Rozśpiewany płaz zawitał do mojego ogródka. Dobrze, że mam na półce „Antologię polskiego bluesa”.
Firma Ursa Maior, o której nie tak dawno była mowa, w ramach swojej działalności, gloryfikuje nie tylko przyrodę i Bieszczady, ale także piwa. Browarnicy warzący napój w Bieszczadzkiej Wytwórni Piwa kombinują z nazwami i etykietami swoich produktów tak, by zadowolić i nasze podniebienia, i połechtać miłośników południowo-wschodniej Polski. Bombina Blues najlepszym tego przykładem.
Moja ulubiona część Polski żyje bluesem i poezją śpiewaną (której do owego wcale nie tak daleko), by wymienić przesympatyczny festiwal Bies Czad. Także tam można spotkać kumaka (bombinę), czyli jaskrawego płaza, o którym nie mam za wiele do powiedzenia, za to posiadam namiary na specjalistę. I tak, hokus pokus, nie wiadomo skąd, z połączenia tychże dwóch inspiracji wyszedł Ursie Robust Porter.
To nieco mocniejsza, bardziej ekstraktywna wersja angielskiego Brown Portera, choć jak zapewniali producenci Bombina Blues, ich specyfik miał nas łechtać obecnością amerykańskich chmielów (znów nie podano dokładnego składu…). Nie łechce, ale w sumie nie mam o to żadnych pretensji. Dlaczego?
Bo oto otrzymujemy klasycznego reprezentanta gatunku, na którym młodzi adepci piwnej sztuki mogą się nauczyć, czymże ten robust jest. Ano, trunek ów posiada dość wysoką, choć łatwo opadającą, drobno pęcherzykową pianę, której na plus trzeba zapisać i dzielne trwanie na czubku napoju, i niezły lacing. Kolor ciemnobrązowy z rubinowymi przebłyskami, dość klarowny.
Zapach Bombina Blues może nie powala, ale też jest zupełnie prawidłowy: kawa zbożowa, czekolada, słodowość – obecne! Jak to w Ursie bywa, delikatnie czuć DMS, ale dosłownie w stopniu minimalnym. Chmielów nie uświadczysz – jak już mówiłem to nie jest błąd, ale skoro już obiecywano takie atrakcje, to pasowałoby się z nich wywiązać.
Nie spodziewajcie się szaleństw po smaku: jest dość płaski, z dominującym udziałem kawy i czekolady, a w ostatnim akordzie z chmielowością i goryczką słodów palonych. Da się wyczuć odrobinę diacetylu (to w tym wypadku nie wada), a może to kremowość i niskie wysycenie robią mnie w konia, tudzież kumaka?
Bombina Blues nie przyprawi was o gęsią skórkę i nie zrewiduje waszych poglądów o piwie. Jest to natomiast zupełnie poprawny porter „piętnastka” (od ekstraktu), udowadniający, że Bieszczadzka Wytwórnia Piwa może dać nam odrobinę radości.