2016 ma być rokiem wzrostu jakości polskich piw. Jeśli nasze browary utrzymają poziom zaprezentowany w Warszawie, słowo stanie się ciałem.
Na każdym festiwalu humor mi dopisuje i to wcale nie ze względu na spożyty alkohol, a możliwość spotkania z dziesiątkami fantastycznych ludzi. Z tego powodu moje oceny piw testowanych w czasie dużej imprezy zazwyczaj są wyższe, niż w przypadku zwykłej domowej degustacji.
W przypadku zakończonej w sobotę edycji Warszawskiego Festiwalu Piwa nie mam sobie nic do zarzucenia w kwestii obiektywizmu. Degustowane przeze mnie piwa po prostu stały na kosmicznie wysokim poziomie, jakiego jeszcze na tego typu wydarzeniu nie uświadczyłem. Moje słowa potwierdzi zdecydowana większość osób, które smakowały biało-czerwone wyroby. Zatem pora zacząć przegląd polskich piw, które wypiłem w Warszawie!
Browar Dukla – Porter Bałtycki
Na rozpoczęcie imprezy – ach, jestem mistrzem taktyki! – spróbowałem jeszcze nienazwanego Porteru Bałtyckiego z browaru Dukla. Trunek leżakuje obecnie w trzech beczkach po destylatach, ale Marek postanowił przywieźć do Warszawy kilka PETów z „gołą wersją”.
Piwo z Podkarpacia podrasowane zostało słynną już suską sechlońską i to ona stanowi jego dominantę. W zapachu dowodzi dżem śliwkowy, wsparty przez czekoladę i subtelną ogniskową wędzonkę. Smak prezentuje się jednoznacznie słodko, może aż za bardzo, choć z drugiej strony takie wcielenie kompletnie przykrywa alkohol. Mleczna czekolada i powidło ze śliwek rządzą od pierwszego do ostatniego akordu. Jeśli tylko słodycz się ułoży, to będziemy mieli petardę. [7]
Pracownia Piwa – Mr. Hard’s Rocks Milk
W ramach kontynuowania nieodpowiedzialnego zachowania chwyciłem za RISa, na którego namówił mnie Kuba Rosiek. To kolejna wariacja na temat flagowego piwa Pracowni, tym razem z dodaną laktozą. Zapach to standard pana Twardowskiego: piękny aromat wina, śliwek i wiśni miesza się tu z odrobiną czekolady i kawy.
Za to do ust wlewa nam się wyraźnie inny płyn, bardzo zbliżony do mlecznej czekolady w płynie połączonej z kawą. Nuty owocowe zeszły na drugi plan, goryczki praktycznie nie czuć, ale – kurczę – to jest ta konfiguracja, w której Mr. Hard’s Rocks (przynajmniej moim zdaniem) sprawdza się najlepiej. [9]
Nepomucen/AleBrowar – Lazy Barry
Po dwóch mocnych przyszła kolej na chwilę oddechu, czyli kooperacyjne dzieło Nepomucena i AleBrowaru. Oto przed Państwem wariacja na temat Grodziskiego (w zasypie nie tylko słód wędzony dębem), chmielona odmianą Simcoe. Połączone siły czołowych polskich kraftowców trafiły w punkt.
