Ani się obejrzałem, a z przygody, która miała trwać krótko i być tylko dla mnie, blog Jerry Brewery przerodził się w coraz częściej odwiedzaną stronę, świętującą właśnie pierwsze urodziny.
Dokładnie 16 lutego 2014 roku pod adresem jerrybrewery.wordpress.com pojawił się pierwszy wpis. Zapowiedziałem w nim kolejny koncert Dust Bowl, ale bynajmniej nie po to, by ta informacja dotarła do milionów odbiorców, a ludziom w Kazachstanie żyło się lepiej. Chciałem po prostu przetestować możliwości edycji tekstu, jakie daje WordPress – dopiero odkrywałem tę platformę.
Samego bloga założyłem zaś dzień wcześniej, skupiając się na wyborze szablonu, ogarnięciu wtyczek oraz grafiki. Jednak idea własnej strony narodziła się w mojej głowie dużo wcześniej. Interesowałem się piwem kraftowym, lubiłem degustować nowe trunki, jednak w życiu nie myślałem o tym, że będę pisał o swoim ulubionym napoju.
Jednakże w styczniu 2014 roku trafiła do moich rąk książka „Blog” Kominka. Facet snuje tam wizje zarobkowe dla mądrze prowadzonego bloga, opowiada jaka to wolność i frajda, a także przyjemność, gdy ktoś cię czyta. Proszę nie myśleć sobie, że oczyma wyobraźni ujrzałem pliki banknotów, które trafią do mojej kieszeni. Zdecydowanie bardziej interesowało mnie pisanie, gdyż wtedy przestałem współpracować z jedną z redakcji i szukałem miejsca, w którym będę mógł się wyżyć przy pomocy klawiatury i monitora.
Gdy tylko podjąłem decyzję o założeniu bloga, zacząłem zastanawiać się, o czym chcę pisać. Po kilkunastu dniach padł pomysł: piwo! „Ha, na pewno mało kto o tym pisze w sieci, więc choć tak naprawdę na tym etapie zależy mi na uporządkowaniu wiedzy i zapisywaniu swoich wrażeń dla siebie samego, liczę na to, że może zainteresuję internautów tym jakże oryginalnym kontentem!” Dopiero później zrobiłem research…
Dobra, co z tego, że temat już nie tak świeży, jak sobie wyobrażałem, skoro właśnie o nim chcę (CHCĘ!!!!) pisać? Raz dwa stworzyłem koncepcję prowadzenia strony i podział na kategorie, przemyślałem nazwę (pierwotną była… „Jerzy warzy„, ale stwierdziłem, że „Jerry Brewery” brzmi o niebo lepiej) i zabrałem się za pisanie. Założyłem, że przez pierwszy rok jedyną formą promocji bloga będzie regularność i kontent, który – miałem nadzieję – ktoś w ogóle zauważy.
Przełomowym okazał się post „Pijemy na mieście: Kraków” (z 20.07.14), w którym przedstawiłem mapę krakowskich knajp z dobrym piwem. Temat podchwyciła Pinta, która kilka tygodni wcześniej otworzyła własny lokal w Grodzie Kraka, i udostępniła w swoich mediach społecznościowych, czego efektem było ponad 1400 wyświetleń postu w ciągu 24 godzin. A później już poleciało…
Oto, co udało mi się przez ten rok osiągnąć.
STATYSTYKI
- Jak dotąd opublikowałem 388 wpisów (łącznie z tym), czyli 1,06 wpisu na dzień;
- Najpopularniejszymi wpisami z kategorii Piwo są:
- Alkopoligamia – rapujące piwo (zapamiętajcie moją poradę: teksty o hip-hopie zawsze podnoszą oglądalność. ZAWSZE)
- Pijemy na mieście: Kraków;
- PODSUMOWANIE 2014: najlepsze polskie piwa;
- PODSUMOWANIE 2014: piwne imprezy;
- Piwobranie w Krakowie (czyli tekst o sklepach piwnych w grodzie Kraka)
- Najbardziej poczytne artykuły z sekcji Przy Piwie to:
- Blog jak dotąd zaliczył 123 tysiące wyświetleń;
- Na bloga najczęściej trafiali oczywiście czytelnicy z Polski. Sporo jest także Amerykanów i Brytyjczyków. Oprócz nich zaglądnęli do mnie internauci między innymi z takich krajów (serdecznie pozdrawiam!):
- RPA;
- Kirgistan;
- Wyspa Man;
- Tajlandia;
- Etiopia;
- Burkina Faso.
- I jeszcze garść danych o social mediach:
- Facebook – 633 fanów
- Instagram – 328 followersów
- Twitter – 87 followersów
- Google+ (trzymam go tylko po to, by teksty szybciej się indeksowały…) – 6 obserwatorów
- Dodatkowo działam też na Wykopie (gdzie wciąż radzą mi, bym usunął konto ;)), czasami na Untappd, Ratebeer. Za jakiś czas pewnie zaglądnę na Ask.fm i YouTube.
