Akcja o kryptonimie „miód z cytryną bez miodu i cytryny” rozpoczęta! Czy zakończy się powodzeniem?
Kokos ma ostatnio specyficzny okres w swym warzelanym życiu. Jak sam mówi, dość już ma tych „amerykańskich śmierdziuchów”. Nawet mu się nie dziwię, choć argumentuję, że dobrze nachmielone na aromat piwo jeszcze nam nie wyszło – wszystkie były co najwyżej poprawne.
MA BYĆ LEKKO
Przy okazji najnowszej warki doszliśmy jednak do konsensusu. Pierwszym założeniem było uwarzenie piwa bardzo lekkiego – 9 Blg. Drugie – użycie drożdży S-33, które później – jako gęstwę – użyjemy do Witbiera.
W międzyczasie Kokos wpadł na pomysł, by poeksperymentować z pierzgą, czyli przetworzonym przez pszczoły pyłkiem kwiatowym. Jej zapach może kojarzyć się z miodem (ale też i woskiem), więc stwierdziłem – skoro mamy w lodówce niewykorzystaną Citrę, dodajmy ją na koniec fermentacji cichej, by uzyskać efekt naparu z miodu i cytryny. Ciekawe, czy się uda.
PIERZGA
Nie mamy bowiem pojęcia, jak zachowa się w piwie pierzga. Stwierdziliśmy, że dodamy ją w dwóch etapach – na koniec gotowania 30 g, zaś na cichą, razem z Citrą, 70 g. Rozkmina polega na dwóch aspektach:
- konsystencja pierzgi – produkt przypomina nieco cukierki propolki (które zresztą są chyba z niej zrobione) i powinien rozpuścić się w wodzie. „Powinien” ponieważ wrzucony w woreczku na koniec gotowania zachował swój stan skupienia;
- spora zawartość cukru – szczegółowy skład pyłku pszczelego znajdziecie tutaj, ja tylko podkreślę, ż ma w sobie 35% węglowodanów, a wśród nich fruktozę, glukozę i maltozę, a więc cukry fermentowane przez drożdże. Zastanawiam się, czy dodanie jej na koniec gotowania nie podniesie zawartości alkoholu w gotowym piwie. Zobaczymy.
Póki co piwo ładnie sobie fermentuje – na cichą zlejemy je po weekendzie majowym. Citrę i pierzgę załadujemy w wora na jakieś 3 dni przed rozlewem i wrzucimy do piwa.
GARŚĆ UWAG
- Jak słusznie zauważyli bardziej doświadczeni koledzy, po kilku-kilkunastu warkach u człeka wkrada się pewna rutyna w tym sensie, że nie stoi cały czas nad garem. My poszliśmy sobie na obiad w momencie rozgrzewania brzeczki do warzenia, który to proces chcieliśmy przyspieszyć przy użyciu pokrywki. Oczywiście trochę nam wykipiało 😉
- Dużo wody do zacierania to łatwiejsze wysładzanie. Wiem, że to oczywistość, ale my do pewnego czasu trzymaliśmy się stosunku 1 kg słodu = 2,5 litra wody. Teraz staramy się, by było jej jeszcze więcej. W efekcie wysładzanie i filtracja przebiegają szybko i bezboleśnie;
- Optyka to dziwka. Zasyp tego piwa stanowią wyłącznie słody pilzneński (75%) i Biscuit (25%), a w garze wyszło ciemne niczym Brown Ale. Niezaznajomionych z fizyką informuję, że to nic nie znaczy i tak naprawdę piwo będzie koloru złotego. Czytaj: nigdy nie sugerujcie się kolorem widzianym w garze;
- Cały czas zachodzę w głowę, jak sprawdzić poziom napowietrzenia brzeczki przed fermentacją i mieć pewność, że tlenu jest na tyle dużo, by drożdże były szczęśliwe. My zazwyczaj po prostu raz agresywnie przelewamy płyn po wystudzeniu z kotła warzelnego do fermentora. Ktoś? Coś?
To chyba tyle. Zatem pora uzbroić się w cierpliwość i czekać na efekty!
Jeżeli chodzi o napowietrzanie, to z mojego punktu widzenia najlepiej sprawdza się intensywne (bardzo intensywne) bełtanie szczelnie zamkniętym fermentorem – jeszcze nigdy ten sposób mnie nie zawiódł, drożdże zawsze ochoczo startują i ładnie odfermentowują…
Sorry, że dopiero teraz odpisuję, ale WP postanowiło nie informować mnie o Twoim komentarzu :/
Hmm, ciekawa opcja – pewnie przetestuję. Mnie jednak chodzi bardziej o sprawdzanie poziomu napowietrzenia. W sensie: czy istneje jakaś techniczna możliwość wyliczenia co i jak?