„Balans” to słowo klucz do tego piwa. Świerkowo-żywiczne nuty okazują się idealnie przystawać to szynkowej wędzonki i umiarkowanej zbożowości. Z kolei użyty zasyp i nieco wyższy ekstrakt (niecałe 10 Blg) delikatnie podkręcają pełnię piwa, nie zabijając przy tym rześkości. Świetne, nie tylko na „dzień po”. [8]
Browar Setka – Redneck
Festiwal to doskonała okazja do rozmowy o planach na przyszłość – jedną z nich przeprowadziłem z ekipą Poznańskich Targów Piwnych, która przy okazji rządzi browarem Setka. Jeśli wszystko wypali, na pewno pierwsi dowiecie się o szczegółach pomysłu. 😉
Rozmowę umilał nam Pils nachmielony Citrą. Moje nikłe piwowarskie doświadczenie podpowiada, że użycie tego chmielu na goryczkę może rykoszetem odbić się w aromacie nutami kociego moczu i cebuli. Na szczęście na tym się nie kończy, gdyż do nosa trafia potężna dawka cytryn i pomarańczy. Smak prezentuje się tak, jak pan Bóg przykazał: początkowa zbożowość zostaje szybko przełamana bardzo przyjemną goryczką. Ocena byłaby wyższa o stopień albo nawet dwa, jeno ta cebula… [6]
Artezan – Bałwan
Poszedłem po Złoty Pisiont i szkło Artezanowe, ale że piwo lać się nie chciało z beczki, postawiłem na podpiętego obok Bałwana, którego jak do tej pory nie miałem okazji pić. To Pale Ale na chmielach Cascade i Equinox, z czego ten drugi wpycha się na pierwszy plan.
Efekt? Cytrusowość wyraźnie podbita nutą kokosów i – w mniejszym stopniu – nafty. W ustach wyczuwam przede wszystkim przyjemną słodową podbudowę, skontrowaną dobrze wyważoną goryczką na finiszu. Smaczne, pijalne piwo. [7]
Piwne Podziemie/Latający Rosomak – Double Katastorfa
„Więcej torfu!” – oto idea, która przyświecała połączonym siłom Piwnego Podziemia i browaru domowego Latający Rosomak. Ekipy, które już raz owinęły nas bandażami, tym razem postanowiły zmumifikować degustujących niemal w całości.
Szpitalne motywy, podlane świeżym asfaltem dominują nad pozostałymi aromatami. Nieśmiało przebija się czekolada, ale chyba tylko po to, by puścić nam oko i wsiąknąć w bandaż. Na szczęście smak nie jest już tak jednoznacznie przegięty. Czuć sympatyczną słodycz kakao i ziołową goryczkę na finiszu, choć oczywiście to element apteczki także daje o sobie znać. [8]
Widawa – Imperial Wild Black Kiss Whisky Barrel Aged
Do końca 2016 roku jeszcze szmat czasu, ale ja już mam pewniaka do TOP3, o ile nie tytułu najlepszego polskiego piwa. Wojtek Frączyk i jego Brettanomyces Chrząstaviensis wyczarowali piwo kosmicznie kompleksowe, pełne doznań, a jednocześnie przyjemnie zbalansowane. Ułożone w taki sposób, że każda nuta ma chwilę solowego popisu.
Pierwsze zaciągnięcie to stanięcie oko w oko z tabunem koni – dzikość zrywa czapki z głów. Po chwili ujawniają się akcenty RISowe, przede wszystkim śliwki w czekoladzie. Do tego dochodzi jeszcze drewno i wanilia. Ten cudowny miks po złączeniu w jedną całość podsuwa skojarzenie z borówkowym czekodżemem.