Skoro już przedstawiłem wam historię i statsy bloga, pora na wskazanie największych pozytywów oraz negatywnych stron minionego roku. Najpierw sam sobie posłodzę.
POZYTYWY
Codziennie przynajmniej jeden post – pokażcie mi drugiego blogera, nie tylko piwnego, w Polsce, który codziennie dostarcza Wam świeży stuff, niezależnie czy to piątek, świątek czy niedziela, czy jest na wakacjach, szkoleniu w pracy, czy na urodzinach dziadka. Uważam, że regularność i spore zróżnicowanie tekstów (mam nadzieję, że potwierdzicie tę opinię) to największa zaleta strony jerrybrewery.wordpress.com.
Ciągle mam pomysły – wena ostatnio mnie nie opuszcza. Przez pierwsze miesiące działalności bloga, żeby utrzymać tempo 1 tekst/dzień, musiałem płodzić po sześć recenzji piw. Teraz jednak złapałem „cug” i recenzje stanowią najczęściej tylko trzy z siedmiu wpisów na tydzień. Dodam, że zawsze mam napisanych przynajmniej siedem artykułów do przodu. Handluj z tym!
Prawie 0 zł na promocję – chciałem przeprowadzić eksperyment: co można zdziałać w rok, nie wydając na blog ani złotówki (pomijam kupione piwa). Ostatecznie nie do końca się powiódł, bowiem postanowiłem zlecić grafikowi wykonanie logo, co oczywiście kosztowało, a także przeprowadziłem kampanię na FB, w której promowałem tekst o najlepszych polskich piwach roku 2014. Wyniki: akcja trwała jeden dzień, wydałem na nią 5 zł, które przełożyło się na 25 fanów. Można? Można. Piszę jednak o tych znikomych nakładach, ponieważ mimo to udało mi się zbudować – mam wrażenie – naprawdę spory zasięg.
Wciąż mnie to jara – to chyba największy pozytyw. Przez te 365 dni ani przez chwilę nie czułem się znudzony, ani zmęczony pisaniem. Owszem, bywały dni, gdy niektóre teksty tworzyłem z automatu, byleby coś przygotować, ale zdecydowana większość wpisów powstała w wyniku zdrowego podjarania. Cieszę się, że ciągle dostaję bodźce, które dodają mi energii do pisania.
MINUSY
Brak własnej domeny i templatki – nie ukrywam, że zupełnie tego nie przemyślałem startując z blogiem. Sądziłem, że darmowe konto w serwisie aplikacji WordPress oraz jedna ze standardowych templatek wystarczą, by spełnić wszystkie moje oczekiwania. O ile jeszcze wygląd strony nie jest taki najgorszy (choć większości profesjonalnych blogów może buty czyścić), o tyle brak domeny krzywdzi moje SEO. Na szczęście wkrótce – mam nadzieję – to się zmieni.
Brak korekty – z tego powodu jest mi najbardziej głupio. Pracuję nad blogiem sam, po godzinach i często nie mam po prostu czasu bądź też siły, by na spokojnie przeskanować tekst i wyłapać wszelkie błędy, przede wszystkim literówki, niefortunne skróty myślowe, tudzież absurdalne powtórzenia wyrazów. Jednak to mnie wcale nie usprawiedliwia, dlatego kajam się i obiecuję poprawę.
Za wysokie oceny – wiecie, jestem z natury człowiekiem miłym, ugodowym, skłonnym do ekstazy. Temat piw kraftowych naprawdę mocno mnie wkręcił, dlatego na fali euforii i chęci głoszenia rewolucji często przymykam oko na niedoskonałości wielu polskich piw, wystawiając im bardzo pozytywne noty. Przyznam: nie jest mi jakoś szczególnie głupio z tego powodu, ale fakt faktem: mógłbym być bardziej surowy. Postaram się.
Jakość zdjęć na zmiennym poziomie – o ile za aparat chwyta moja Kobieta, bądź też na zewnątrz świeci słońce, a ja mam w głowie dobry pomysł, a w ręku Jej sprzęt (bez skojarzeń proszę!), prezentuję zdjęcia na – uważam – wysokim poziomie. Gdy jednak któryś z powyższych warunków nie zostaje spełniony, moje focięta odbiegają od wymarzonych standardów. Ech, chyba pora poprosić Kobietę o solidne przeszkolenie…
Tych minusów pewnie jeszcze sporo by się znalazło, ale dajmy już im spokój. Dziś chcę świętować, na planowanie podboju świata przyjdzie czas jutro.
Gratuluje świetnego roku, w kategorii blogowo-piwny-debiut roku, zloty medal! Szacun za częstotliwość wpisów. Na kolejny rok zycze jescze ciekawszych recenzji oraz wiecej tematow około recenzyjnych czyli: miejsca, ludzie, eventy. AHOJ
Dzięki za miłe słowa – postaram się nie zawieść oczekiwań 🙂
Jestem tu pierwszy raz, ale zdecydowanie nie ostatni!
Kłaniam się w pas! 🙂
Powodzenia na dalej
I’ll do my best 🙂
I’m happy fun