytrawny, podkręcający i tak wysoką pijalność piwa. [6]
Beer City – Leo
Połączenie EKG i Hallertauera Mittelfruh przyniosło w tym piwie niespodziewany dla mnie rezultat. Żadne tam ziółka czy trawy, a gruszkę – identyfikuję ją z chmielami, gdyż takiego efektu pracy drożdży nie kojarzę. A nawet jeśli to wina estrów, mam to gdzieś, bowiem efekt wart jest niuchania. A co w buzi? Trend się utrzymuje: owocowa wytrawność spięta wyraźną goryczką. [6,5]
Spirifer – Giro
Chłopaki ze Spirifera mają to do siebie, że na festiwale lubią zabierać piwa bardzo młode, które – jak sami ostrzegają przed degustacją – jeszcze muszą się uleżeć. Efekty są dwa: dobry, gwarantujący kosmiczny poziom nachmielenia na aromat, w tym wypadku owocujący pomarańczą i papają. Zły, bo w smaku czuć pewno nieułożenie, objawiające się delikatną alkoholowością i agresywną goryczką. Za dwa tygodnie powinno być świetnie. [6,5]
Kingpin – Cajaneiro
Jakby mało mi było sesyjnych piw, na stoisku Kingpina dorwałem kolejne – Session IPA z owocem Caja, czymkolwiek ów jest. Po aromacie wnioskuję, że to jakiś cytrus, ponieważ pachnie jak słodki grejpfrut. Paletę aromatu podbija także wyraźnie zarysowana nuta karmelowa, na szczęście przyjemna. Właśnie ów karmel nadaje słodyczy Cajaneiro, która wyróżnia to piwo na tle „konkurentów”. Nie narusza jednak pijalności, osiągniętej za sprawą kwaskowo-gorzkich akcentów (wnoszę, że od owocu). [7]
Raduga – Kazek
A teraz dla odmiany – kolejne APA! Nasi kraftowcy chyba wreszcie zaczęli dopasowywać portfolio do pory roku. 😉 Kazek to pierwsze piwo Radugi uwarzone w Wąsoszu i zarazem odchodzące od filmowych etykiet. Nie brakuje tu na szczęście chmielowej ręki Andrzeja Kiryziuka, która w tym trunku objawia się przy pomocy pomarańczy, ale i więcej niż solidnej goryczki. Może nawet odrobinę za agresywnej, przez co temu rześkiemu piwu brakuje subtelnego podsumowania. [6,5]
Schonram – Pils
Na zakończenie oficjalnej festiwalowej zabawy zafundowałem sobie wielce chwalonego Pilsa z niemieckiego Brauerei Schonram. Nie wiem, czy to efekt mojego zmęczenia, czy innego osłabienia zmysłów, ale faktem jest, że ten Pils w ogóle mnie nie porwał. Jasne – pijalność ma na swoim miejscu, wad nie stwierdzam, ale dominują w nim słody. Brakuje wyraźniejszej goryczki i chmielu w aromacie. [6]