W ustach gości piwo jednoznacznie ukierunkowane na RISowość. Gęsta faktura, minimalne wysycenie, królestwo czekolady i świeżo palonej kawy. Do tego słodycz rodzynek i zmyślnie zaznaczona goryczka dopełniają wizerunku geniuszu. [10]
Beer Bros. – Panzer Lager & Lollihop
Żeby móc pozbierać szczękę z podłogi po wypiciu specjału z Widawy udałem się na obiad. Po powrocie podbiłem do chłopaków z Beer Bros, którzy na kranach jak zwykle mieli trochę sztosów. Na pierwszą nóżkę Szymon sprezentował mi Panzer Lagera, czyli piwo, które śmiało może stawać w szranki z VIPem z Biedry (loool). 10,3% to w końcu nie w kij dmuchał! Szczęśliwie w rzeczonym lagerze, oprócz – oczywiście – słodowej podbudowy – nie brakuje pięknej ziołowej goryczki. Takoż w aromacie sporo się dzieje, za sprawą amerykańskich i brytyjskich chmieli. [7]
Później skosztowałem Lollihopa, czyli landrynkowe piwo uwarzone z myślą o Beer Geek Madness 4. Dwa zaskoczenia. Po pierwsze: trunek wcale nie wali alkoholem i nie jest wytrawny. Landryny wrzucone do gotowania szczęśliwie nie podbiły odfermentowania. Druga sprawa to słodycz – trochę na modłę lagerową. Strzelam, że to efekt dowalenia landrynek tuż przed rozlewem. I autentycznie – trunek ma zapach słodkich cukierków. Wcale nie musisz się tego domyślać. Ciekawe, nie powiem. Ale jakoś nie mam ochoty do niego wracać. [6]
Artezan – Transformator
Wracam do Artezana, bo oto koleżance Laurze udało się dopchać do kranu, by upolować 0,3l zblendowanego Samca Alfa i Preparatu. Oba piwa osobno to absolutne klasyki nie tylko podwarszawskiej ekipy, ale i polskiego kraftu. Wspólnie tracą na wartości. A może inaczej: nie spełniają oczekiwań.
Preparatu nie ma tu praktycznie w ogóle. Wędzonka zniknęła, karmel posłużył chyba tylko do „odczekoladowacenia” Samca. W zapachu królują akcenty beczkowe: drewno i wanilia oraz zioła. W smaku pojawia się frapująca nuta mięty, połączona z czekoladą i wanilią. Ogólnie rzecz biorąc – to całkiem dobre piwo, ale że oczekiwania były wywindowane do wręcz niemożliwych granic, muszę wystawić taką, a nie inną ocenę (w sumie bardzo dobrą przeca). [7]
Baird/Pinta – Bałtyk-Pacific Collaboration Porter
Pozwolę sobie dla pewności podkreślić: nienawidzę BJCP Nazi, a wszelkie klasyfikacje mnie mierżą. Jednak sęk w tym, że gdy próbuję Porter Bałtycki to oczekuję po nim pewnej kompilacji smaków i zapachów określających ten styl, a nie imperialnego Marcowego.
Tymczasem kooperacyjne piwo Pinty i japońskiego Baird pachnie właśnie jak miks Bocka i Märzena. Jest totalnie melanoidynowe i karmelowe. Czekolada i kawa? Zapomnij. Toże ze smakiem, w którym dominuje karmelowa słodycz, z lekka skontrowana ziołami. Jakom rzekł: gdyby to miało być Marcowe, może i nawet by mi smakowało. Ale do obok dobrego Porteru to nawet nie leżało. [5]
Trzech Kumpli/Piwne Podziemie – Tripadelic
Na zakończenie coś jasnego, a zarazem kolejna kooperacja Piwnego Podziemia. Razem z Piotrkiem Sosinem towarzystwo z Lubelszczyzny przygotowało piwo o rodowodzie belgijskim, z lekkim zabarwieniem amerykańskim. Cudownie zbalansowane – dodajmy.
W zapachu rządzą owocowe estry i przyprawowe fenole. Morele i brzoskwinie ubarwiono goździkami i imbirem. Chmiele grają niczym sekcja rytmiczna: w tle, jedynie podbijając brzmienie drożdży. W smaku czuć je już wyraźniej, bo i na modłę cytrusową (słodki grejpfrut), i tropikalną (coś a la marakuja), a na dodatek w solidnej, ale i szlachetnie krótkiej goryczce. Jednak ani przez chwilę nie masz wątpliwości, że to klasowe piwo belgijskie. Musicie koniecznie spróbować. [9]
Piłem tylko Bałtyk-Pacific Collaboration Porter i tu się w pełni zgadzam – wielki zawód. Tripadelic czeka w spiżarni. Mam pytanie odnośnie Imperial Wild Black Kiss Whisky Barrel Aged – czy te piwo przewidziane jest do sprzedaży butelkowej. czy to tylko speszal edyszon ma WFP?
Dobra nie ma pytania:) – widzę, że było w normalnej sprzedaży.