Wszyscy dążymy do odkrycia ideału. Nie wiem, czy mi się udało, ale jestem naprawdę blisko.
Grand Prix. Piwo uwarzone w znanym browarze Ciechan przez piwowara Czesława Dziełaka (odpowiedzialnego także za piwo Brackie Imperial IPA, które wygrało w zeszłym roku na konkursie w Żywcu) zostało już kilkukrotnie docenione, a koledzy blogerzy rozpływali się w zachwytach nad jego walorami. Postanowiłem więc samodzielnie przetestować nową, zdaje się czwartą warkę, by upewnić się, czy opinie nie są przesadzone i czy browar cały czas daje sobie radę.
American IPA to jeden z moich ulubionych gatunków, więc oczywiście podjarany byłem już samym faktem obcowania z Grand Prix, które go reprezentuje. Wiele już podobnych trunków degustowałem, więc naprawdę ciężko mnie w tej materii zaskoczyć czy zachwycić. Produktowi z Ciechanowa się to udało i to już po przelaniu do naczynia. Ujęła mnie już przepiękna lekko kremowa piana, zbudowana z drobnych pęcherzyków, która tkwiła na trunku dziarsko przez całą degustację, miło oblepiając szkło. Spodobał mi się jasno bursztynowy kolor, dość mętny, co jest wynikiem braku filtracji. Właśnie ta duża mgła wyróżnia obecną warkę – z tego co widziałem, poprzednie są bardziej przejrzyste. Mnie to nie przeszkadza, gdyż oznacza postawienie na aromat.
Ten jest największym atutem Grand Prix. Piwo atakuje cytrusowym rajem zaraz po odkapslowaniu – zaciągając się nim w momencie przenoszę się na rajską wyspę i zostaję otoczony tropikalnymi drzewami, które raczą mnie cudownymi owocami. Mamy tu i cytryny, i pomarańcze, ale też mango czy melona. Nie brakuje nuty żywicznej i sosnowej – wszystko się zgadza.
Niskie wysycenie i dobry balans sprawiają, że Grand Prix to bardzo pijany trunek. Średnia goryczka osiada po ostatnim akordzie, ale neutralizuje ją słodycz wyżej wspomnianych cytrusów i owoców tropikalnych. Ciężko oderwać się od pokala.
I może to jest jedyna wada piwa od Czesława Dziełaka, może brakuje mu wyraźniejszej goryczki, która owszem – ujęłaby ciut pijalności, ale z pewnością nadałaby walorów degustacyjnych. Przy okazji uchroniłaby nas przed zbyt szybkim utraceniem świadomości po kilku dawkach Grand Prix. Potraktujcie to jednak jako czepialstwo, a może brak odwagi do postawienia „dziesiątki” w ocenie. Kto żyw, niech pije!
Pingback: HAUST RED AIPA: hipsterzy wśród borwarów | Jerry Brewery
Pingback: BRACKIE IMPERIAL IPA: słodycz na start | Jerry Brewery