Kiedy zdradzasz, panie, rób to umiejętnie.
Szukałem pomysłu na prezent z okazji urodzin Rodzicielki, która nie potrzebuje niczego, bo wszystko co chciała, to ma. Rozwiązanie przyniósł mój ulubiony Teatr Bagatela, który wprowadził właśnie do swojego repertuaru nową sztukę: „Prawda” Floriana Zellera. Komedia ta od 2011 roku sprzedaje się w Paryżu na pniu, dlaczego więc miałoby się jej nie udać i u nas? Tym bardziej, że kto jak kto, ale aktorzy Bagateli w lekkich przedstawieniach sprawdzają się znakomicie. Moją opinię podzielają setki krakowian, o czym świadczą wyprzedane bilety na wszystkie lutowe odsłony „Prawdy”. Ludzie chcą się pobawić i przychodząc na Karmelicką 6 mają pewność, że spędzą 90 minut z uśmiechem na twarzy.
Reżyserowana przez Henryka Jacka Schoena sztuka zaczyna się jednak niezbyt ciekawie. Przez pierwszą, trwającą jakieś 10 minut scenę usilnie starałem się podnieść kąciki ust ku górze, ale drętwa Karolina Chapko i – jak się później okazało – rozkręcający się dopiero Marek Kałużyński sypali banałami, wprowadzając nas jedynie w intrygę. Oto Michael, facet z nadciągającym kryzysem wieku średniego, umawia się z Alice, żoną swojego najlepszego przyjaciela, Paula (Wojciech Leonowicz). Nie na kawę, no przecież że nie! Państwo wynajmują przytulny pokoik w centrum Paryża, by przez kilka godzin w tygodniu oddać się cielesnym uciechom.
Im dalej w sztukę, tym – na szczęście – bardziej zabawnie. Alice zaczynają targać wyrzuty sumienia, jej mąż – którego zresztą kocha – stracił pracę. Chce wyznać mu PRAWDĘ. I tu zaczyna się jazda – Michaelowi oczywiście pomysł się nie podoba, musi więc wcielić się w trzy role na raz, by skutecznie okłamywać i Paula, i swoją żonę Laurence (świetna Ewelina Starejki), a na dodatek odwodzić kochankę od pomysłu. Gmatwanina półprawd sięga jednak dalej, niż sądzi główny bohater i prowadzi do nieoczekiwanego zakończenia, po drodze autentycznie śmiesząc, ale i dając do myślenia. Szczególnie wtedy, gdy Michael i Laurence obiecują sobie kłamać w taki sposób, by druga strona nie odkryła fałszu.
Jeśli scenariusz przypomina wam nieco intrygę hitowego „Mayday”, to owszem – macie rację. Skromna, pokojowa scenografia również puszcza oko do maniaków tamtego przedstawienia. „Prawda” – jeśli wyjąć niezbyt udany początek – bawi równie skutecznie, ale moim zdaniem pozwala nam wysnuć inne wnioski. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że usprawiedliwia romanse, o ile te są skutecznie kamuflowane. Nie jest to rzeczywistość, z którą się zgadzam, ale z drugiej strony to przecież tylko komedia, na jej myśl przewodnią można wobec tego patrzeć przez palce.
Skoro więc Rodzicielka i ja bawiliśmy się przednio, to mimo kilku zastrzeżeń mogę wszystkim polecić „Prawdę” z czystym sumieniem. Typuję, że Teatr Bagatela dorobi się kolejnego przeboju.